W trakcie wtorkowej (1 grudnia) sesji obserwowaliśmy lekkie umocnienie złotego m.in. wobec dolara czy brytyjskiego funta - ocenił analityk domu maklerskiego Banku Ochrony Środowiska Konrad Ryczko. Ok. godz. 17.35 euro kosztowało 4,28 zł, dolar 4,03 zł, frank 3,91 zł a GBP 6,07 zł.
- Globalnie ruchy te odczytywać można jako pozycjonowanie się inwestorów pod czwartkowe posiedzenie EBC, które może wesprzeć waluty EM. Lokalnie jednak należy wspomnieć o fakcie, iż obydwa zestawienia, USD/PLN oraz GBP/PLN znajdują się w okolicach ok. 10-letnich maksimów, stąd każdy mocniejszy impuls może przynieść dynamiczną korektę notowań - wskazał Ryczko.
Dodał, że inwestorzy dość neutralnie zareagowali we wtorek na poranne dane dot. indeksu PMI dla Polski. Odczyt ten okazał się być niższy od oczekiwań, jednak w dalszym ciągu powyżej 52 pkt. wskazując na stabilizację wzrostu. - Większe emocje na rynku przyniósł popołudniowy odczyt amerykańskiego indeksu ISM, gdzie wyraźnie słabsze wskazanie stanowiły czynnik, który skłonił część rynku do realizacji pozycji długich na dolarze - zaznaczył.
Analityk domu maklerskiego mBanku Kamil Maliszewski wskazał, że wtorkowa sesja na rynku złotego nie przyniosła kontynuację osłabienia polskiej waluty. - PLN zyskał nieznacznie w stosunku do dolara pozostał jednak słabszy wobec euro oraz franka szwajcarskiego. Po raz kolejny już umocnieniu polskiej waluty nie sprzyjała sytuacja na warszawskiej giełdzie, która znalazła się na nowych minimach z ostatnich lat patrząc na indeks WIG20, tym razem jednak spadki widzieliśmy na parkietach w całej Europie - wskazała Maliszewski.
Euro kosztuje obecnie już 4,28 zł i jak ocenił analityk kontynuacja osłabienia złotego jest bardzo prawdopodobna, a jedyną szansą na odrobienie części strat w stosunku do euro, wydaje się czwartkowe posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego, na którym spodziewana jest decyzja o zdecydowanym poluzowaniu polityki monetarnej, co jego zdaniem powinno spowodować wyprzedaż wspólnej waluty.
- Niepokojące dla części zagranicznych inwestorów mogły okazać się natomiast dzisiejsze wypowiedzi ministra Henryka Kowalczyka, który zapowiadał wzrost deficytu budżetowego w tym roku o 5-10 mld złotych, które zostały jednak zdementowane przez przedstawicieli ministerstwa finansów, którzy oczekują, że wzrośnie on o niecałe 4 mld zł - wskazał Maliszewski.
W jego ocenie na parze USD/PLN doszło do dość wyraźnej korekty, po zaskakująco słabych danych z amerykańskiego przemysłu w postaci odczytu ISM. Okazał się on najniższy od 2009 r. wynosząc 48,6 pkt i spadając poniżej granicy 50 pkt., co oznacza pogarszanie się sytuacji w amerykańskim przemyśle.
- (...)Możliwe wydaje się cofnięcie USD/PLN w okolice okrągłego poziomu 4 złotych, wystąpienie jednak większej korekty w najbliższych dniach wydaje się bardzo mało prawdopodobne. Widać także dość jasno, że pojedyncze negatywne zaskoczenia nie są w stanie zakwestionować rynkowych oczekiwań na podwyżki stóp procentowych w USA na najbliższym posiedzeniu i w tej sytuacji coraz bardziej realne wydają się dalsze wzrosty USD/PLN w stronę 4,10 - zaznaczył Maliszewski.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.