Aby ruszyła procedura żółtej kartki w sprawie projektu dotyczącego tzw. pakietu zimowego przedstawionego przez Komisję Europejską zabrakło nam 7 głosów.
- Co ciekawe głosy pochodziły z kilku starych państw członkowskich (np. Niemiec, Francji, Austrii), a niektóre nowe państwa (np. Bułgaria) nie zabrały głosu, choć w nich to uderzy mocniej – komentuje dla portalu górniczego nettg.pl eurodeputowana Jadwiga Wiśniewska.
Projekt Komisji otrzymał uzasadnione opinie o naruszeniu zasady pomocniczości z 10 izb parlamentarnych, które równało się 12 punktom (parlamenty jednoizbowe mają 2 punkty). Do progu, który zobowiązywałby Komisję do przyjrzenia się ponownie swojemu projektowi (choć bez obowiązku wycofania) zabrakło 7 głosów.
- Brak 19 głosów oznacza, że nic się nie zmienia - prace nad projektem ws. rynku elektroenergetycznego trwają nadal – dodaje Wiśniewska.
Przypomnijmy, że procedura żółtej kartki to dziś podstawowy mechanizm pozwalający parlamentom państw członkowskich wyrazić sprzeciw wobec działań Komisji Europejskiej.
- W określonych rodzajach spraw, tj. gdy KE przedstawia akt prawny z obszaru kompetencji dzielonych między Unię Europejską, a państwa, parlamenty narodowe mają możliwość zasygnalizowania, że propozycje KE wykraczają poza zakres jej kompetencji i tym samym łamią fundamentalną dla UE zasadę pomocniczości. Gdy takie, tzw. uzasadnione opinie wyda 1/3 narodowych izb parlamentarnych, KE ma obowiązek ponownie przeanalizować przedstawiony przez siebie projekt – tłumaczy deputowana.
Polska zdecydowała się zastosować mechanizm żółtej kartki w odniesieniu do projektu rozporządzenia ws. wewnętrznego rynku energii elektrycznej, czyli tzw. pakietu zimowego. W kształcie zaproponowanym przez KE projekt wprowadza dla nowych mocy wytwórczych niezwykle restrykcyjne limity emisyjności CO2.
Zaproponowany przez KE limit 550 g CO2 na 1 kWh w praktyce oznacza, że po 2021 r. rynki mocy w energetyce byłyby oparte wyłącznie na gazie, energii jądrowej i odnawialnej, bowiem nawet najnowocześniejsze technologie węglowe nie są w stanie spełnić tak restrykcyjnych warunków. Konsekwencje ewentualnego przyjęcia przepisów w takim kształcie byłyby dla polskiej energetyki druzgocące: całkowicie zmieniłyby krajową strukturę zaopatrzenia w energię, a przecież zgodnie z traktatami decydować o niej mogą tylko państwa członkowskie. Pomimo tak poważnych konsekwencji, opublikowany przez KE projekt rozporządzenia w ogóle tego problemu nie dostrzega - nie ma w nim żadnych danych dotyczących skutków finansowych proponowanej regulacji.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.