Gdyby Chrystus był skazany na biczowanie przez Wielki Sanhedryn, to zgodnie z prawem żydowskim mógłby otrzymać maksymalnie 40 razów batem...
Ewangelie mówią, że to za panowania cesarza Tyberiusza (42 r. p. n. e. - 37 n. e.) Jezus z Nazaretu nauczał, czynił cuda i został skazany przez Poncjusza Piłata, rzymskiego władcę Judei, i zmartwychwstał. Kiedy to było dokładnie? Tu już zdania są podzielone, choć w tych spekulacjach dwie daty — 7 kwietnia 30 r. oraz 3 kwietnia 33 r. — pojawiają się najczęściej.
Rządy Tyberiusza były dla plebsu czasem spokoju, czego raczej nie doświadczyła ówczesna arystokracja. Cesarz urzędował albo w Rzymie, albo na wyspie Capri. Wojen większych nie było. A podbite wcześniej krainy mogły cieszyć się mniejszą lub większą autonomią, o ile tylko ich mieszkańcy cesarza i prawo rzymskie mieli ponad wszystko. Jedną z takich prowincji była Judea, która od 63 r. p. n. e. wchodziła w skład imperium. Dodajmy: nie z własnej woli. Od czasu do czasu w Judei podnoszono bunty skutecznie tłumione przez Rzymian. Z powodu krnąbrnego charakteru Izraelitów władza rzymska uczulona była na wszelkie, całkiem powszechne, idee mesjanistyczne, głoszące rychłe przyjście mesjasza - króla władającego wiecznie Izraelem. W tamtych czasach proroków głoszących tę nowinę nie brakowało, ale Rzym ich tolerował, dopóki nie uznał, że stanowią zagrożenie dla interesów imperium.
O tym, w jaki sposób Jezus z Nazaretu trafił przed oblicze prefekta Judei (czyli namiestnika cesarza) Pontiusa Pilatusa, wiedzą nawet ateiści. A jak ktoś nie wie, lub chce poznać szczegóły, to literatura w tej materii - od Ewangelii po traktaty naukowe - jest obfita, więc nie ma przeszkód, by uzupełnić braki w wiedzy.
Piłat na początku skazał Jezusa na chłostę. W świetle danych pochodzących z Ewangelii można założyć, że w intencji prefekta miała być to jedyna kara, a nie poprzedzająca wykonanie kary zasadniczej, czyli śmierci.
Pod biczem
W bazylice św. Praksedy w Rzymie znajduje się kolumna biczowania. W tradycji chrześcijańskiej to do niej przywiązano Jezusa skazanego na chłostę. Wyrok wykonywano przez użycie flagrum taxillatum, zwanym także horribile flagellum, czyli potwornym biczem. Podobny bat, krótki kij, do którego były przymocowane rzemienie zakończone kośćmi lub metalowymi pazurami, był używany wiele wieków po upadku Imperium Romanum i zwany był kotem o dziewięciu ogonach. Można sobie wyobrazić skutki biczowania takim narzędziem. Ukazuje to wyraziście Całun z Turynu. Człowiek z tego płótna był bity potwornym biczem o trzech ogonach. Badający Całun, w zależności od stopnia dokładności tychże badań, stwierdzili, że otrzymał od 90 do 120 uderzeń batem. Biegli ustalili, że skazaniec był bity przez co najmniej dwóch chłoszczących.
Gdyby Chrystus był skazany na biczowanie przez Wielki Sanhedryn, to zgodnie z prawem żydowskim mógłby otrzymać maksymalnie 40 razów. Rzymianie nie mieli tak sprecyzowanego przebiegu tej kary. Wykonujący wyrok bili skazanego dotąd, aż ten nie stracił przytomności. To, ile wymierzono razów, zależało więc od wytrzymałości bitego. Dodać trzeba, że gdyby biczowanie było karą wstępną poprzedzającą wyrok śmierci, to byłoby mniej srogie. Nie chodziło w tym przypadku o względy humanitarne, ale o to, by skazany dożył do wykonania wyroku śmierci w pełnej świadomości. Nawet 90 razów potwornym batem przeniosłoby bitego z przyczyn medycznych na tamten świat. Dlaczego Jezus przeżył? To jest zagadka dla ateistów. Dla wierzących wytłumaczenie jest proste: bo miał zginąć na krzyżu.
Ścięcie to luksus
Prawo do karania śmiercią było przypisane cesarzowi i tym, którzy działali w jego imieniu. Skazany na śmierć obywatel rzymski miał prawo do apelacji. Inni, jak Jezus z Nazaretu, byli go pozbawieni (dopiero cesarz Karakala w 212 r. wszystkim poddanym nadał obywatelstwo rzymskie).
