Redukcja emisji dwutlenku węgla obejmie wszystkie kraje, porównywalnie z UE, a rozwiązania będą dostosowane do możliwości państw - taki warunek postawiła w poniedziałek, w wystąpieniu podczas otwarcia szczytu klimatycznego COP21 w Paryżu premier polskiego rządu.
W konferencji (potrwa do 11 grudnia) uczestniczy 195 krajów, z których na razie 183 dobrowolnie zobowiązały się do działań dla ograniczenia emisji. Celem szczytu jest zawarcie wiążącej i powszechnej umowy prawnej, która po 2020 r. zastąpiłaby ustalenia z Kioto i nie dopuściła do ocieplenia klimatu na Ziemi do końca XXI w. o więcej niż 2 stopnie Celsjusza.
Eksperci szacują, że oddolne zobowiązania państw, chociaż liczne, robią tylko dobre wrażenie i nie wystarczą do kompromisu (np. Rosja obiecała zredukować emisję aż o 70 proc., tyle że w stosunku do poziomu sprzed... 25 lat).
Kraje rozwijające się żądają bowiem od bogatszych 100 mld dol. rocznie do 2020 r. w technologiach, inwestycjach i pomocy publicznej. O apetycie na takie transfery (także po 2020 r.) powiedział otwarcie prezydent Chin (największy emitent CO2) Xi Jinping.
Jako pierwsi pieniądze te obiecali reszcie świata prezydent Francji i kanclerz Niemiec.
- To my spowodowaliśmy emisje w przeszłości. Musimy być w awangardzie postępu, by zredukować je w przyszłości i umożliwić to krajom rozwijającym się - zapowiedziała Angela Merkel.
Prezydent USA był bardziej powściągliwy (co nie umknęło dziennikarzom) i ani razu nie wspomniał, że szczyt powinien wiązać wszystkie strony.
Polska zachowała się sprytnie i dyplomatycznie: nie zerwiemy porozumienia, jeśli "wszystkie państwa podejmą wysiłki porównywalne do redukcji zadeklarowanej przez UE" (która jest rekordowa, krytykowana za brak realizmu i nie do przyjęcia przez świat - przyp. red.). - Dla Polski to podstawowy warunek - powiedziała Beata Szydło i od razu określiła, że "choć nie jesteśmy zobowiązani", gotowi będziemy wyasygnować 8 mln dol. na Zielony Fundusz Klimatyczny.
- Bardzo mocno podkreślę, że polityka klimatyczna nie może uderzać w polską gospodarkę - w kuluarach szczytu Szydło odkryła karty.
Minister środowiska Jan Szyszko zaznaczył, że porozumienie musi być sprawiedliwe:
- Celem Polski jest zrównoważony rozwój, a nie ambicje poszczególnych gospodarek - robił aluzję w kierunku Niemiec. W Warszawie prezydent Andrzej Duda zasugerował, że Polska odrobiła już zadanie od 1998 r., bo zamiast przypisanych jej w Kioto 6 proc., obniżyła emisję dwutlenku węgla aż o 30 proc. i jeśli "pozaeuropejskie gospodarki nie wezmą na siebie ciężaru, to unijne zobowiązania powinny zostać zrewidowane".
Czujemy się liderami i mamy do tego realne podstawy - powiedziała premier, chwaląc ustalenia warszawskiego szczytu z 2013 r., który pozwolił krajom wdrażać własne dobre dla gospodarek rozwiązania, zamiast "odgórnie ustawianych celów redukcyjnych".
- Nie widzimy możliwości powrotu do stanu, gdzie niewielka tylko część państw ma obowiązek działać na rzecz globalnej redukcji emisji - dodała w imieniu Polski premier Szydło.
W ten sposób, oficjalnie popierając "awangardę postępu" w UE, rząd uprzejmie, ale dość jasno dał do zrozumienia, że nie zgodzi się na unijny dyktat w sprawie klimatu. Po wystąpieniach 150 przywódców w Paryżu prace konferencji przeniosą się na stoły negocjatorów, którzy w ciągu tygodnia powinni przedstawić zarys tekstu porozumienia COP21.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.