Zaczęło się wszystko od boksu olimpijskiego. Dyscyplina ta po raz pierwszy pojawiła się na starożytnych igrzyskach olimpijskich w 688 r. p.n.e. Odrodziła się w Anglii w 1719 r., a na igrzyska nowożytne trafiła ponownie w 1904 r.
Dla Aleksandra Jasiewicza jest to sport życia. W ub.r. stoczył 16 walk, z czego 12 wygrał. Dwudziestopięcioletni górnik, na co dzień zatrudniony w ruchu Ziemowit kopalni Piast-Ziemowit w Lędzinach, jest mistrzem Śląska, triumfatorem prestiżowego turnieju Złota Rękawica Wisły Kraków i zwycięzcą Memoriału Štefana Matějčíka w Bratysławie. Został sklasyfikowany na V miejsce w kraju w wadze lekkopółśredniej.
W boksie olimpijskim walczy się tylko przez trzy rundy. Jedna trwa 3 minuty, a przerwa zaledwie minutę. Zawodnicy zobowiązani są do zakładania koszulek, specjalnych rękawic i ochraniaczy na głowę. Wszyscy muszą posiadać ochraniacze na zęby.
Wcale nie jest łatwiej
- Niektórzy mówią, że mamy łatwiej, bo nie musimy walczyć przez 15 rund. A ja powiem tak – staczamy o wiele więcej walk niż zawodowcy. Nie dwie, trzy rocznie, tylko nawet ponad 20. Zawodnik jedzie na turniej i nie wie, z kim przyjdzie mu się zmierzyć, bo o tym dowiadujemy się na miejscu. Nie znamy więc swoich przeciwników, ich dobrych i złych stron. Trudniej się do takich walk przygotować – opowiada Jasiewicz.
Swoją przygodę z boksem zaczął w wieku 14 lat. Zobaczył w telewizji, jak wspaniale boksuje Tomasz Adamek i postanowił pójść w jego ślady. Od tamtej pory nieustannie trenuje. Przez ostatnie lata w Jaworznickim Klubie Bokserskim „Jawor”. To dobre miejsce na uprawianie boksu olimpijskiego. „Jawor” został sklasyfikowany na 12. miejscu wśród 177 klubów działających w Polsce i pierwszym na 33 kluby śląskie. Aleksander Jasiewicz sportową pasję musi godzić z pracą w kopalni.
- Nie ma innego wyjścia. Postawiłem wszystko na jedną kartę, całe swoje życie. Treningi i praca na dole to potworny wysiłek. Nie wszyscy są w stanie zrozumieć, co to jest harówa w kopalni. Mówią, a jedź tu i tam na turniej, albo na mistrzostwa. Może byś przeszedł na zawodowstwo. To wszystko nie jest takie proste. Grunt to twarda psychika. Przekonałem się już o tym nieraz – opowiada.
Przed rokiem stanął przed ogromną szansą sięgnięcia po tytuł Mistrza Polski w wadze lekkopółśredniej, ale odpadł w ćwierćfinale. Teraz myśli już o kolejnych mistrzostwach. Marzy mu się wygrana z Mateuszem Polskim, dotychczasowym mistrzem kraju. W ostatnim starciu podczas mistrzostw Polski musiał uznać jego wyższość.
- To doświadczony i utytułowany rywal. Walka z nim to było dla mnie mega doświadczenie. Z takim zawodnikiem trzeba walczyć pewnie. Każdy błąd drogo kosztuje. Muszę z Polskim wygrać. Tak sobie postanowiłem – przyznaje.
Grunt to mocna psychika
Ostatnio dokonał istnego cudu. Po nocnej zmianie wrócił do domu, zdrzemnął się godzinę, a następnie wraz ze znajomym ruszył na zawody do Dobczyc.
- Jechałem na czczo, żeby waga była jak należy. 11 godzin czekałem na swoją walkę i w końcu zwyciężyłem Jakuba Krasa, mistrza Małopolski. Przed walką myślałem, że zasnę. Miałem katar i potwornie bolała mnie głowa. Trener Arkadiusz Małek bez przerwy powtarzał mi: Olek, wygrasz, ty nosisz tam na dole ringi, masz potężną siłę, wygrasz – wspomina bokser w Lędzin.
Wyjazdowe starcie z mistrzem Niemiec niestety przegrał. Do Wesel również wybrał się bezpośrednio po szychcie. Może, gdyby nie praca w kopalni, zaliczyłby tę walkę do wygranych?
- Nie zastanawiam się nad tym. Górnictwo mam we krwi, po ojcu. W sumie lubię tę pracę i nie zamierzam z niej rezygnować. Cieszy mnie, że kierownictwo kopalni dostrzega mój talent. Wierzę, że pomoże mi dalej realizować moją pasję. Na ringu muszę poprawić pracę nóg i wszystko powinno być dobrze. Chciałbym zmierzyć się z zawodnikami zza oceanu. To moje marzenie – zwierza się młody adept boksu.
Zaraz po Nowym Roku Aleksander Jasiewicz miał pecha. W pracy naderwał więzadło krzyżowe kolana. Uraz leczy już szósty tydzień, ale lekarz pozwolił mu trenować na siłowni nie angażując nóg. Nie traci więc nadziei, że na Mistrzostwa Polski uda mu się zyskać dobrą formę.
W 2017 r. lędziński bokser został kapitanem swojej drużyny. Posiada już uprawnienia instruktora boksu olimpijskiego. Właśnie kontynuuje kurs trenera II klasy tej dyscypliny.
- Chcę poświęcić się pracy z młodzieżą. Chętnych jest mnóstwo, walą na ring drzwiami i oknami. Warto się nimi zająć, bo są to naprawdę wartościowi ludzie. Szkoda tych talentów – ocenia.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.