Bardzo trudne dwa miesiące mają za sobą zastępy ratownicze Kopalnianej Stacji Ratownictwa Górniczego w ruchu Ziemowit kopalni Piast-Ziemowit. Tuż po przeprowadzeniu dwóch akcji ratowniczych musieli się oni zmierzyć z nową rzeczywistością, spowodowaną pandemią koronawirusa.
Był wtorek 4 lutego br. Dyspozytor ruchu Ziemowit kopalni Piast-Ziemowit powiadomił kopalnianą stację ratowniczą o zdarzeniu, do którego doszło na dole. W wyrobisku, w rejonie taśmociągu, górnicy znaleźli nieprzytomnego 29-letniego górnika.
– Zdarzenie miało miejsce ponad 5 km od szybu zjazdowego. Ratownicy przez całą drogę prowadzili reanimację rannego. Był cień szansy na jego uratowanie. Śmigłowcem LPR został przetransportowany do Górnośląskiego Centrum Medycznego w Ochojcu. Tam lekarze przez dwa dni walczyli o jego życie. Niestety, mimo ich wysiłków mężczyzna zmarł – mówi Łukasz Maśka, kierownik kopalnianej Stacji Ratownictwa Górniczego w ruchu Ziemowit.
13 lutego na terenie kopalni Piast-Ziemowit u 46-letniego górnika doszło do zatrzymania krążenia. Ponownie interweniowali ratownicy. I w tym przypadku pojawiła się szansa, że przeżyje. Górnika przekazano załodze śmigłowca LPR. Lecz nie udało się go uratować.
– Nasi ratownicy zrobili, co było w ich mocy. To dobrze wyszkoleni fachowcy. Każdy taki przypadek to dla ratowników ogromny stres, tymczasem rzeczywistość szykowała nam kolejne wyzwanie – przyznaje Łukasz Maśka.
Odseparowani od reszty
Pandemia koronawirusa niemal z dnia na dzień wymusiła na lędzińskich ratownikach górniczych konieczność przeprowadzenia gruntownych zmian w systemie pracy. Zostali odseparowani od reszty załogi. Wyznaczono im inne godziny zjazdów.
– W sytuacji, gdy kopalnia prowadzi wydobycie na cztery zmiany, w stanie gotowości musi znajdować się 40 ratowników. Pracują w pięcioosobowych zastępach. Wystarczy, że zachoruje jeden ratownik i pozostali członkowie zastępu zostają automatycznie wyeliminowani z pracy – wyjaśnia procedury Łukasz Maśka.
Do zadań ratowników należy nie tylko bycie w gotowości na wypadek ogłoszenia akcji ratowniczej. Wykonują również prace profilaktyczne.
– Obecnie działamy przy zabezpieczeniu przeciwpożarowym ścian, izolacji wyrobisk, budowie tam i korków. Wykonujemy roboty w ścianach 921, 922, 106, 105 i 314. Jesteśmy obecni na dwóch poziomach wydobywczych – wylicza szef KSRG.
Do tych obowiązków doszły kolejne, związane bezpośrednio z epidemią. W bliskim sąsiedztwie kopalnianej stacji ratownictwa ustawiony został namiot medyczny. To właśnie tam trafiają osoby, które źle się poczuły, a objawy mogą wskazywać na zakażenie koronawirusem. W razie konieczności udzielenia pierwszej pomocy na dole, ratownicy zabezpieczają się ubierając specjalne kombinezony. Zakładają maski, rękawiczki i gogle, mają do dyspozycji środki do dezynfekcji. Każdy zastęp został w nie wyposażony. Ratownicy doskonale zdają sobie sprawę z faktu, że koronawirus jest szczególnie niebezpieczny. Łatwo się przenosi.
– Jesteśmy przygotowani na wiele scenariuszy. Staramy się jak najlepiej zabezpieczyć siebie i kopalnię przed ewentualnym zarażeniem. Bierzemy nawet pod uwagę skoszarowanie zastępów – przyznaje Łukasz Maśka.
Aż strach pomyśleć o konsekwencjach pojawienia się osoby zainfekowanej w pomieszczeniach stacji ratowniczej. Co prawda żadna postronna osoba nie ma prawa tam przebywać, ale na dobrą sprawę koronawirusa może przecież nieświadomie przywlec z zewnątrz każdy ratownik.
Szczególna dyscyplina
– Dlatego przyjęliśmy własną taktykę działania polegającą na skierowaniu dwóch mechaników sprzętu ratowniczego na dwutygodniowe okresy izolacji. W tym czasie dyżury pełnią ich koledzy po fachu. Mechanicy odpowiadają za sprawny technicznie sprzęt ratowniczy. Do ich codziennych obowiązków należy między innymi dezynfekcja, konserwacja, kontrola aparatów i przyrządów pomiarowych. Są odpowiedzialni za utrzymanie łączności z ratownikami na dole. Ich nieobecność sparaliżowałaby działanie zakładu górniczego – tłumaczy szef KSRG w ruchu Ziemowit.
Teraz mechanicy zobowiązani do utrzymywania szczególnej dyscypliny. Swoje kontakty towarzyskie i rodzinne ograniczyli praktycznie do zera. Ostatni tygodnie to dla lędzińskich ratowników prawdziwy sprawdzian poziomu wyszkolenia i umiejętności współdziałania. Stan najwyższej gotowości w kopalni trwa nadal i nie wiadomo, kiedy się zakończy.
– Damy radę i nie poddamy się, bo przecież jesteśmy ratownikami. Ten czas uczy nas pokory, ale też pokazał jak ważne jest odpowiednie przygotowanie do pełnienia służby. Nie tylko fizyczne, ale też psychiczne. I kto wie, czy to drugie nie jest najważniejsze – podsumowuje Łukasz Maśka, kierownik kopalnianej Stacji Ratownictwa Górniczego.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.