Wszystko, co jest w ziemi, jest własnością Skarbu Państwa. By wydobywać surowce, trzeba uzyskać od państwa, reprezentowanego przez Ministerstwo Środowiska, koncesję eksploatacyjną. Jeśli ktoś chce szukać surowców, musi mieć koncesję na poszukiwania. Koncesje wydaje minister środowiska, ale procesem koncesyjnym zajmuje się Departament Geologii i Koncesji w Ministerstwie Środowiska. Czterdzieści kilka osób...
Wg stanu z 1 lutego w rękach koncesjonariuszy znajdowało się 614 ważnych koncesji geologicznych (na poszukiwanie, rozpoznawanie i/lub wydobywanie kopalin). Między innymi: 6 koncesji na poszukiwanie i rozpoznawanie złóż węgla kamiennego, 23 koncesje na rozpoznawanie złóż węgla kamiennego, 5 - na poszukiwanie i rozpoznawanie złóż węgla kamiennego oraz metanu, 61 - na wydobywanie węgla kamiennego oraz węgla kamiennego i metanu jako kopaliny towarzyszącej. Koncesje to nie wszystko. Ministerstwo Środowiska jest organem odwoławczym od decyzji marszałków województw (wydają m.in. koncesje na wydobywanie wód leczniczych, termalnych, solanek i torfów leczniczych).
W gronie dysponentów koncesji na wydobycie węgla kamiennego nie ma podmiotów gospodarczych, które głoszą, że dążą do zbudowania kopalni. Mają one koncesje na rozpoznanie i/lub poszukiwanie. I przeważnie rozpoznają i/lub szukają węgla na złożach już dokładnie geologicznie rozpoznanych.
- W takich przypadkach można od razu składać wniosek o koncesję na eksploatację. Tylko to oznacza, że trzeba szybko budować zakład górniczy. A jak ktoś poszukuje, nawet wtedy, gdy wszystko jest rozpoznane, to może poszukiwać, poszukiwać i poszukiwać, blokując tym samym możliwość wydania komuś innemu koncesji wydobywczej – zwraca uwagę prof. Mariusz Orion Jędrysek, sekretarz stanu w MŚ, któremu podlega m.in. wymieniony wyżej departament.
Koncesje i wrogie przejęcia
Obserwator bez trudu zauważy, że mający koncesję na poszukiwanie, częstokroć szuka… źródeł finansowania inwestycji, albo i nawet tego nie czyni. Szczególnie w przypadkach, gdy koncesja opiewa na wiele lat. A może być wydana nawet na dwie dekady. Poza tym koncesja nie jest przypisana na stałe do danego podmiotu. Może on ją zbyć innemu. W takim procesie może nie być nic zdrożnego, ale niekoniecznie.
– Choć Skarb Państwa jest właścicielem złoża, to ma ograniczone możliwości zablokowania tzw. wrogiego przejęcia lub spekulacji. Możliwa jest sytuacja, że koncesję przejmie podmiot, który nie chce poszukiwać i eksploatować. Nie mam wątpliwości, że część koncesji w latach 2008-15 została pozyskana w celach spekulacyjnych - twierdzi minister Jędrysek.
Załóżmy, że inwestor jest poważnie zainteresowany i od razu chce eksploatować zasoby, a nie ich szukać, skoro od dawna są skonkretyzowane. I co wtedy?
- I tak postąpiła Bogdanka, ale spółce odmówiono koncesji wydobywczej na doskonale rozpoznanym złożu - przypomina Główny Geolog Kraju.
Oficjalnie resort ogólnikowo wyjaśnia, że zostało skierowane doniesienie do prokuratury ws. udzielania koncesji eksploatacyjnej w Lubelskim Zagłębiu Węglowym. Szczegółów nie podaje, ale łatwo domyślić się, o co idzie.
