Istnieje nawet 80-proc. prawdopodobieństwo wystąpienia blackoutu w Polsce w ciągu 3-4 lat bez środków zaradczych - ocenia prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej. Eksperci dodają, że może to być skutkiem m.in. wyłączenia kolejnych przestarzałych bloków energetycznych.
We wtorek (20 października) w ramach XII Kongresu Nowego Przemysłu eksperci dyskutowali nt. stabilności sytemu energetycznego w Polsce w kontekście wakacyjnego załamania w produkcji energii elektrycznej, która była spowodowana m.in. wysokimi temperaturami oraz niskim stanami wód w zbiornikach wodnych. Obniżony poziom wody uniemożliwia skuteczne chłodzenie bloków energetycznych.
Dyrektor departamentu usług operatorskich w Polskich Sieciach Elektroenergetycznych Jerzy Dudzik przypomniał, że w sierpniu doszło do utraty zdolności wytwórczych na poziomie ponad 5 tysięcy MW.
- I okazało się, że w zasadzie nie jesteśmy przygotowani na pewne stany ekstremalne.
Zaznaczył, że do tej sytuacji przyczynił się poziom wód i wysoka temperatura wody do chłodzenia, a także słabość sieci.
Dudzik podkreślił, że gdy wszystkie te zjawiska się skumulowały "to doszliśmy do tego stanu, kiedy brakowało nam mocy, nasz system nie jest odporny na taką sytuację zewnętrzną".
Doszło do tego, że rząd musiał przyjąć rozporządzenie, w którym wprowadzono ograniczenia w dostarczaniu i poborze energii elektrycznej (stopnie zasilania) dla odbiorców o mocy umownej powyżej 300 kW (fabryki, huty, duże energochłonne zakłady przemysłowe).
Przedstawiciel PSE dodał, że jednym z powodów dlaczego nie mogliśmy załatać dziury w naszych mocach wytwórczych, było m.in. to, że nie mogliśmy importować energii.
- Specyficzną sytuacją polskiego systemu jest to, że my właściwie nie mamy możliwości importowych, nie możemy importować energii - podkreślił.
Jego zdaniem sprowadzenie 2 tysięcy MW do tego stopnia mogłoby ustabilizować system, że nie byłoby potrzeby wprowadzania stopni zasilania.
- Nasze możliwości techniczne importu, co zabrzmi dosyć dziwnie, są ujemne.
Eksperci podczas panelu wskazywali ponadto, że nasze sieci są destabilizowane przez "chaotyczny" przepływ energii elektrycznej z Niemiec do Austrii. Są to tzw. porzepływy kołowe. Niemcy nie wybudowały po swojej stronie tzw. przesuwnika fazowego, który wraz z przesuwnikiem po naszej stronie mógłby przed tym chronić. W krytycznych dniach sierpnia powodowało to dodatkowe obciążenie naszej sieci.
Profesor Władysław Mielczarski z Instytutu Elektroenergetyki Politechniki Łódzkiej dodał, że oprócz niekorzystnej pogody, powodem niedoboru w mocach była awaria bloku energetycznego w Bełchatowie o mocy 800 MW.
- Takie duże bloki w stosunkowo niedużym systemie powodują, że awaria jednego z nich może być krytyczna dla całego sytemu - ocenił.
Wskazał ponadto, że paradoksalnie duża moc (po tysiąc MW) powstających bloków w Opolu może spowodować jeszcze większe problemy.
- Awaria tych bloków na 99 proc. zakończy się awarią systemową - zaznaczył profesor.
Mielczarski zwrócił ponadto uwagę, że brakuje nam mocy dyspozycyjnych.
- Stare bloki przestają pracować. Czy za kilka lat będzie lepiej? Nie, bo one będą jeszcze starsze, będzie jeszcze gorzej.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
I tak się kończą rządy polityków w energetyce.