Kluczowe spółki odpowiedzialne za nielegalne składowanie odpadów w Bytomiu są ze sobą powiązane personalnie i biznesowo - wskazuje "Czarna księga" przygotowana przez bytomskie PiS. Akcentuje też, że samorządy mają narzędzia do poradzenia sobie z problemem.
"Czarną księgę odpadów w Bytomiu" przedstawili podczas wtorkowej (10 października) konferencji prasowej m.in. przewodniczący bytomskiej rady miasta Mariusz Janas (PiS) oraz autor opracowania, dziennikarz i pracownik biura posła Wojciecha Szaramy - szefa gliwickiego okręgu Prawa i Sprawiedliwości - Maciej Bartków.
Jak przekazała PAP rzeczniczka bytomskiego magistratu Katarzyna Nylec, władze miasta do czasu publikacji depeszy nie zdążyły zapoznać się z "Czarną księgą". Jej autorzy nie zamierzają kierować swoich ustaleń do organów ścigania; wyjaśniają, że w części z nich trwają już postępowania policji i prokuratury - także z zawiadomienia przewodniczącego Janasa.
- Jeżeli chodzi np. o powiązania spółek, że jedna osoba jest w dziesięciu innych, to nie jest przestępstwo. () Nie formułujemy jakichś kategorycznych zarzutów, żądając jakiejś natychmiastowej reakcji. Bardziej chodzi nam o nagłośnienie problemu i pokazanie, że samorządowcy mają wystarczające narzędzia, żeby taki problem przerwać - powiedział pytany przez PAP o cel opracowania Bartków.
Podczas konferencji sygnalizował, że "księga" - przygotowana na podstawie m.in. decyzji dotyczących gospodarki odpadami wydanych przez prezydenta miasta i marszałka, wypisów z KRS, materiałów NIK oraz dokumentów IPN - koncentruje się na spółkach działających w najgłośniejszych miejscach składowania odpadów w Bytomiu: w dzielnicy Bobrek, na miejskim wysypisku i w rejonie ul. Magdaleny.
Mówiąc o Bobrku i wymieniając nazwy kilku działających tam spółek Bartków akcentował, że są one ze sobą powiązane.
- To są generalnie klany, ludzie są związani ze sobą ściśle. () Nie jest prawdą, jak te firmy się tłumaczą np. w czasie kontroli, że np. odczuwany smród nie pochodzi z mojego terenu, ale od firmy obok, z którą nic nas nie łączy. Tak nie jest, one działają ręka w rękę - mówił Bartków.
Prezentował fragmenty z protokołów kontroli Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w tych spółkach, w których "ujawniono działalność niezgodną z wydaną decyzją".
Akcentował przy tym, że państwo uwzględniło takie sytuacje w Ustawie o odpadach, przewidując kary za nieprawidłowości w ewidencjach odpadów w postaci grzywny lub aresztu, a za zbieranie, przetwarzanie odpadów bez zezwolenia lub gospodarowanie nimi niezgodnie z zezwoleniem - kary administracyjne od 1 tys. zł do 1 mln zł.
- Chcielibyśmy zadać pytanie WIOŚ w Katowicach, dlaczego nie karze tych podmiotów takimi karami. Jeżeli dowiadujemy się, że kary wynoszą 5-20 tys. zł, to jest po prostu śmieszne - uznał.
- Polskie prawo daje samorządowcom skuteczne instrumenty do walki z nielegalnym składowaniem, przetwarzaniem, przemieszczaniem lub utylizowaniem odpadów - stwierdził.
- To nie jest tak, jak podkreślają czy to marszałek, czy prezydenci różnych miast, że nic nie mogą - zaznaczył przedstawiciel bytomskiego PiS wskazując, że zgodnie z Ustawą o odpadach zezwolenie na gospodarowanie odpadami może być wydane na okres krótszy niż 10 lat (czyli np. na rok). Samorząd może też odmówić wydania decyzji, a także podjąć kroki do jej wycofania
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.