Kiedy ćwierć wieku temu do Walimia przyjechały ekipy górnicze, by odgruzować i zabezpieczyć poniemieckie sztolnie, wiele osób pukało się w czoło. Dziś nie ma wątpliwości - w Walimiu wykonano pionierską robotę na rzecz turystyki podziemnej.
Wyloty sztolni w Walimiu znajdują się na widoku, przy drodze do Rzeczki i Sokolca. Tędy od lat jeździli miłośnicy narciarstwa ku Przełęczy Sokolej. Latem przez Walim przeciągały wycieczki wędrujące po Górach Sowich. A mimo tego przez niemal pół wieku po zakończeniu drugiej wojny światowej nikomu nie przyszło do głowy, że z porzuconych sztolni może być niezły biznes.
Drążenie zespołu trzech połączonych ze sobą sztolni w Walimiu trwało od lata 1944 r. do wiosny 1945 r. Część wyrobisk otrzymała obudowę betonową. Prace odbywały się w czasie budowy kwatery głównej wodza Trzeciej Rzeszy znanej pod kryptonimem Riese. Po wojnie Polacy wywieźli z porzuconego placu budowy to, czego nie zdążyli zabrać Niemcy i sztolniami nikt się nie przejmował. Owszem, w 1975 r. Przedsiębiorstwo Robót Górniczych z Wałbrzycha miało zbadać stan górotworu, planowano założyć oświetlenie i udostępnić sztolnie do zwiedzania, ale nic z tego nie wyszło.
Siedem lat później wyrobiska przebadał Ośrodka Badawczo-Rozwojowego Górnictwa Surowców Chemicznych Chemkop z Krakowa. Walimskie podziemia były brane pod uwagę przy wyborze miejsca składowania odpadów radioaktywnych z pierwszych polskich elektrowni jądrowych w Żarnowcu i Klępiczu. Te jednak nie powstały. W 1984 r. rozważano kolejną myśl: czy sztolnie walimskie nadają się na chłodnie składowe produktów żywnościowych. I znowu bez rezultatu. Tuż przed końcem PRL władze gminne rozpatrywały te podziemia jako schrony dla ludności na wypadek wojny lub innego zagrożenia. Ale i w tym celu nie poczyniono jakichkolwiek prac. Potem były i takie głosy, by wyloty sztolni najzwyczajniej zasypać.
Determinacją wykazał się za to Bogdan Rosicki, pracownik walimskiego Urzędu Gminy. Przekonał miejscowe władze, że warto sztolnie odgruzować i zabezpieczyć, a potem udostępnić turystom. Zaczynano skromnie, od wykoszenie samosiejek przez ekipę bezrobotnych z gminy. Potem pozyskano środki zewnętrzne. W 1994 r. do Walimia przyjechało Przedsiębiorstwu Budowy Kopalń „Micon” z Lubina, które zabezpieczyło podziemia. Niewielką część prac wykonało także Przedsiębiorstwo Górniczo-Wiertnicze Andrzeja Gustawa spod Lubina. W lutym 1995 r. w podziemia zaczęto wpuszczać turystów. W polskiej części Sudetów podziemne atrakcje można było policzyć wtedy na palcach jednej ręki: sztolnia w Złotoryi, Jaskinia Niedźwiedzia w Kletnie, miejska trasa podziemna oraz twierdza w Kłodzku - i to wszystko.
A czasy były niesprzyjające, kryzysowe. Pobliskie wałbrzyskie zagłębie węglowe dogorywało. Tak samo wielkie zakłady lniarskie w Walimiu, które później zostały dosłownie rozebrane przez złomiarzy. Niewiele osób wierzyło, że uda się zaciekawić turystów jakimiś tam dziurami w ziemi. Okazało się, że jest z tego biznes. Do końca 1995 r. sztolnie w Walimiu zwiedziło 32 tys. osób. W 2002 r. przyjechało je obejrzeć około 50 tys. ludzi, a w 2018 r. - ponad 57 tys.. Sztolnie stały się główną atrakcją gminy, przyćmiewając nawet zamek Grodno.
Z Walimia wzór wzięli sąsiedzi zza gór z Głuszycy, uruchamiając rok później swoją trasę podziemną w poniemieckich sztolniach Osówki. To samo stało się w nieczynnej kopalni rud arsenu w Złotym Stoku. A potem już ruszyło. Do zwiedzania udostępniono w Sudetach m. in. kopalnie uranu, cyny, fluorytu, węgla kamiennego i łupku, niklu, srebra... Tylko ta ostatnia, nawiasem mówiąc też w Walimiu, okazała się niewypałem i została szybciutko porzucona. Poza Sudetami też zdano sobie sprawę z tego, że podziemia mogą się stać przysłowiową żyłą złota, jeśli w nie umiejętnie zainwestować.
Sztolnie Walimskie weszły w dwudziesty piąty rok funkcjonowania. I wszystko wskazuje na to, że nie będzie to rok ostatni.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.