We wtorek (29 listopada 2016 r.) wieczorem w należącej do KGHM kopalni Rudna w Polkowicach wystąpił wstrząs, w wyniku którego życie straciło ośmiu górników. Ratownicy od pierwszych chwil walczyli i z nadzieją próbowali dotrzeć do uwięzionych kolegów. Niestety w środę wieczorem ich poszukiwania zakończyły się. Dotarli do leżących obok siebie trzech martwych górników. Wcześniej dotarto do ciał czterech zabitych.
We wtorek (11 kwietnia br.) prace wyjaśniające okoliczności katastrofy kończy komisja powołana przez ówczesnego w.o. prezesa WUG Piotra Wojtachę.
Do zeszłorocznego wstrząsu doszło w oddziale G23 w polu 21/2 na poziomie 1050. Był on odczuwany nie tylko w Polkowicach, ale również w innych miejscowościach Zagłębia Miedziowego.
Do ostatnich chwil uczestnikom i obserwatorom akcji towarzyszyła nadzieja na znalezienie żywych. Niestety, jak się okazało, nie mieli oni szans na przeżycie.
Akcja ratunkowa w Rudnej koncentrowała się w rejonie komór remontowych. To miejsca charakterystyczne dla kopalń miedziowych. Przypominają warsztaty, których nie spotyka się w kopalniach węgla kamiennego. Charakterystyczne dla kopalń miedziowych jest też to, ze nie spotyka się w nich obudów znanych z kopalń węglowych. Zamiast nich stosuje się obudowy kotwiowe. Istota działania tego typu obudowy jest oparta na „spięciu” warstw skalnych stropu, powodując przy tym wzmocnienie górotworu. Niestety jak pokazują ostatnie zdarzenia z kopalń KGHM, profilaktyka bywa czasem bezsilna wobec sił natury.
- Zasypana pod ziemią hala wielkich maszyn i wyrobisko, gdzie znajdują się ratownicy, jest na tyle przestrzenne, że powietrze tam rotuje, jest – komentował dla portalu górniczego nettg.pl w czasie, gdy akcja jeszcze trwała Jerzy Markowski, szef spółki Silesian Coal, ekpert górniczy z 14-letnim doświadczeniem w ratownictwie podziemnym.
Wstrząs wywołał jednak zniszczenia na tyle silne, że nawet ta duża przestrzeń nie uchroniła górników. Akcja była trudna. Ratownicy ręcznie usuwali rumosz. To dlatego, że nie wiedziano, czy pod nim nie znajduje się człowiek.
- W takich przypadkach nie używa się sprzętu mechanicznego, którym oczywiście ratownicy dysponują i posługują się nim tam, gdzie jest to możliwe – wyjaśnił KGHM.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Gotowy jestem założyć się, że wielka komisja wugowska sprawę pozamiata pod dywan. Winne będą siły natury, a nie odpowiedzialni za byle jakie szkolenia, nieliczenia się z przepisami i gonienie za wydobyciem. jak zwykle nadzór będzie reprezentował interesy pracodawców. Chciałbym się mylić...