Zagadnienie zagrożenia pożarowego w górnictwie pozornie może wydawać się proste. Już dziecko zdaje sobie sprawę, że ogień jest gorący, a dymem można się udusić. O tym, że pożar endogeniczny może powstać właściwie samoistnie, wie zapewne każdy górnik. Większość osób jednak nie zdaje sobie sprawy, jak podstępnym przeciwnikiem jest ogień i jak zabójczo skuteczną bronią dysponuje. Choć w obecnym stuleciu zagrożenie pożarowe nie zaznacza się w statystykach wypadków śmiertelnych, jeszcze przez niemal cały XX wiek płomienie zbierały śmiertelne żniwo.
Tragiczne statystyki
Niejednokrotnie pojedynczy pożar zabijał dziesiątki górników. W naszym kraju szczególnie tragicznie zapisała się katastrofa z roku 1896 w kopalni Kleofas – pochłonęła ona 105 ofiar. Podobnie kształtuje się liczba zabitych w pożarze w kopalni Barbara-Wyzwolenie w 1954 r.
W górnictwie światowym, pojedynczy pożar wielokrotnie bywał przyczyną setek zgonów. Skąd tak tragiczne statystyki? Czyżby kiedyś tłoczono w jednym wyrobisku setki górników, którym ogień odcinał drogę ucieczki? Otóż nic bardziej mylnego.
Pożar podziemny to zjawisko niezwykle skomplikowane. Ogień potrafi zaskoczyć również w pozornie bezpiecznych miejscach kilkoma bardzo groźnymi towarzyszącymi zjawiskami. Pierwszym i chyba podstawowym, najbardziej śmiercionośnym jest odwrócenie prądu powietrza. Sieć wentylacyjna kopalni składa się z systemu bocznic, czyli wyrobisk, którymi płynie powietrze. Regułą jest obecnie przewietrzanie poszczególnych oddziałów prądami niezależnymi - czyli takimi, które oddzielają się od prądu wlotowego powietrza świeżego i po przewietrzeniu rejonu wentylacyjnego dołączają do wylotowego prądu powietrza zużytego, po czym szybem wydechowym usuwane są z kopalni, wysysane przez wentylatory głównego przewietrzania.
W uproszczeniu - powietrze jest zasysane do kopalni szybem wdechowym, na którym nie ma wentylatorów, następnie dzieli się na kilka niezależnych strumieni, które łączą się przed szybem wydechowym. Zabudowany tu wentylator ssący przetłacza powietrze na zewnątrz. Pojawienie się ognia może jednak znacznie namieszać w sieci wentylacyjnej.
Zmiana kierunku przepływu
Ogrzane powietrze ma bowiem tendencję do unoszenia się ku górze (co było kiedyś wykorzystywane do przewietrzania kopalń przez stawianie w szybach wydechowych tzw. pieców wentylacyjnych). Ogień w wyrobisku pochyłym wytwarza tzw. depresję pożaru, która w prądzie wznoszącym jest zgodna z kierunkiem działania wentylatora, jednak w prądzie zstępującym przeciwstawia się mu i może doprowadzić do odwrócenia kierunku przepływu. Dymy zaczną wtedy cofać się – mogą znaleźć się w prądach powietrza świeżego, zaskakując załogę w obrębie całej sieci wentylacyjnej. Jednak nawet w preferowanym obecnie systemie przewietrzania prądem wznoszącym, może dojść do zmiany kierunku przepływu powietrza. Przyczyną może być na przykład obwał, czy zwyczajne otwarcie lub zamknięcie tamy w odległym zakątku kopalni.
Niejednokrotnie przyczyną śmiertelnie groźnego odwrócenia prądu było postawienie w trakcie akcji pożarowej tamy izolacyjnej w miejscu, które okazało się ku temu nieodpowiednie, bądź stawianie tam w niewłaściwej kolejności.
Podsumowując: wyobraźmy sobie sytuację, kiedy zamknięcie okna przez sąsiada mieszkającego pięć pięter poniżej powoduje, że w naszym mieszkaniu czuć zapachy z kuchni innego, zamieszkującego trzy piętra niżej. A teraz wyobraźmy sobie, że nie chodzi tu o zapach smażonej cebuli, ale o śmiertelnie toksyczne dymy pożarowe. Dymy, które w dodatku mogą zapalić się lub, co gorsza, wybuchnąć.
Zabójcze gazy
Gazy pożarowe często są bowiem palne lub wybuchowe. Niedostatek powietrza w ognisku pożaru powoduje, że nie wszystkie produkty spalania są utlenione całkowicie. Taka mieszanka, po połączeniu z bogatym w tlen powietrzem z innego wyrobiska, na przykład na skrzyżowaniu chodników, może w przypadku odwrócenia prądu trafić z powrotem do ognia i eksplodować. Pożar może także doprowadzić do zapalenia, bądź wybuchu metanu, a wskutek tego, również do eksplozji pyłu węglowego. Zdarzenia takie były w przeszłości wręcz nagminne w trakcie tamowania ognisk pożarowych, przyczyniając się do ofiar wśród ratowników.
Powaga zagrożenia pożarowego w podziemnych wyrobiskach nie wynika zatem tylko z bezpośredniego działania ognia. Górnik może być narażony na zatrucie dymami z wyrobiska oddalonego od niego o całe kilometry. Całkowicie bezpieczny nie może czuć się nawet będąc blisko wlotowego prądu powietrza świeżego. Stąd niesamowicie istotna jest uporządkowana sieć wentylacyjna, jej doskonała znajomość przez osoby odpowiedzialne za prowadzenie akcji ratunkowej, ale także utrzymywanie urządzeń takich jak tamy w doskonałym stanie technicznym.
Nie zawsze dbano o te elementy. W przeszłości przewietrzanie wyrobisk bywało często efektem mniej lub bardziej udanej improwizacji. W takiej sytuacji pojawienie się ognia wywoływało nieprzewidziane konsekwencje, a akcje ratunkowe prowadzone były po omacku.
Pamiętajmy, że i dziś, mimo postępu technicznego, jedna nieszczelna tama, czy też jedno niedrożne wyrobisko, może być źródłem śmiertelnego zagrożenia dla dziesiątków osób. O dużej liczbie ofiar pożarów niemal zawsze decydowały pozornie nieistotne szczegóły. Skutki są widoczne na Górnym Śląsku do dziś, choćby w postaci pomników i zbiorowych grobów. Mało kto pamięta przyczyny…
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.