Każdy, kto oglądał jego prace przyzna, że ma oko do fotografowania. Zwłaszcza te zdjęcia, wykonane w podziemnych wyrobiskach kopalni, robią spore wrażenie. Dla Radosława Wojnara z Bierunia fotografowanie to wielka pasja. Marzą mu się zdjęcia z kosmosu. Przekonuje, że ich wykonanie to wcale nie takie skomplikowane zadanie.
Ojciec wspierał
– Trudno policzyć, ile razy wcisnąłem spust migawki w swoim życiu. Setki tysięcy? Miliony? Ten charakterystyczny dźwięk towarzyszy mi od najmłodszych lat. Zaczęło się od wygranych konkursów w gimnazjum. Zapamiętałem zwłaszcza jeden, poświęcony powiatowi bieruńsko-lędzińskiemu. Sfotografowałem kościół. Długo pracowaliśmy wraz z ojcem, także miłośnikiem fotografowania, nad obróbką tego zdjęcia. No i zdobyło pierwsze miejsce. Dzisiaj fotografia jest w zasadzie moją drugą profesją – opowiada o sobie Radosław Wojnar.
Swoje pierwsze profesjonalne zdjęcia wykonał jako pracownik firmy odzieżowej. Był to pokaz najnowszych kreacji, w którym wzięły udział zawodowe modelki.
– Zadanie wykonałem wzorowo. Wszyscy byli pod wrażeniem. Od tego czasu już skończyłem z fotografowaniem do szuflady. Chodził mi też po głowie pomysł rozpoczęcia studiów w Akademii Filmowej w Łodzi. Ten plan jednak nie wypalił z różnych powodów. W końcu podjąłem pracę w kopalni. Szkopuł jednak w tym, że kopalnię też można fotografować, zarówno na powierzchni, jak i na dole. Miałem szczęście, poznałem Wojtka Wikarka, również pracownika ruchu Piast, utytułowanego bieruńskiego fotografika i operatora kamery, z którym do dziś dzielę swą pasję. Film „Najdłuższa szychta”, przywołujący historię górniczego protestu sprzed prawie czterdziestu lat, to właśnie jego dzieło. Wojtek towarzyszył mi potem w mojej pierwszej podróży na dół z aparatem – wspomina Radosław Wojnar.
Chodził w odległe rejony
Co ciekawe, zdjęcia wykonane na dole, tak bardzo spodobały się służbom technicznym kopalni, że postanowiły częściej wykorzystywać talent swego pracownika do pomocy przy sporządzaniu niezbędnej dokumentacji wyrobisk kopalni. Nie była to jednak wcale łatwa praca.
Radosław Wojnar, fotograf-górnik. Zdj. ARC
– Szczerze mówiąc, na takiej dniówce bardziej się naharowałem niż we własnym oddziale wydobywczym. Chodziłem w bardzo odległe rejony kopalni, taszczyłem z sobą sprzęt, w tym oświetlenie i statyw. Przekonałem się wówczas na własnej skórze, że fotografowanie na dole to bardzo skomplikowane zadanie. Przede wszystkim trzeba dysponować solidnym sprzętem i potrafić odpowiednio zabezpieczyć go przed pyłem. Z aparatami, które nie są wyposażone w obiektywy ze zmienną ogniskową, lepiej nie zjeżdżać. Podziemne wyrobisko to nie jest miejsce, gdzie swobodnie można zdejmować i nakładać obiektywy. Pył dostanie się wszędzie i po aparacie. Istotne jest mocne światło, najlepiej wyzwalane drogą radiową, bo sama lampa błyskowa nie zda egzaminu – tłumaczy techniczne zawiłości.
Z pewnością najlepsze zdjęcia wykonane przez Radosława Wojnara to te przedstawiające postacie górników w trakcie codziennej szychty. Są ze wszech miar wyjątkowe, nie tylko pod względem technicznym. Bywa, że przyprawiają o dreszcz emocji. Górnicy przenoszący ciężkie elementy obudowy, kombajniści wpatrzeni w piloty do obsługi maszyn idealnie wpasowują się w kadr w bardzo trudnych, podziemnych warunkach, niskich pokładach i ciasnych chodnikach.
Poczuć na własnej skórze
– Jedna próba, druga, trzecia, ale przecież ci ludzie nie pozują mi do zdjęć, tylko pracują. Nie mogę nikogo zmuszać, żeby raz jeszcze wykonał tę czy inną czynność. Dlatego często pojawiały się momenty frustracji, bo czegoś się nie udało zrobić, bo taka sytuacja już się nie powtórzy. Raz istotny element lub postać znalazła się poza klatką, innym razem idealnie wpasowała się w kadr, ale zabrakło ostrości. Mam zdjęcie przedstawiające urabiający kombajn na pełnych obrotach. Widać mocne odpryski węgla. Udało mi się błysnąć światłem na ten pył. Drugiego takiego może już nie uda mi się zrobić – opowiada dalej Wojnar.
Seria fotografii, których bohaterami są jego koledzy z oddziału GIIP, została wystawiona przed dwoma laty w Bieruniu, na Barbórkę. Wypadła znakomicie. W zasadzie nie było słabego zdjęcia. Wszystkie wyjątkowe. W Bojszowach przedstawił serię fotografii pod wspólnym tytułem „Barbórka okiem górnika”. Była licytacja najlepszych prac. Dochód przeznaczył na potrzeby Fundacji Rodzin Górniczych.
Kiedy padają słowa pochwały, Radosław Wojnar kiwa głową.
– Żadne fotografie nigdy nie oddadzą tego, jak naprawdę tam jest na dole. Tego nie da się opisać, pokazać ani opowiedzieć. Pracę górnika trzeba poczuć na własnej skórze, dopiero wtedy można coś o niej powiedzieć. Tak specyficzne warunki podczas roboty nie zdarzają się nigdzie indziej. Zdjęcia pokazują jedynie namiastkę dołu kopalni. Nie można dzięki nim poczuć temperatury, wilgoci ani usłyszeć hałasu pracujących na dole maszyn – zapewnia.
Marzenia o kosmosie
Lecz kopalnia to niejedyne miejsce, które fotografuje. Górnik z Piasta to zapalony snowboardzista. Jest rozkochany w Alpach. W obiektywie utrwalił także fiordy Norwegii, wspaniałe krajobrazy Hiszpanii i Chorwacji. Pięknie wyszły jego zdjęcia Drogi Mlecznej wykonane na Teneryfie. Teraz marzy o czymś zupełnie wyjątkowym – o fotografowaniu z kosmosu.
– Nie jest to jakieś wielkie przedsięwzięcie. Podróż do stratosfery trwa ponad 3 godziny. Balon to koszt rzędu 300 zł. Do tego kamerka i GPS. Jestem pilotem drona, więc coś na temat lotów wiem. Mogą być problemy z poszukiwaniem kamerki, która opuszczona na spadochronie, lubi wylądować nawet 150 km od miejsca startu. Nie zniechęcam się tym, lubię iść pod prąd. Zbieram ekipę i niebawem startujemy – deklaruje Radosław Wojnar.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.