W 2012 r. australijska spółka Prairie Downs Metals Limited otrzymała koncesję na rozpoznanie złóż węgla kamiennego w bezpośrednim sąsiedztwie działania wydobywczego LW Bogdanka. To obszary K-6, K-7 dokładnie zbadane w latach 70. Bogdanka chciała je eksploatować, ale jej wniosek o koncesję wydobywczą został odrzucony przez resort z uwagi na „interes publiczny”. Tak na marginesie: koncesja badawcza dla Praire miała ważność do 2019 r., ale skrócono ją i obowiązywała do połowy lutego br. Wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski podczas wizyty w Bogdance wyjaśnił, dlaczego MŚ tak postąpiło: po to, by uzyskać od zagranicznego inwestora jasną deklarację o przystąpieniu do rzeczywistej inwestycji. Inwestor podtrzymuje plany. Prairie Mining Limited (tak się teraz koncesjonariusz nazywa) w połowie marca zakomunikowała, że będzie gotowe do złożenia wniosku o koncesję wydobywczą dla kopalni Jan Karski w II połowie 2017 r.
Zastrzeżenia do resortu
Jak długo trzeba czekać na przyznanie koncesji eksploatacyjnej? To zależy od nastawienia społecznego do planowanej inwestycji - nie tylko ludzi, ale lokalnej władzy. Jeśli wszystko jest OK, to okres oczekiwania wynosi pół roku. W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że praktycznie każdy z podmiotów starających się o koncesję wydawaną przez ministra środowiska jest, zgodnie z Prawem geologicznym i górniczym, „prześwietlany” (na wniosek resortu) przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Niestety, resort nie poda, jak często ABW ma zastrzeżenia do potencjalnego koncesjonariusza.
Bywa i tak, że to ci ostatni mają zastrzeżenia do resortu - kilkadziesiąt przypadków rocznie na tzw. gruncie krajowym. Są też spory, w które zaangażowano międzynarodowy arbitraż. Obecnie toczą się dwa takie postępowania (w spadku po poprzednim rządzie). Jedno dotyczy koncesji eksploatacyjnej na sole potasowe, drugie – na rudy miedzi i srebra.
O prawo do wydobycia na złożu w okolicach Bytomia Odrzańskiego rywalizowały KGHM i kanadyjska spółka Leszno Copper (zależna od spółki Miedzi Copper). Nie wdając się w szczegóły: koncesje w 2014 r. otrzymał zagraniczny inwestor. Decyzję zaskarżył KGHM, rząd cofnął Kanadyjczykom koncesję. Koncern wygrał w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym. Kanadyjczycy złożyli apelację w wyższej instancji i jednocześnie protest do arbitrażu międzynarodowego. Lumina Capital Limited Partnership, właściciel dwóch wyżej wzmiankowanych spółek, domaga się m.in. 100 mln USD tzw. zadośćuczynienia.
W Ministerstwie Środowiska uważają, że racje będą po polskiej stronie. Oby. Przykłady z życia wzięte pokazują, że arbitraż międzynarodowy bywa narzędziem nacisku koncernów na udzielających koncesji. Tak było w przypadku Salwadoru, w którym zagranicznej korporacji nie przyznano koncesji na wydobycie złota (bo nie było ze strony inwestora gwarancji, że zrekultywuje środowisko po zakończeniu eksploatacji). Korporacja postawiła na międzynarodowy arbitraż i pozwała Salwador o 284 mln USD. W naszym przypadku sprawa rozbija się o „tylko” 100 mln USD. A w jednym i drugim przypadku idzie o to, czy to państwo jest dysponentem własnych bogactw naturalnych, czy też nie tylko ono...
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
I właśnie dlatego w większości cywilizowanych krajów właścicielem złoża jest właściciel ziemi pod którą ono występuje ,a nie Skarb Państwa jak w głębokiej komunie ,chociaż oczywiście na swoich gruntach może mieć i Skarb Państwa tylko ,że tak nie jest i rządzi się cudzą własnością i cudzym prawem do gruntu.. Czas na zmiany ,oczywiście nie takie ,że tylko księża coś na tym zyskają ... jak na handlu ziemią ,gdy tylko im nie zabroniono kupowania i sprzedaży , a zabrania się właścicielom od pokoleń nawet gdy przepisują na dzieci..