Wdowa Małgorzata Kwiatkowska otrzymuje z Czech na siebie i czworo dzieci grosze, bo okazało się, że górnik formalnie zarabiał za granicą nie więcej, niż sprzątaczka (równowartość ok. 1300 zł). Choć na rękę dostawał co miesiąc w sumie 3 tys. zł, wyszło na jaw, że zatrudniający Polaka pośrednik - firma Polcarbo z Karwiny płaciła podatki tylko od 40 proc. faktycznego wynagrodzenia. Pozostałe 60 proc. Kwiatkowski dostawał od polskiego pośrednika - spółki Polcarbo z Jaworzna pod postacią premii i delegacji.
Obie spółki prowadzi jedna rodzina Ryskaloków. Teraz prokurent Polcarbo z Jaworzna wypiera się, by zatrudniał kogokolwiek w kopalni i odsyła do spółki w Karwinie. Zarzeka się, że podatki czeska firma powinna była płacić od całości faktycznego dochodu, ale tłumaczy, że nie odpowiada za postępowanie po czeskiej stronie.
Wdowa po górniku podała Polcarbo w Jaworznie do sądu: - Mąż miał dwóch pracodawców: w Polsce i Czechach, bo od obu dostawał pieniądze. Czeska firma płaciła pensje, a polska delegacje. Dlatego Polcarbo z Jaworzna także powinno zapłacić odszkodowanie - uważa. Jej adwokat zawiadomił już polską prokuraturę o oszustwie, które miało polegać na zawieraniu umów służących w istocie obejściu prawa i niepłaceniu do budżetu państwa i ZUS należnych składek i podatków.
- To skandal, bo żeruje się na zdesperowanych ludziach, którzy często zupełnie nie orientują się w kruczkach prawnych. W razie wypadku polscy górnicy za niebezpieczną pracę w czeskich kopalniach dostają grosze, ale boją się protestować - powiedział mec. Mariusz Ganita "Dziennikowi Zachodniemu".
- Pośrednicy wykorzystują takich jak mąż - zrozpaczonych, bezrobotnych, którzy mają rodziny na utrzymaniu. Oni podpiszą wszystko, żeby pracować - mówi Małgorzata Kwiatkowska i opisuje, że mąż przepracował w kopalniach 21 lat, najpierw w kopani Borynia, potem w Niemczech, ale kiedy wrócił do kraju, w śląskich kopalniach nie było już przyjęć i wówczas padł ofiarą oszustwa.
Jeśli Kwiatkowska wygra z Polcarbo, sprawa może mieć poważne konsekwencje. Z dnia na dzień może się okazać, że firmy zatrudniające w Czechach tysiące polskich górników na podobnych zasadach działają na granicy, albo wręcz poza prawem. Według czeskiej agencji informacyjnej CTK, górniczy koncern OKD zatrudniał w ubiegłym roku 3,4 tys. pracowników z firm zewnętrznych, takich jak Polcarbo. W internecie na forach dla poszukujących pracy coraz częściej pojawiają się ostrzeżenia przed pracą w czeskich kopalniach. Ktoś pisze: "Połowa górników obudzi się z ręką w nocniku, gdy przyjdzie czas na emeryturę" - napisała Grażyna Kuźnik, autorka tekstu w "Dzienniku Zachodnim".
Pytane o komentarz polskie związki zawodowe wiedzą o procederze, ale twierdzą, że nie mogą wiele pomóc, bo w Czechach brakuje ich reprezentacji. Górnicy, którzy odważyli się w przeszłości poskarżyć, stacili kontrakty. Inni pośrednicy tłumaczą, że pracę w czeskich kopalniach załatwiają raczej emerytom, którzy traktują ją jako dodatkową okazję do dorobienia sobie i są zadowoleni.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.