Polskie pensje szybciej gonią średnie wynagrodzenie brutto w UE, nadal jednak potrzeba 18 lat, byśmy osiągnęli średni unijny poziom zarobków - wynika z wyliczeń Grant Thornton, przy założeniu, że dynamika wzrostu płac z ostatnich trzech lat utrzyma się w przyszłości we wszystkich badanych krajach.
Według tegorocznej edycji raportu Salary Catch Up Index, w 2019 r. Polska plasowała się na siódmym miejscu od końca pod względem średniego wynagrodzenia brutto w krajach Unii Europejskiej. Nominalnie Polacy zarabiali prawie trzykrotnie mniej niż średnia unijna i prawie pięć razy mniej niż w prowadzącym w zestawieniu Luksemburgu. W porównaniu z zeszłorocznym raportem firmy audytorsko-doradczej Grant Thornton, Polska nieznacznie wyprzedziła Chorwację i Węgry, ustępując jednocześnie Litwie.
Inaczej zestawienie zarobków wygląda, jeśli uwzględni się siłę nabywczą pieniądza w poszczególnych krajach UE. Wtedy plasujemy się na 8 miejscu od końca, a w porównaniu z obywatelem Luksemburga jesteśmy 3 razy mniej zamożni.
Tomasz Wróblewski z Grant Thornton, prezentując raport podczas konferencji online zwrócił uwagę, że w ostatnich trzech latach (2017-2019) dynamika płacy brutto w Polsce wyniosła 5,6 proc. rocznie (po uwzględnieniu inflacji), tymczasem w UE było to średnio niespełna 0,4 proc. To oznacza, że pensje w Polsce rosły w ostatnich trzech latach 15-krotnie szybciej niż średnio w Unii Europejskiej.
- Ciągle jednak - jak mówił - dzieli nas ogromny dystans do średnich zarobków w UE.
- W 2000 r. nasze zarobki sięgały jednej piątej zarobków Europejczyka, a w 2019 - jednej trzeciej. Relacja płac w Polsce do średniej w Niemczech wzrosła z 16 do 26 proc. Do pokonania jest cały czas olbrzymi dystans, wręcz wielopokoleniowy - zauważył.
Z wyliczeń firmy wynika, że jeśli obecna dynamika płac utrzyma się w przyszłości we wszystkich krajach, dogonimy średnie unijne zarobki w lipcu 2038 roku.
Pierwszą dogonimy Portugalię - za 5 lat, a ostatnią Irlandię za 39 lat. Niemcy moglibyśmy dogonić za 28 lat. Pozytywną informacją - jak wskazał Wróblewski - jest fakt, że w zeszłorocznej edycji raportu zrównanie płac ze średnią unijną miało nastąpić dopiero w 2069 r, a w edycji sprzed dwóch lat - w 2077 r.
Wróblewski zastrzegł, że są to wyliczenia czysto matematyczne i w żadnym razie nie należy ich traktować jak prognoz.
Zaznaczył, że Polska ma potencjał do większego wzrostu płac. Jego zdaniem potrzebne jest do tego m.in. zwiększenie efektywności pracy.
- Cały czas odstajemy, jeśli chodzi o efektywność, organizację pracy od najlepszych, czyli żeby w tym samym czasie pracy zrobić więcej. Chodzi też o to, by z tej samej jednostki pracy była większa wartość, za którą będzie ktoś w stanie więcej zapłacić. Jest to możliwe, gdy za danym dobrem czy usługą stoi coś wyróżniającego, innowacyjnego. To powinno być domeną przedsiębiorców i ich priorytetem, a państwo powinno tworzyć warunki do tego, by przedsiębiorcy mogli te priorytety realizować - stwierdził.
Z raportu wynika, że w latach 2000-2012 zarobki polskich pracowników rosły o jedną siódmą wolniej niż wynosiło ogólne tempo rozwoju polskiej gospodarki. Gdyby rosły w tym samym tempie co PKB, średnie miesięczne wynagrodzenie brutto w Polsce byłoby teraz o 1200 zł wyższe. Od 2013 wynagrodzenia rosły w tym samym tempie co PKB.
Raport pokazuje również, że pandemia miała niewielki wpływ na poziom płac w Polsce. W lutym wynagrodzenia brutto w sektorze przedsiębiorstw rosły w realnym tempie 3 proc., podczas gdy w październiku było to 1,6 proc. Dla porównania w Portugalii płace spadają realnie o 7,3 proc., choć w lutym rosły o 5 proc. Silny spadek płac widoczny jest też w Niemczech.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.