- Układy zbiorowe we Francji mają różny charakter. Te narodowe obejmują całą grupę zawodową czy sektor gospodarki i są obowiązujące dla wszystkich przedsiębiorstw z danego sektora - mówi w rozmowie z Trybuną Górniczą HANNA STYPULKOWSKA-GOUTIERRE, prezes Polskiej Izby Handlowo-Przemysłowej we Francji.
Prezydent Emmanuel Macron przeprowadza rewolucję w prawie pracy. Na czym ona polega i kto na niej skorzysta: pracownicy czy pracodawcy?
Zamierzeniem prezydenta Macrona jest, aby jego reformy były korzystne dla wszystkich. Są one rzeczywiście znaczącą rewolucją we francuskim prawie pracy. Dotyczą nie tylko zasadniczych przepisów stosowanych od dziesiątek lat, ale również kwestii społecznych i gospodarki w ogóle. To m.in. reforma zapobiegania bezrobociu, szkolnictwa zawodowego, systemu emerytalnego. To filary mających wejść w życie zmian. Chodzi o to, aby gospodarka francuska stała się bardziej konkurencyjna.
Dlatego konieczne było wprowadzenie tak daleko idących zmian?
Jest takie przysłowie: „Co za dużo, to niezdrowo”. Protekcjonizm wobec pracowników we Francji posunął się do tego stopnia, że tamtejsza gospodarka nie funkcjonuje tak jak powinna, ze względu na blokadę, skostnienie rynku. Pracodawcy nie chcieli zatrudniać ludzi z obawy przed tym, że w przypadku zmiany koniunktury nie będą mogli ich zwolnić. Pracownicy zaś nie zmieniali pracy, uciekali od mobilności, a gdy byli zwalniani, szukali pretekstu, by podważyć zwolnienie i uzyskać wysokie odszkodowanie. Zasadą we Francji jest umowa na czas nieokreślony. Wielu pracodawców nadużywało stosowanie warunkowych umów na czas określony, aby mieć możliwość łatwiejszego zwolnienia. Obecnie pracodawca może zawrzeć kilka takich umów na czas określony, o ile porozumienie branżowe na to pozwala.
Układy zbiorowe we Francji w 98 proc. decydują o prawach pracowników, natomiast sam Kodeks pracy to tylko ramy. Czy to się zmieni?
Układy zbiorowe we Francji mają różny charakter. Te narodowe obejmują całą grupę zawodową czy sektor gospodarki i są obowiązujące dla wszystkich przedsiębiorstw z danego sektora. Następnie mamy układy branżowe o charakterze regionalnym. Sama branża budowlana ma ich ponad 10. Z reguły ich zapisy są podobne, ale nie wszystkie się pokrywają. We Francji praktycznie rzecz biorąc niemal wszystkie przedsiębiorstwa są objęte jakimś układem zbiorowym. Zasadnicza zmiana, którą wprowadził Macron, to nadrzędna ranga porozumień branżowych nad ustawami oraz układami powszechnie obowiązującymi. Ma to doprowadzić do wznowienia dialogu społecznego i przywrócenia odpowiedzialności partnerom społecznym.
A jak to było z górnictwem? Czy przeregulowanie przepisów prawa pracy było jedną z przyczyn upadku branży?
Niewątpliwie tak. Sytuacja górnictwa we Francji była jednak nieco inna niż w Polsce. Francuzi już od lat 60. ub.w. zaczęli stawiać na energię jądrową. Wiadomo było, że kopalnie powoli będą zamykane, a rola węgla i wytwarzanej z niego energii będzie maleć. Pod koniec lat 90., kiedy zamykano pierwsze zakłady górnicze, rząd musiał kierować ogromne sumy pieniędzy, żeby w sposób fikcyjny utrzymać istniejące kopalnie. Pojawił się kłopot z prawami nabytymi, bo co raz dało się pracownikowi, było święte. Zaczęto zastanawiać się, kto powinien te uprawnienia finansować, skoro zostały zagwarantowane ustawowo. Nie można było powiedzieć, że wraz z zamknięciem kopalni prawa ustają. To groziło strajkami. W 2003 r. stworzono Agencję Ochrony Pracowników Górniczych i od tego czasu za jej pośrednictwem państwo wypłaca byłym górnikom wspomniane świadczenia.
Jak odbywały się zwolnienia grupowe w górnictwie?
To było trudne, bo istniejący formalizm na każdym kroku zastawiał pułapki na pracodawcę. Niegdyś związki górnicze były najsilniejszymi związkami we Francji. Rząd szedł na ustępstwa, by zachować spokój społeczny. W sektorze prywatnym, jeśli zwolnienie grupowe zawierało błąd formalny, to automatycznie było przekształcane w zwolnienie bezpodstawne i wtedy pracownikom przysługiwały odszkodowania. I to tylko dlatego, że pracodawca pomylił się, błądząc nieświadomie w dżungli przepisów, które towarzyszyły skomplikowanym procedurom. Teraz mimo sprzeciwu związkowców, wprowadzono „prawo do pomyłki”. Pracodawca może się pomylić i tę pomyłkę formalną bez sankcji sprostować. Ograniczono wysokość odszkodowań, jakie sądy hojnie przyznawały pracownikom, doprowadzając nieraz do upadłości firmy. W przypadku zwolnień grupowych trudno było także uzasadnić przyczyny ekonomiczne. Francuskie sądy pracy, które są parytetowe (składają się z czterech ławników, w tym dwóch wybieranych przez związki zawodowe i dwóch przez przedstawicieli pracodawców) częściej orzekały na korzyść pracowników. Statystycznie wygrywali oni w 80 proc. spraw.
Dzisiaj to wygląda inaczej?
Wcześniej brano pod uwagę wyniki ekonomiczne całej grupy czy koncernu funkcjonującego na poziomie światowym. Więc jeśli spółka matka – międzynarodowy koncern – pokazywała, że na świecie osiąga zyski i nie ma powodów, to pracownika np. w Paryżu nie można było zwolnić, chociaż we Francji firma przynosiła straty. Teraz zaszła wielka zmiana. Pod uwagę bierze się wyłącznie wyniki osiągane przez firmę czy jej oddział we Francji. Połączono także organy kontrolne, przedstawicieli pracowników, radę pracowniczą oraz radę BHP - w jeden duży organ - Komisję Społeczno-Gospodarczą (CSE), by pracodawca mógł wreszcie spokojnie zarządzać firmą, a nie zajmować się zasiadaniem w rozlicznych organach.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.