Najpierw była wielka, tłumiona przez lata złość. Z niej narodził się bunt, a potem wybuchła nadzieja. Rzucone w Gdańsku, Szczecinie i Jastrzębiu kamienie wywołały lawinę, która zmieniła układ politycznych sił w Europie i na świecie. Wszystko to było możliwe dzięki ludzkiej lojalności, zaufaniu i wzajemnej solidarności tych, którzy upomnieli się o godziwe warunki pracy i ludzką godność. Bo solidarność, to przecież jeden z drugim…
Tarnogórski Fazos był pierwszym zakładem pracy na Śląsku, w którym w sierpniu 1980 roku wybuchły strajki. Protest rozpoczął się 21 sierpnia 1980 r. podczas przerwy śniadaniowej. Pracownicy przekazali wówczas wiceministrowi górnictwa Januszowi Strzemińskiemu postulaty, wśród których znalazły się żądania zwiększenia wysokości zasiłków rodzinnych, poprawy zaopatrzenia placówek handlowych, likwidacji sklepów komercyjnych i przywrócenia cen z 1976 r., zmniejszenia wydatków na cele propagandowe i reprezentacyjne. Domagano się także pełnej informacji na temat sytuacji w kraju i postulatów wysuniętych przez załogi Wybrzeża, żądając umożliwienia wystosowania do nich listu solidarnościowego.
Strajk w kopalni Manifest Lipcowy zaczął się 28 sierpnia. Jak wspominał w wywiadzie dla Górniczej uczestnik tamtych wydarzeń Tadeusz Jedynak, historia była kuriozalna.
- Stefan Pałka na trzeciej zmianie zatrzymał zjazd na dół. Protestujący mieli tylko jeden postulat: powiadomić w środkach masowego przekazu, że górnicy popierają strajkujących na Wybrzeżu. Nie było wtedy łączności, telefony nie działały, a delegacje jadące do stoczniowców były zatrzymywane i Gdańsk nie wiedział, że górnicy strajkują. Nasi adwersarze powiedzieli, że są niekompetentni, aby podjąć taką decyzję. Gdyby się zgodzili, prawdopodobnie górnicy poszliby do pracy. Zaraz potem dotarł do nas człowiek z kopalni Zofiówka i powiedział, że oni też strajkują - opowiadał.
Do protestu dołączył jakiś zakład fryzjerski, nauczycielki z Jastrzębia, potem kopalnie: ZMP, Moszczenica i kolejne. Informacja o strajku przenoszona była z ust do ust. Potem powstał komitet międzyzakładowy. Na jego czele stanął Jarosław Sienkiewicz.
Jedynak, podobnie jak wielu innych bohaterów tamtych dni podkreślał, że ludzie zaprotestowali przede wszystkim, by poprawić swoje warunki pracy.
- Chcieliśmy likwidacji czterobrygadówki i ustanowienia wolnych sobót. Właściwie chodziło o gwarancję, że ludzie nie będą pracowali w święta. Następną sprawą były uprawnienia dla związków zawodowych. Od tego czasu relacje między pracodawcą a załogą uległy znaczącej poprawie, a siła związków spowodowała, że praca w górnictwie zmieniła się na lepsze. Wcześniej to było więcej niż niewolnictwo. Sam pracowałem na dole i dopiero kilka lat po wypadku przeszedłem na powierzchnię. Ludzie pracowali na okrągło. To była harówa. W początkowych postulatach walczyliśmy o wszystko: kawę, mleko, rękawice, gumowce, pralnię. Nawet, jeżeli praca jest ciężka, a w górnictwie zawsze tak będzie, to nie znaczy, że ludzi można pozbawiać godności - mówił.
Warunki pracy w kopalniach, dzięki protestom i zawartemu w Jastrzębiu porozumieniu, znacząco się poprawiły. Ale co równie ważne, umowa z rządzącymi rozszerzona została na wszystkie branże i cały kraj, a co za tym idzie Solidarność mogła zostać zarejestrowana jako związek ogólnokrajowy. A potem… potem zmieniła historię.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.