W poniedziałek (4 stycznia), w czasie pierwszej sesji na rynku walutowym w tym roku, złoty mocno osłabił się wobec najważniejszych walut. Około godz. 17 za dolara płacono 3,97 zł, za euro 4,29 zł, a franka szwajcarskiego - 3,95 zł.
Jak podkreślił analityk Domu Maklerskiego BOŚ Konrad Ryczko, polska waluta straciła ponad 1 proc. wobec USD, EUR, CHF oraz GBP w reakcji na skokowy wzrost awersji do ryzyka na rynkach.
- Słabsze dane dot. PMI z Chin spowodowały tąpniecie na giełdach w Azji, skutecznie pogarszając nastroje również w Europie. Dodatkowo na krajowym rynku szerszym echem odbiły się informacje z UE, gdzie KE otrzymała wniosek o objęcie Polski nadzorem - zauważył.
Ryczko ocenił, że w szerszym ujęciu podwyższenie awersji do ryzyka na rynkach w połączeniu z ryzykiem związanym z krajową polityką tworzy negatywne otoczenie dla polskiej waluty.
Według analityka Domu Maklerskiego mBanku S.A. Kamila Maliszewskiego dane z polskiej gospodarki nie miały większego wpływu na rynki walut.
Natomiast biorąc pod uwagę spadek wartości złotówki oraz odwrót inwestorów od ryzykownych aktywów prognozuje, że dalsze osłabienie złotego w ciągu tygodnia jest jak najbardziej prawdopodobne. Wskazuje, iż należy liczyć się że euro będzie kosztowało 4,37 zł, a dolar w najbliższych tygodniach przekroczy próg 4 zł.
- Powrót do wzrostów PLN wydaje się obecnie realny jedynie w sytuacji zdecydowanej poprawy nastrojów, na co po bardzo słabej sesji w Azji oraz dzisiejszej wyprzedaży na najważniejszych giełdach się nie zanosi, przynajmniej do czasu najważniejszych odczytów z gospodarki USA, które poznamy pod koniec tygodnia - podkreśla Maliszewski.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.