Dzień po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego rozpoczął się podziemny strajk w kopalni Piast. Po zakończeniu pracy pierwszej zmiany, tuż przed wyjazdem na powierzchnię, na podszybiu poziomu 650, przewodniczący Solidarności w PRG Mysłowice Stanisław Trybuś przekonał załogę o konieczności podjęcia strajku w obronie aresztowanych kolegów: Stanisława Dziwaka, Eugeniusza Szelągowskiego i innych.
Do strajkujących dołączyła druga, a następnie trzecia zmiana. Z poziomu 500 drabinami na poziom 650 zeszło 250 osób. W kolejnych godzinach grupa strajkujących poszerzyła się o górników ze zmiany IV z obu poziomów. Pod powierzchnią kopalni protestowało około 2 tys. górników. Dzień później pracę przerwali pracownicy powierzchni. 16 grudnia dla strajkujących pod ziemią zorganizowano wydawanie żywności i ciepłej odzieży, namiastkę opieki medycznej i łączność. Zaczął funkcjonować podziemny kabaret. Nieliczne grupki górników co jakiś czas wyjeżdżały na powierzchnię. Nawiązano pod ziemią kontakt z górnikami strajkującymi w Ziemowicie. Zabezpieczano na bieżąco ściany i chodniki, prowadzono odwadnianie. Wieczorem do strajkujących dotarła informacja o masakrze w kopalni Wujek.
Lęk przed pacyfikacją
Następnego dnia rano do górników trafiły pogłoski o możliwości zatrucia załogi gazem paraliżującym lub odcięciu dopływu powietrza. Do strajkujących na poziomie 650 dotarła delegacja z Ziemowita. Wobec pierwszych wybuchów paniki osoby niewytrzymujące psychicznej presji odsyłane były na powierzchnię. Gdy strajkującym zaczęły rozładowywać się lampy, dyrektor wstrzymał ich wymianę. Górnicy poradzili sobie budując prostownik. Kiedy pod kopalnię podjechał oddział wojska, wśród oczekujących na rozmowy telefoniczne rodzin wybuchła panika. Jednak wojsko, za wiedzą strajkujących, zabrało tylko materiały wybuchowe z poziomu 500. Pod ziemią było wówczas ok. 1700 osób. 19 grudnia górnicy wydali na powierzchnię kilka skipów węgla dla ogrzania przykopalnianego osiedla. Ok. godziny 14 pod ziemię zjechali księża, wśród których był proboszcz z Bierunia Nowego. Władze liczyły, że duchowni nakłonią strajkujących do wyjazdu na powierzchnię. Duchowni byli zaskoczeni dyscypliną i dobrym zorganizowaniem życia strajkujących.
Dobrze zorganizowani
Po incydencie wskazującym, że wśród górników byli donosiciele, wprowadzono rygorystyczne środki zabezpieczające. Utworzono grupy porządkowe, na żądanie załogi zablokowano telefony. Z 200 znajdujących się pod ziemią aparatów działały jedynie 4. Wprowadzony został też zakaz poruszania się pojedynczo po godzinie 23. Do strajkujących po raz pierwszy zjechał lekarz.
Informację o „przestojach w kopalni Piast” podano po raz pierwszy w Dzienniku Telewizyjnym dopiero 21 grudnia. Na prośbę strajkujących pod ziemię zjechał przedstawiciel Okręgowego Urzędu Górniczego, który wystawił pozytywną ocenę utrzymania wyrobisk górniczych. Gdy 22 grudnia z poziomu 650 wyjechały na powierzchnię grupy strajkujących, w prasie ukazały się informacje o przetrzymywaniu pod ziemią górników siłą przez ekstremalnych działaczy Solidarności.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM.
Szczegóły: nettg.pl/premium
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.