Atak na saudyjskie rafinerie szybko przełoży się na polskie ceny paliw w hurcie, a potem i na stacjach - oceniają analitycy. W ich ocenie, wyłączenie ok. 5 proc. globalnej podaży stanowi bardzo silny impuls wzrostowy na zrównoważonym ostatnio rynku ropy.
W wyniku sobotniego (14 września) ataku dronów na saudyjskie rafinerie Bukajk i Churajs uszkodzona została część instalacji, a dzienny spadek produkcji przekracza 5 mln baryłek. Do ataku przyznali się rebelianci Huti z Jemenu. Wysoki rangą urzędnik USA w rozmowie z agencją Reutera mówił jednak, że zakres i precyzja sobotniego ataku na saudyjskie obiekty naftowe wskazują, że został on przeprowadzony z Iranu, a nie Jemenu. Dodał, że nie ma wątpliwości, iż odpowiedzialny jest za to Iran.
Już w sobotę o atak na saudyjskie rafinerie oskarżył Iran szef amerykańskiej dyplomacji Mike Pompeo. W niedzielę na Twitterze prezydent Trump zagroził uderzeniem odwetowym, jednak nie sprecyzował, kogo USA uważają za sprawcę ataku.
W poniedziałek na otwarcie rynków baryłka ropy Brent zdrożała o 18 proc., a WTI - o 12 proc. Potem wzrosty nieco spadły.
Jak wskazał Grzegorz Maziak z portalu e-petrol.pl, jednym atakiem wyłączono ok. 5 proc. globalnej podaży ropy, co odpowiada także ok. 5 proc. popytu, ponieważ rynek był ostatnio zbilansowany.
- Zniknięcie 5 proc. to jest dużo. Nie widać za bardzo kto mógłby wypełnić tą lukę, nikt nie jest w stanie dostarczyć szybko na rynek odpowiednio dużych wolumenów. To właśnie Arabia Saudyjska była krajem, który reagował w takiej sytuacji. Wydaje się, że deficyt będzie chwilowo funkcjonował - powiedział PAP Maziak.
Również w ocenie Urszuli Cieślak z Biura Maklerskiego Reflex, to silny impuls wzrostowy. Jak powiedziała PAP Cieślak, zaczynają się pojawiać sygnały, że naprawa zniszczeń potrwa dłużej.
- Wtedy, po wykorzystaniu rezerw strategicznych tendencje wzrostów pozostaną - oceniła.
Analitycy są zgodni, że Arabia Saudyjska sięgnie do zapasów i bieżące dostawy będą realizowane bez zakłóceń, ale zaznaczają, że decydujące będą informacje o tym, jak długo będzie trwało usuwanie szkód.
- Większość ekspertów na razie szacuje, że usunięcie uszkodzeń to kwestia raczej tygodni i dni. To dosyć skomplikowana infrastruktura, i nawet jak saudyjskie wydobycie będzie powracać, to na rynku baryłek będzie brakować - wskazał Maziak.
Urszula Cieślak zauważyła z kolei, że wyższe ceny ropy będą stanowiły impuls dla innych producentów, by zwiększyć wydobycie. Np. produkcja w USA może wzrosnąć bardziej niż dotychczas - oceniła. Z kolei Grzegorz Maziak jest zdania, że Amerykanie nie będą w stanie rzucić na rynek odpowiedniej ilości ropy.
- Amerykański potencjał wzrostu to półtora miliona baryłek w przeciągu kilkunastu miesięcy, ale nie 2,5-3 miliony, które trzeba szybko rzucić na rynek, żeby zapełnić lukę po Saudyjczykach - podkreślił.
Analitycy są zdania, że wydarzenia w Arabii Saudyjskiej i na rynkach szybko przełożą się na sytuację na krajowym rynku.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.