Centralna Stacja Ratownictwa Górniczego zgłosiła do odpowiedzialnych za współpracę międzynarodową ogniw Krajowego Systemu Ratownictwa i Zarządzania Kryzysowego gotowość do ewentualnego udziału w działaniach ratunkowych w Tajlandii - poinformował w niedzielę, 8 lipca, portal netTG.pl szef CSRG w Bytomiu dr inż. Piotr Buchwald.
- Poinformowaliśmy już wcześniej Warszawę o naszej gotowości do wzięcia udziału w specjalistycznych działaniach ratowniczych, potwierdzając aktualny stan sił i środków, które mogłyby być pomocne w trakcie ewakuacji dzieci uwięzionych w jaskiniach - powiedział portalowi netTG.pl Piotr Buchwald.
Dodał, że CSRG ma wsypecjalizowane służby podziemnego ratownictwa wodnego, wspomniał też o doświadczeniu w zakresie ratunkowych wierceń kierunkowych z powierzchni, które zgromadzono m.in. w trakcie akcji w kopalniach Śląsk czy Zofiówka. A także o wiedzy i umiejętnościach związanych z odwadnianiem zagrożonych rejonów pod ziemią.
- Jesteśmy gotowi i oczekujemy na dyspozycje. Natomiast trzeba mieć świadomość, że w tej chwili w Tajlandii pracują na miejscu ratownicy m.in. z USA i Australii, których służby spełniają najwyższe światowe standardy - tłumaczył Piotr Buchwald.
W akcji ratunkowej przy uwalnianiu 12 nastolatków z głębokości ponad 800 m pod ziemią w zalewanych przez ulewę jaskiniach kopleksu Tham Luang na północy Tajlandii uczestniczą tysiące specjalistów. Oferty pomocy napływają bezustannie z całego globu. Według informacji BBC z niedzieli, 8 lipca, w ewakuację dzieci z jaskini zaangażowanych było 90 ratowników-nurków (40 z Tajlandii i 50 z innych krajów świata). W sumie pod wodę pod ziemią na zmianę schodziło już 140 ratowników. Jeden z nich - były żołnierz elitarnej jednostki tajskich Sił Operacji Specjalnych Królewskiej Marynarki Wojennej - zginął nurkując, stracił przytomność pod wodą z powodu wyczerpania się zapasu tlenu w butli przy powrocie do bazy. Jako pierwsi do zaginionych w poniedziałek, 2 lipca, dotarli dwaj nurkowie brytyjscy, którzy płynęli bez butli z tlenem.
W poniedziałek zaczęto testować specjalną kapsułę ratunkową do transportu dzieci, którą na potrzeby akcji w Tajlandii przekazał Elon Musk, założyciel firm PayPal, SpaceX, Tesla, słynący z innowacyjnych projektów technologicznych.
Przypomnijmy, że w niedzielę sztab akcji zadecydował o szybszym niż planowano rozpoczęciu ewakuacji uwięzionych. W ciągu kilku godzin, korzystając z relatywnie niskiego poziomu wód, udało się wydobyć szczęśliwie czterech chłopców. W poniedziałek, 9 lipca, wznowiono działania, kóre mają trwać 11 godzin. Do wieczora w poniedziałek planuje się uwolnienie co najmniej trzech kolejnych nastolatków. Łącznie odciętych było 12 chłopców w wieku 11-17 lat oraz ich 25-letni opiekun.
Sztab nie ujawnia, według jakiego klucza wyznaczono kolejność ewakuacji. Przypuszcza się, że w ostatnim rzucie wyprowadzeni zostaną opiekun i ci z uwięzionych, którzy potrafią pływać. Nie podano do publicznej wiadomości personaliów już wydostanych dzieci, "przez szacunek dla rodzin, które wciąż czekają" - wyjaśnia sztab akcji. Trener-opiekun grupy znajduje się według różnych doniesień w najcięższym stanie wyczerpania organizmu. Miał jednak odmówić wyjścia, dopóki nie zostaną uratowani wszyscy jego podopieczni.
Dzieci wyprowadzane są w asyście dwóch ratowników. Do pokonania pod zamuloną wodą są łącznie setki metrów w trzech dłuższych odcinkach. Czas dotarcia ratowników do miejsca, gdzie chronią się dzieci, wynosił 5-6 godzin, już po rozciągnięciu linek asekuracyjnych na kilku kilometrach całej trasy.
Podczas ewakuacji pierwszy z ratowników płynie z butlą podopiecznego, dozując powietrze, drugi kontroluje i zamyka konwój. Według doniesień agencyjnych nurek ubezpieczający podaż tlenu dodatkowo zwrócony jest twarzą w stronę dziecka, co oznaczałoby, że płynie on tyłem do kierunku ewakuacji. W najwęższym miejscu w jaskini zacisk skalny jest na tyle wąski, że zmusza ekipę do zdjęcia butli przytroczonych do pleców ratowników.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Komentarz usunięty przez moderatora z powodu braku związku z tematem.
Kolego ślusarzu , głównym problemem w poch XI wsch. nie była woda ale utrzymujące się stałe zagrożenie wtórnym wybuchem gazów pożarowych. Działania ratowników polegały na przedłużaniu lutniociągu i uruchomieniu oraz obsłudze układu odwodnienia 1 i 2 muldy przy pomocy pomp powietrznych.
Tam potrzeba płetwonurków...... Parę lat temu na wesołej gdy był wybuch metanu na ść. 560 powstało zalewisko na pochylni i z tego powodu ratownicy nie mogli wydostać gornika bo jak powiedział kierownik akcji 'ratownicy to nie pletwonurkowie'. Ale jeżeli mają pomóc tam niech jada...... mogą podawać wodę do picia
Owszem , ale tylko dlatego że realnie ocenili brak możliwości wejścia nurka do zaciśniętych wyrobisk .Z tego względu ani nurkowie z KGHM ani z MW nie zostali użyci w akcji na Zofiówce.
Tiaa i znów bossy z CSRG A na Zofiówkę ściągali nurków z KGHM i Marynarki Wojennej.