Próba wejścia na specjalistyczne serwisy poświęcone cenom ropy w poniedziałek wieczorem mogła zdenerwować każdego. Były tak przeciążone, że przeglądarki przekraczały czas połączenia. Wszystko za sprawą krótkiej informacji, że cena ropy spadła poniżej zera.
Informacja nie była fake newsem, a raczej innym zjawiskiem medialnym - clickbytem - tytułem, który ma wywołać jak najwięcej kliknięć. Jeżeli jednak komuś udało się przedostać do informacji - oddychał z ulgą. No, może nie każdy. Cena ropy faktycznie najpierw spadła do ok. 2 dolarów, a potem minuta po minucie spadała o kolejne centy. Na oczach obserwatorów wykresów cen on-line działa się historia.
Pierwsze z ulgą odetchnęły Europa, Azja i Afryka. Chodziło o ropę "crude", czyli West Texas Intermediate, wydobywaną, zgodnie z nazwą, w Texasie. Ba, chodziło tylko o jeden typ transakcji terminowej - sprzedaż na maj. Siwieli natomiast inwestorzy z USA czy Kanady. Cena kanadyjskiej ropy Western Canadian Select oparta jest o cenę ropy WTI. Premier kanadyjskiego stanu Alberta Jason Kenney stwierdził na twitterze, że zagrożone są setki tysięcy kanadyjskich miejsc pracy. Alberta jest jednym z większych producentów ropy, a na prognozach jej cen opiera swój budżet. Tegoroczny zakładał, że średnia roczna cena za baryłkę wyniesie 58 dolarów...
Tymczasem ceny na światowych rynkach wahają się między 20 a 23 dolary. Powód? Spadek popytu w wyniku pandemii koronawirusa. Najpierw spadło zapotrzebowanie na ropę w Chinach, które ograniczyły lokalną komunikację a przede wszystkim eksport. Potem, jak kostki domina, wywracały się rynki w kolejnych krajach. Do tego doszła wojna cenowa między OPEC a Rosją. Jej załagodzenie zapowiadał na twitterze prezydent USA Donald Trump. Potem pojawiły się szanse na porozumienie i obniżenie produkcji w krajach OPEC i Rosji o 10 proc., ale mleko, a właściwie ropa się rozlała.
Ropa przelwa się także ze zbiorników rafinerii, które do tej pory były odbiorcami amerykańskiej WTI. Ich możliwości magazynowania zbliżają się do poziomu bezpieczeństwa, dlatego odmawiają przyjmowania kolejnych dostaw. I dlatego w poniedziałek sprzedawcy byli gotowi wręcz dopłacić do swojej ropy, niż wstrzymywać produkcję.
Czy to znaczy, że na stacjach paliw również zaoferują nam hot-doga i kawę do każdych 10 zatankowanych za darmo litrów? Nie. W Polsce ceny paliw kształtuje cena ropy Brent, wydobywanej na Morzu Północnym. A jej ceny, choć rekordowo niskie, utrzymywały się powyżej 20 USD za baryłkę. Na razie musimy się pocieszyć ceną 3,40 zł za litr benzyny E95. Tak, są stacje z takimi cenami. Powinniśmy też oczekiwać na podwyżki. Producenci ropy przyzwyczaili się do wysokich dochodów i szybko będą chcieli do nich wrócić. Tak szybko, jak tylko na to pozwoli rynek. A ten na razie bardziej niż od ropy, jest uzależniony od rozwoju pandemii.
Jak czuły jest rynek ropy na takie zjawiska widać po porannych wtorkowych notowaniach. Dołujące ceny wróciły do normy i ropa WTI z dostawą na czerwiec jest warta 21,37 USD za baryłkę. Dodatkowo prezydent Donald Trump zapowiedział możliwość ograniczenia importu ropy z Arabii Saudyjskiej, żeby nie powiększać zapasów.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.