- Wielokrotnie doświadczałem od górników ogromnej sympatii. Kibice zawsze byli moim napędem do walki, zwłaszcza ci, którzy potrafią jechać na moją walkę na drugi koniec kraju - mówi w rozmowie z Trybuną Górniczą DAMIAN JONAK, bokser zawodowy, który nie przegrał ani jednej walki. W piątek, 21 września, zobaczymy go na Gali JSW Boxing Night w Jastrzębiu-Zdroju.
Jakie nastawienie przed piątkową walką? Sherzod Husanow to silny przeciwnik?
Do każdej walki przygotowuję się jak do mistrzostw świata, przede wszystkim mentalnie. Nie chcę zawieść publiczności, zwłaszcza mojej wiernej, tu, na Śląsku. Husanov to mocny zawodnik, z ogromnymi sukcesami w boksie olimpijskim. Ma na koncie srebro i brąz na mistrzostwach świata, udział w dwóch olimpiadach. Pod tym względem ma dużo lepsze notowania niż ja. Ale za to ja mam większe doświadczenie w boksie zawodowym. Obaj mamy po stronie „walki przegrane” liczbę zero. Mam nadzieję, że u Husanova ten wynik w piątek się zmieni, a u mnie pozostanie taki sam.
Dlaczego po trzech latach przerwy zdecydował się pan wrócić na ring?
Kocham boks i to od dziecka. Najpierw kolega poprosił mnie, abym wystartował na gali w Częstochowie, potem pojawiła się propozycja wyjazdu do Tajlandii na obóz prowadzony przez Przemka Saletę. Podświadomie tęskniłem za ringiem, no i stało się. Z kolei w Częstochowie po walce podszedł do mnie wiceminister Grzegorz Tobiszowski. Pogratulował i spytał czy nie chciałbym walczyć dalej. Urodziła się z tego Gala JSW Boxing Night na 25-lecie Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Fajnie wyszło, bo to też moje 25-lecie na ringu. Przerwa była spowodowana tym, że obraziłem się na boks, a właściwie na swoich promotorów, którzy mi mocno zaszkodzili. Na szczęście ta sprawa jest już zakończona, mam korzystny dla siebie wyrok i otwartą drogę do odszkodowania.
Czy górnicze korzenie pomagają panu na ringu?
Moim pierwszym klubem był klub kopalniany w Jastrzębiu-Zdroju, potem Walka Zabrze. Wtedy też na przemian trenowałem i pracowałem na grubie. Mocno związałem się też z Solidarnością. Jej znak mam zawsze na plecach podczas walki. Chodzi mi nie tylko o sam związek zawodowy, ale w szerszym wymiarze o solidarność międzyludzką, w którą mocno wierzę. Wielokrotnie doświadczałem od górników ogromnej sympatii. Kibice zawsze byli moim napędem do walki, zwłaszcza ci, którzy potrafią jechać na moją walkę na drugi koniec kraju. Tacy są kibice z kopalni Brzeszcze, którzy dwukrotnie pojechali na moją walkę aż do Gdyni. Chciałbym ich serdecznie pozdrowić, zwłaszcza przewodniczącego Stanisława Kłysza. Mam ogromny szacunek dla pracy górników i dla mojego Śląska.
Jakie jest pana niespełnione marzenie związane z boksem?
Chciałbym boksować w Stanach Zjednoczonych na bardzo dużej imprezie. Byłem tam, trenowałem, ale z powodu nieczystych zagrań promotorów nic z tego nie wyszło, nie podpisałem kontraktu. Czas pokazał, że to ja miałem rację. Mam nadzieję, że dostanę jeszcze jedną szansę zaprezentowania się na amerykańskim ringu.
Którą ze swoich dotychczasowych walk najbardziej pan zapamiętał?
Pierwszą, o tytuł młodzieżowego mistrza świata w Spodku. Te zmagania oglądało 10 tys. osób, była niesamowita atmosfera. Wtedy spełniły się moje marzenia z dzieciństwa. Walczyłem na arenach całej Europy, ale nigdzie nie ma takiego klimatu jak w Katowicach. Spodek to absolutnie magiczne miejsce.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Czyj ulubieniec?Przecież jest słabym bokserem!1