Seria poważnych awarii w europejskiej energetyce nie jest dziełem zimy ani pechowego zbiegu okoliczności. Przyczyną okazała się zawodność Odnawialnych Źródeł Energii. W czasie niemieckiej prezydencji w Unii Europejskiej był to temat tabu. Miejmy nadzieję, że Portugalia znajdzie więcej odwagi, aby poważnie zająć się bezpieczeństwem energetycznym - pisze eurodeputowana PiS Izabela Kloc w swoim najnowszym komentarzu przesłanym do netTG.pl:
Z początkiem stycznia półroczne przywództwo w Unii Europejskiej przejęła Portugalia. Za wcześnie, aby rząd w Lizbonie oceniać po czynach. Same deklaracje nie brzmią źle, choć dopadła je typowa unijna przypadłość, czyli brak konkretów i omijanie poważnych problemów. Wśród priorytetów prezydencji jest „Europa Zielona”.
– Unia Europejska powinna stać się światowym liderem w działaniach na rzecz klimatu, zwiększając swoją zdolność do przystosowania się do skutków zmiany klimatu i promując konkurencyjny model gospodarczy, który jest neutralny klimatycznie i odporny – deklaruje rząd w Lizbonie.
Z odpornością bywa ostatnio różnie.
Od dwóch miesięcy jesteśmy świadkami poważnych awarii sieci energetycznych na europejską skalę. Zaczęło się od Francji. Wygaszenie reaktora atomowego i kilka bezwietrznych dni wywołało kryzys energetyczny, który zażegnano dzięki awaryjnemu włączeniu elektrowni węglowych. Do bardzo podobnej sytuacji doszło w Hiszpanii, która dała się zaskoczyć zimie. Energetyka odnawialna nie poradziła sobie ze zwiększonym poborem mocy. Tam kołem ratunkowym okazały się rezerwy gazu ziemnego. Do zaburzeń w dostawach energii i skoków cen prądu doszło też, m.in. w Wielkiej Brytanii i Irlandii.
Najpoważniejsza i największa awaria wydarzyła się jednak 8 stycznia.
Odnotowano znaczny spadek częstotliwości w synchronizowanych ze sobą, europejskich sieciach elektroenergetycznych. Zdaniem ekspertów zaczęło się od Rumunii, która „zainfekowała” Węgry, a dalej awaria dotknęła prawie całą Europę. O problemach raportowały, m.in. Włochy, Bułgaria, Grecja, Chorwacja i Turcja. W mediach najgłośniejszym echem odbił się przykład Austrii, gdzie sieć udało się ustabilizować tylko dzięki węglowym i atomowym elektrowniom w sąsiednich krajach. Przypomnijmy, że rząd w Wiedniu należy w Europie do najbardziej radykalnych, jeśli chodzi o transformację energetyczną w duchu Zielonego Ładu. Jak się okazuje, za klimatyczną nadgorliwość Austria musi teraz słono płacić. Strachu najadła się cała Europa. Zdaniem ekspertów tak poważnej awarii sieci nie odnotowano od blackoutu w 2006 roku, który zaczął się od kłopotów w Niemczech, ale swoim zasięgiem objął całą Europę.
Tym razem udało się uniknąć totalnej katastrofy, ale do ilu razy sztuka? Na ile realna jest groźba blackoutu?
Takie pytania powinny się wreszcie pojawić w europejskich mediach. Dziennikarze, karmieni przez lata mitem o niezawodności OZE nie wiedzą nawet, jak komentować serię energetycznych awarii. Niestety, winę ponosi też polityka informacyjna Unii Europejskiej. Płynąca z Brukseli narracja oparta jest na politycznej poprawności. Nie wolno krytykować ani podważać idei, które są ważne dla lewicowej większości, dominującej w Unii Europejskiej. W tym zestawie, na poczesnym miejscu znajduje się Zielony Ład. Polityczno-klimatyczna poprawność skutecznie blokuje dyskusję o wadach energetyki odnawialnej.
Dłużej nie da się jednak milczeć ani udawać, że wszystko jest w porządku.
W styczniu temperatury okazały się niższe, a opady śniegu większe, niż w ubiegłym roku. Ale to nie jest nawet namiastka „zim stulecia”, jakie pamiętamy sprzed 20-30 lat. One zapewne wrócą, ponieważ tak wynika z długookresowych cykli pogodowych. Jak sobie wtedy poradzi europejska odnawialna energetyka, jeśli już teraz sprawia kłopoty choć za oknami nie dzieje nic, co mogłoby nas zaskoczyć o tej porze roku?
Unia Europejska jeszcze nie jest gotowa do debaty o zawodności OZE i jak się przed nią uchronić, choć sposób jest oczywisty. Dopóki nie pojawi się technologia pozwalająca magazynować prąd uzyskany z energetyki odnawialnej – a na razie się na to nie zapowiada – należy utrzymywać, unowocześniać i rozwijać energetykę sterowalną, opartą na węglu, gazie i atomie. Prezydencja niemiecka nie poruszała tego wątku. Trzeba mieć nadzieję, że więcej odwagi wykaże Portugalia.
W Parlamencie Europejskim odbyła się debata na temat priorytetów portugalskiej prezydencji. Zabrałam głos w tej dyskusji:
– Wielu Europejczyków zamiast cieszyć się z uroków zimy, zastanawia się jak przetrwać tę porę roku. Ich obawy są uzasadnione. Jesteśmy ostatnio świadkami niebywałej fali zaburzeń w dostawach energii i skoków cen prądu. Zima obnażyła zawodność odnawialnych źródeł energii i przywróciła obawy o bezpieczeństwo energetyczne. Prezydencja portugalska nie podjęła tego tematu.
Ostatnie miesiące pokazały, że zbyt szybka transformacja energetyczna pociąga za sobą ryzyko poważnych zawirowań w produkcji i dystrybucji energii. Do tego mamy kosmiczne rachunki za prąd. Tak dzieje się już we Francji, Hiszpanii, Irlandii, Austrii, a do końca zimy jest jeszcze daleko.
Apeluję aby nie pomijać problemu bezpieczeństwa energetycznego i dostępu do energii. Musimy zagwarantować rozsądne tempo transformacji energetycznej, z wykorzystaniem jednak rodzimych paliw kopalnych jako stabilizatorów systemu energetycznego. Nasz kontynent nie może pogrążyć się w zimnie i ciemnościach tyko dlatego, że wiatraki lub panele słoneczne są w modzie i przynoszą zyski wybranym. Myślę, że czas przeprosić się z węglem.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.