Każdego dnia polscy górnicy na zjazd zabierają za sobą niezbędny sprzęt. Elementem tego ekwipunku jest m.in. lampka, którą można przytwierdzić do hełmu. Górnicze oświetlenie nie zawsze było jednak tak kompaktowe. Jego ewolucję można prześledzić odwiedzając muzeum, które działa przy Fabryce Sprzętu Ratunkowego i Lamp Górniczych Faser w Tarnowskich Górach. Tam stare lampy górnicze - olejowe i karbidki sąsiadują w gablotach z urządzeniami akumulatorowymi oraz tymi najnowszej generacji, które są zasilane ogniwami różnego typu – informuje rzecznik spółki Jolanta Talarczyk.
Dzieje górniczego oświetlenia są ściśle związane z pierwszymi próbami podziemnego eksploatowania zasobów naturalnych. Kariera górniczej lampki na Śląsku zaczęła się od olejowej. Od niej wywodzi się nazwa kopalnianej dniówki - szychta. Gdy warstwa oleju (szychta), którą przydzielano górnikowi dopalała się, to był dla niego znak, że już pora kończyć robotę. Potem pojawiły się karbidki, które tarnogórska fabryka produkuje do dziś. Oczywiście nie pełnią już swojej pierwotnej roli i sprawdzają się w formie okolicznościowego upominku.
W kopalniach używano także lamp bezpieczeństwa, w których wykorzystywano olej, a potem benzynę. Takie konstrukcje można było stosować tylko w miejscach niezagrożonych wybuchem metanu. Koniecznością było zatem stworzenie lampy bezpłomiennej. Lampy elektryczne pojawiły się w angielskich kopalniach już pod koniec XIX w. Wynalazek ten trafił także Polski. W miarę rozwoju techniki zmieniały się gabaryty lamp i źródła ich zasilania. Z czasem wyposażono je w nadajniki lokalizacyjne. To właśnie z takiego sprzętu korzystają górnicy w polskich kopalniach węgla kamiennego.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.