Trwa procedura zbierania deklaracji zaintersowania projektem przesyłu gazu Baltic Pipe; nawet gdyby Polacy mieli sami sprowadzać norweski gaz, to będzie to opłacalne nie tylko politycznie, ale także ekonomicznie - mówi ekspert energetyczny Wojciech Jakóbik.
Trwa procedura open season, gdy uczestnicy rynku deklarują zainteresowanie projektem przesyłu gazu Baltic Pipe. Jakóbik tłumaczy, że Baltic Pipe ma mieć przepustowość 10 mld m sześc. rocznie, ale według założeń projektantów musi się zgłosić taka liczba oferentów, żeby jego możliwości wykorzystać przynajmniej w trzech czwartych.
- W najgorszym razie po tę przepustowość zgłosi się polskie PGNiG, które może porzucić całkiem dostawy z Rosji - przekonuje Jakóbik.
Redaktor naczelny portalu BizesAlert.pl przypomina, że w 2022 roku "nie mamy już kontraktu jamalskiego, można porzucić całkiem dostawy z Rosji i skupić się na odbiorze gazu właśnie z Norwegii". Wyjaśnia, że z Rosji sprowadzamy 8-10 mld m sześc. gazu rocznie i możemy sprowadzać 7,5 mld m sześc., a nawet więcej, z nowego źródła.
Wojciech Jakóbik zaznacza jednak, że jest to wariant pesymistyczny, bo "są już sygnały, że Shell czy inne firmy także będą zainteresowane korytarzem norweskim i zwiększą rentowność tej inwestycji".
Ekspert wyjaśnia, że zarówno strona polska jak i duńska podkreślają, że projekt Baltic Pipe jest atrakcyjny nie tylko politycznie, ale także ekonomicznie.
- To jest szczególnie ważne dla Duńczyków, którzy chcą zarabiać w roli państwa tranzytowego, bo to przez Danię ten cały gaz norweski będzie płynął do Polski i Duńczycy będą odcinać z tego tytułu kupony - zapewnia.
Jak stwierdza Jakóbik, nie ma oficjalnych informacji na temat tego, które kraje chciałyby sprowadzać gaz z Norwegii przez Polskę, ale dodaje, że takie sygnały wysyłali na przykład Ukraińcy.
- Ukraińcy mają wielki rynek gazu, na kilkadziesiąt miliardów metrów sześciennych rocznie, on jest większy niż polski, więc to jest atrakcyjny partner i PGNiG rzeczywiście aktywnie działa na rzecz zwiększania dostaw na Ukrainę - zapewnia.
Inne kierunki - zdaniem eksperta - to kraje Grupy Wyszehradzkiej. Ekspert ocenia jednak, że "są z jednej strony mniejszymi rynkami, a z drugiej strony są bardziej optymistycznie nastawione do współpracy gazowej z Gazpromem i tutaj mamy wiele znaków zapytania".
Jego zdaniem możliwe jest jednak, że moglibyśmy rozmawiać o dostawach także w innych kierunkach, np. do krajów bałtyckich.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Komentarz usunięty przez moderatora z powodu złamania regulaminu lub użycia wulgaryzmu.
Kim jest ten chlopiec?