Wystarczy solidny rozpęd, mocne wybicie i za kilka minut jest się już wysoko ponad ziemią. Grzegorz Figa, sztygar zmianowy z kopalni Ruda, para się lotniarstwem od kilku dobrych lat. Jak sam powiada – po wielu dniówkach spędzonych pod ziemią dobrze jest czasem poczuć się wolnym jak ptak. Lotniarstwo to jednak sport tylko dla odważnych. Jeden mały błąd w powietrzu może kosztować życie.
Z balansowaniem bywa trudniej
Lotnia to inaczej statek powietrzny sterowany poprzez zmianę względnego położenia środka ciężkości pilota. Istotne jest, aby nauczyć się prawidłowo startować i lądować. Tego uczą na kursie. Z balansowaniem bywa trudniej, ponieważ nauka szybowania nie przewiduje lotów w towarzystwie instruktora. Do tego trzeba mieć po prostu dryg. Jeśli uczestnikowi kursu uda się wznieść w przestrzeń powietrzną, a następnie prawidłowo wylądować, to nie powinno być problemu z uzyskaniem niezbędnego świadectwa kwalifikacji pilota lotni w podstawowym zakresie.
– Gdy ktoś mnie pyta, jakie umiejętności powinien posiąść pilot lotni, zawsze odpowiadam: musi być przede wszystkim dobrym meteorologiem. Szkopuł w tym, żeby na start wybrać dobrą pogodę, słoneczną, w miarę bezchmurną, z odpowiednim wiatrem. Podstawa to umieć rozpoznawać rodzaje chmur. Dla przykładu altocumulus lenticularis oznaczają ocieplenie pogody i zwiększenie siły wiatru. Nie wróżą nic dobrego, raczej silne turbulencje. Cumulonimbusy są niebezpiecznymi chmurami burzowymi. Na ich widok lepiej zwijać się i zapomnieć o startowaniu. Z kolei cumulusy cieszą oczy wszystkich lotniarzy. Takie chmury oznaczają doskonałą pogodę z dobrymi noszeniami. Pozostają jeszcze ammatusy oznaczające stabilizację aury i cirrusy zapowiadające rychłe nadejście zmian w pogodzie – opowiada Grzegorz Figa.
Sztuka nabierania wysokości
Zdarza się często, że lotniarz będący w powietrzu napotka cumulonimbusa, choć jeszcze przed startem wydawało mu się, że niebo jest w miarę czyste.
– Takie spotkanie może zakończyć się wręcz tragicznie. Na wysokości powyżej 3 tys. m istnieje groźba wciągnięcia lotniarza do tworzącej się chmury burzowej i wyrzucenia nawet na wysokość 9 do 10 tys. m ponad ziemią, gdzie brakuje tlenu i panuje bardzo niska temperatura – dodaje lotniarz.
Sztuką jest też umiejętność nabierania wysokości. Pomagają w tym dwa urządzenia, o których startując nie można zapomnieć – wariometr i gps. Pierwsze urządzenie śledzi proces wznoszenia się bądź opadania. Za pomocą drugiego ustawia się parametry lotu, co ułatwia dotarcie do wyznaczonego miejsca lądowania.
– Skrzydła lotni przypominają literę V i są skonstruowane na ramie, która sztywno je trzyma. Samo sterowanie odbywa się poprzez balansowanie ciałem i pociąganie za sterówki, lewą i prawą. Krótko mówiąc, jestem podpięty do lotni uprzężą i leżę w tzw. kokonie, skąd umiejętną zmianą położenia środka ciężkości wymuszam zmianę kierunku lotu. Chcąc się unieść, muszę poszukiwać prądów wznoszących, czyli rozgrzanego powietrza, które unosi się do góry. To zadanie ułatwia manometr. Lekkie turbulencje oznaczają, że jestem na dobrej drodze. Dość ryzykowne jest latanie nad lasem, gdzie ciepłe powietrze odbija się od gruntu tworząc tzw. bąbelki, co objawia się w postaci turbulencji, ale już nieco silniejszych. Wówczas skrzydło lotni może się złożyć i nie pozostaje zwykle nic, tylko otwarcie spadochronu stanowiącego obowiązkowe wyposażenie każdego pilota. Miałem taką sytuację, że w ciągu niespełna trzech minut straciłem 100 m wysokości – przyznaje latający sztygar z Bielszowic.
Jeśli komuś za mało jest adrenaliny, może sam spowodować kontrolowane opadanie lotni na tzw. spiralę lub korkociąg.
– Ja wykonałem taką ewolucję na wysokości 2,5 tys. m. Lotnia kręci się wokół siebie i bardzo szybko traci wysokość. Korkociągu nie można wykonywać zbyt nisko nad ziemią, ponieważ można nie wyprowadzić lotni z powrotem, albo co gorsza skrzydło owinie pilota. W tej sytuacji nie pomoże nawet spadochron. Ewolucje zarezerwowane są dla wytrawnych pilotów – opowiada dalej Grzegorz Figa.
Prawdziwy raj to Chorwacja i Włochy
W Polsce przy dobrych warunkach termicznych można pokonać dystans nawet 200 km, ale prawdziwym rajem dla lotniarzy są Chorwacja i Włochy. Latem pogoda jest tam w miarę stabilna, gwarantująca bezpieczne żeglowanie w powietrzu przez dłuższy czas.
– Kask, buty, kombinezon, uprząż, sprzęt techniczny i sama lotnia do tanich raczej nie należą. Ale cóż, każde hobby kosztuje. Ważne jest, że to wszystko mieści się w plecaku, który łatwo umieścić w bagażniku samochodu, a następnie wnieść na miejsce startu – przyznaje pilot.
Jak podkreśla, tegoroczny sezon lotniarski wcale nie jest stracony.
– Mam nadzieję wzbić się w powietrze jeszcze nieraz. Na początek góra Żar, a potem… może Włochy – rysuje swe plany na najbliższą przyszłość sztygar Grzegorz Figa.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Max betonie, jeśli masz choć trochę oleju w buncloku,to co tydzień w tg piszą o górnikach z pasją,nie taką jak masz ty piwo i pilot!!!!!wiec napisali o tym pracowniku bo dozór wyższy go zna,a nie pisze o tobie betonie!!!
Ciekawe czemu sie nagle nim interesuje prasa. Kro tego Pana promuje? Opinia tego sztygara nie jest najlepsza