Poszedł na zasłużoną emeryturę, a niemalże nazajutrz ponownie zjechał do pracy na dole. I tak jest do dziś dnia. Żeby zdobyć się na podobny wyczyn, trzeba wręcz kochać swoją profesję. I tak też jest. Marek Mieczkowski z Rybnika to urodzony górnik. W kopalni Szczygłowice przepracował ponad 30 lat. Teraz fedruje wraz z... turystami w zabytkowej kopalni Guido w Zabrzu.
Mija godz. 9.30. Marek Mieczkowski dotarł już na szychtę. Przebrany w strój roboczy zabiera pierwszą grupę turystów. Zjazd szolą do podziemi kopalni i w drogę.
- To się tylko tak wydaje, że mam łatwą pracę. Trasy zwiedzania w Guido są długie. Dwie i pół godziny do trzech, a w nogach po całej dniówce mam kilometry. W czasach, gdy byłem czynnym górnikiem, tyle się nie nachodziłem – śmieje się Mieczkowski.
Na nocki też pracuje
Jednego dnia przeciętnie oprowadza dwie wycieczki, a bywa że nawet trzy. Industriada i dni zwiedzania za pół ceny to już prawdziwa harówa, niczym w ścianie. To jeszcze nic. Podczas Industriady trzeba nawet stawić się na nocną zmianę.
- Było kilka takich dniówek, że czułem się padnięty. Jakby nie było, roboty się nie boję. Kondycję w nogach mam i zdrowe gardło też, a to najważniejsze. Jak tylko w 2016 r. przeszedłem na emeryturę, to jak usłyszałem, że szykują nabór na przewodników w Guido, ani minuty się nie zastanawiałem. Wysłałem zgłoszenie, zaliczyłem kurs na przewodnika, przyjęli mnie i pracuję do dziś – opowiada.
Marek Mieczkowski ma górnictwo w małym palcu. W kopalni Szczygłowice zaczynał na stanowisku pracownika fizycznego. Z czasem awansował na sztygara, potem został kierownikiem oddziału, a ostatnie lata przepracował w charakterze starszego inspektora ds. logistyki materiałowej.
Czuje się atmosferę
- Czy podziemia zabytkowej kopalni przypominają mi prawdziwą kopalnię? To pytanie, które często pada. Odpowiem szczerze. W wielu miejscach jak najbardziej tak. Zwłaszcza na poziomie 320, gdzie prezentowane są maszyny górnicze. Tam czuje się atmosferę pracy – wyjaśnia.
Turyści zwiedzający Guido mają okazję przyjrzeć się funkcjonowaniu kombajnu chodnikowego AM 50, a także ścianowego z obudową zmechanizowaną. Do dziś obie maszyny wykorzystuje się w kopalniach.
- Wprawione w ruch bardzo podobają się turystom. Tym, którzy przybyli do nas z daleka, trzeba wszystko dokładnie tłumaczyć. Miałem już grupy z całego świata, z Ameryki, Afryki, z wielu krajów Europy. Dla zwiedzających taka wycieczka to nierzadko pierwszy w życiu kontakt z górnictwem. Niektórzy tłumaczą, że bardzo chcieli zobaczyć ścianę. Sądzili, że to coś takiego jak w domu i za tą ścianą stoi kombajn. Na dole przeżywają szok. Z zaciekawieniem spoglądają na wielkie maszyny. Pytają, jakim cudem tyle żelastwa znalazło się na dole. Po wyjeździe dziękują, mówią, że tego, co widzieli, nie sposób sobie wyobrazić – opowiada o swych spostrzeżeniach Mieczkowski.
Ludzie boją się duchów
Każdy z przewodników w trakcie prowadzenia grupy musi poświęcić parę słów górniczej tradycji.
- Mamy efekt dźwiękowy trzeszczenia drewna pod naciskiem. Dawniej górnicy wierzyli, że w ten sposób komunikują się z nimi podziemne duchy. Doprawdy trudno uwierzyć, ale jednego razu pewna pani bardzo się tego trzeszczenia przestraszyła. Odmówiła udziału w dalszym zwiedzaniu i poprosiła o odprowadzenie pod szyb – śmieje się Mieczkowski.
Największa konsternacja towarzyszy zwykle turystom korzystającym z podróży łódkami w Sztolni Królowa Luiza. Zjeżdżają w dół, płyną i nagle wysiadają na powierzchni, w Zabrzu, przy ruchliwej ulicy.
- Teren się podnosi, a wyrobisko jest poziome – tłumaczę, a oni z niedowierzaniem słuchają, co też mam im do powiedzenia.
Różne są reakcje zwiedzających, ale najbardziej wdzięcznymi turystami są najmłodsi.
- W Sztolni Królowa Luiza, w ramach zajęć edukacyjnych, dzieciaki mogą popracować w swoim przodku, nakopać sobie węgla, zabrać go z sobą, porządnie się przy tym ubrudzić, a na koniec pojechać kolejką. Są przeszczęśliwe – zwraca uwagę Marek Mieczkowski.
Z pewnością trzeba bardzo kochać górnictwo, żeby na emeryturze nadal pracować pod ziemią. Były sztygar ze Szczygłowic i obecny przewodnik po zabrzańskim Muzeum Górnictwa Węglowego żartuje, że kontynuując górniczą robotę, na tę prawdziwą emeryturę przechodzi etapami.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Kolejny emeryt zabierający młodym pracę. I o czym tu się rozpisywać. Wystarczy wspomnieć, że skoro ma siły na prace to do przodka i obudowę nosić !!!
PRzynajmniej ten pan ma normakne zajecie. Za to w firmach pracuja chytrzy emeryci co dalej zjezdzaja na dol i nie rzadko pracuja w przodku. Takim bym zawiesil emeryture !