W Rzymie karę śmierci wykonywano, w zależności od miejsca, czasu i rodzaju przestępstwa, na wiele sposobów. Ukrzyżowanie nie było jedyną metodą uśmiercania w świetle prawa.
Poena cullei, czyli kara worka, była przewidziana dla ojcobójców. Skazanego, uprzednio wychłostanego, zaszywano w skórzanym worku (z mniejszym workiem na głowie) wraz z wężem, małpą, psem oraz kogutem. I wrzucano do wody. Stosowano też ścięcie, ale ten luksus dotyczył głównie tchórzliwych (lub za takich uznanych) legionistów...
Na krzyżu
Krzyżowanie nie było rzymskim wynalazkiem, choć za taki zwykło się je uważać. Imperium, jak to się mówi, całymi garściami czerpało doświadczenia z podbitych krajów i po niewielkiej modyfikacji przystosowało je na swój użytek. I tak było również z krzyżowaniem skazańców, które wiele wieków wcześniej stosowano np. w Persji. W Rzymie z tego doświadczenia, przejętego prawdopodobnie od Fenicjan, zaczęto korzystać w III w p. n. e. I ten rodzaj kary stosowano przede wszystkim wobec niewolników i buntowników, którym nie podobała się władza Rzymu - patrz koniec powstania Spartakusa (powszechnie znany przypadek) lub los 2000 żydowskich buntowników ukrzyżowanych (tuż przed narodzinami Jezusa) w Jerozolimie przez namiestnika Syrii (w jej skład wchodziła wtedy Judea) Publiusza Kwinktyliusza Warusa.
Misterium Drogi Krzyżowej pokazuje z grubsza, jak przebiegało wykonanie wyroku śmierci przez ukrzyżowanie. Nie ma informacji świadczących o tym, że skazaniec na miejsce kaźni musiał dźwigać krzyż. W przypadku Chrystusa tak było. Czy niósł krzyż (nawet do 200 kg wagi), czy tylko belkę poprzeczną, zwaną patibulum (do 50 kg wagi)? Raczej to drugie, choć skoro przeżył biczowanie na śmierć, mógł ciągnąć cały krzyż.
Gdy już doszedł na miejsce kaźni przybito jego ręce i nogi do krzyża. Ale w którym miejscu? Tak jak to pokazuje tradycja chrześcijańska - w dłonie. Czy też w nadgarstki? Biegli twierdzą, że gwoździe przebite do belki przez dłonie nie utrzymałyby go na krzyżu. Co innego, gdyby był przybity przez tzw. szczeliny Destota, znajdujace się w nadgarstkach. Wtedy skazaniec nie odpadłby z krzyża. Człowiek z Całunu właśnie w ten sposób był przybity. Jest jeszcze jednak trzecia możliwość. Otóż skazany mógł być przybity przez dłonie, ale były one obwiązane sznurem wokół belki.
Od 3 godzin do 3 dni
Pewne jest, że śmierć na krzyżu była straszliwa. Nie trwała paru minut. Musiała być długa i zadawana w sposób okrutny, by miała działanie odstraszające dla innych.
"Przyczyna zgonu Jezusa była wieloczynnikowa, aczkolwiek każdy z opisywanych czynników niezależnie osobno, jak wstrząs pourazowy, pokrwotoczny i hipowolemiczny, ostra niewydolność oddechowo-krążeniowa spowodowana ciężkimi penetrującymi urazami klatki piersiowej, ciężkie zapalenie płuc z płynem wysiękowym w jamie opłucnowej, uduszenie z niewydolności wydechowej spowodowanej ukrzyżowaniem, zawał serca, czy groźne arytmie serca, mogły doprowadzić do szybkiego zgonu. Długość przeżycia na krzyżu wahała się między 3 a 4 godzinami, ale mogła trwać do 3 dni i była odwrotnie proporcjonalna do intensywności torturowania... " — prof. Władysław Sinkiewicz, "Medyczne aspekty śmierci krzyżowej Jezusa - spojrzenie kardiologa".
***
W roku 337 Konstantyn Wielki uznał, że krzyżowanie szubrawców, buntowników, morderców i tym podobnych godzi w majestat śmierci na krzyżu Jezusa Chrystusa. Wykreślił z prawa ukrzyżowanie i w jego miejsce wprowadził wykonywanie wyroków śmierci przez powieszenie. W ten sposób, w cywilizowanym i opartym na prawie rzymskim świecie zaistniała szubienica.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.