Polscy politycy w l. 2013-2015 zbyt słabo angażowali się w prace nad kształtowaniem nowych priorytetów w nowej perspektywie finansowania Unii. W efekcie stracić możemy ogromne pieniądze i być zmuszeni z własnej kieszeni reformować energetykę. Dr Artur Bartoszewicz ze Szkoły Głównej Handlowej podkreśla, że Polska po 2004 r. jest największym beneficjentem polityki spójności Unii. Środki unijne były przeznaczane także na gospodarkę niskoemisyjną. Perspektywy nie są już jednak tak optymistyczne.
- Niepokoi ogromne zaniechanie z polskiej strony. W l. 2013-2015, kiedy Komisja Europejska prowadziła prace nad kształtowaniem nowych priorytetów w nowej perspektywie, Polska była pasywna. Niestety także dzisiaj słabo uczestniczymy w pracach zespołów roboczych. Nie zadbaliśmy o siebie. Raport Mario Montiego i potem kolejny Jeana Claude Junckera - uderzyły w dotychczasową politykę spójności. Dlatego pojawiły się propozycje zmian w budżecie, zmiana priorytetów, węższa dla nas przestrzeń do uzyskiwania korzyści. Straci na tym energetyka zawodowa – mówił dr Bartoszewicz podczas debaty Polskiej Agencji Prasowej pt. „Transformacja energetyczna UE” (23 września).
Podkreślił, że co prawda można stawiać wiatraki, ale trzeba się liczyć z występowaniem takich problemów, jakie latem pojawiły się w Wielkiej Brytanii.
- Czym będziemy stabilizować OZE? Jest dla mnie niezrozumiałe zaniechanie w dziedzinie energetyki jądrowej. Od 20 lat mamy problem z decyzją w sprawie budowy. U nas decyzje polityczne zawsze szły w kierunku ochrony miejsc pracy. Dzisiaj jednak Śląsk już wie i rozumie, że na samym węglu długo nie uciągniemy. Mamy absurdalną sytuację: uzależniamy się tak od rosyjskiej ropy, jak i od rosyjskiego węgla, bo tego nie naszego nie wystarcza na potrzeby energetyki i przemysłu – mówił podczas debaty dr Artur Bartoszewicz.
Przypomniał, że proces transformacji energetycznej jest skomplikowany, ale jeśli tego nie zrobimy to koszty zaniechania będą ogromne. Pojawi się problem z dostawami wody w miastach, susza. Do tego dochodzi zanieczyszczenie środowiska, wysoka skala śmiertelności, kwestie zdrowotne.
- Dzisiejsze Ministerstwo Energii sprząta po ogromnych zaniechaniach z okresu 20 lat. Oczekiwanie, że nagle coś się stanie i przejdziemy na zero emisji jest nieracjonalne i niebezpieczne. Trzeba ważyć koszty związane z zaniechaniem i zderzyć z kosztami koniecznymi do poniesienia. UE pomoże nam, ale w niewielkim stopniu. Chodzi o konkurencyjność naszej gospodarki, na której tak naprawdę nikomu nie zależy. Tu działa mechanizm konkurencyjności. Kiedy dyskutujemy o atomie, to pierwszym państwem, które się sprzeciwia budowie są Niemcy – podkreślał dr Bartoszewicz.
Jego zdaniem państwo może stworzyć system zachęt, włączyć pieniądze publiczne, ale przede wszystkim postawić na prywatnych inwestorów.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.