1023,5 m w głąb ziemi sięgnął odwiert wykonywany z powierzchni w ramach akcji poszukiwawczej dwóch górników zaginionych po tąpnięciu w kopalni Wujek-Śląsk - poinformował w poniedziałek (4 maja) rano Wojciech Jaros, rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego, do którego należy zakład górniczy zlokalizowany w Rudzie Śląskiej. Przypomnijmy, że otwór ma sięgać poziomu 1050 m.
- Świder pracuje powoli i ostrożnie. Postęp wiercenia to średnio około 1,5 metra na godzinę. Odwiert wszedł do strefy wpływów, jakie eksploatacja węgla poniżej wywarła na skały. Mogą tam występować mikrospękania, szczeliny. Nie wiemy jakie mogły być następstwa wstrząsu z 18 kwietnia. Odwiercony materiał przenoszony jest na powierzchnię wraz z podawaną z powierzchni wodą do płuczki. Gdyby nastąpiła ucieczka tej wody, wiercenie stałoby się praktycznie niemożliwe - wyjaśnił rzecznik KHW.
Firma wykonująca wiercenie potwierdziła problemy techniczne z silnikiem wgłębnym. Podała że obecna prędkość wykonywania odwiertu jest dobrana z uwagi na skuteczność wiercenia, zminimalizowanie ryzyka kolejnych przestojów oraz konieczność utrzymania pionu.
Równocześnie z pracami wiertniczymi, które prowadzone są w Katowicach-Panewnikach, drążony jest chodnik na poziomie 1050 m.
- Kombajn dotarł do 278,5 metra od punktu przyjętego jako "zero" - poinformował Jaros.
Tąpnięcie, które miało miejsce 18 kwietnia spowodowało ogromne zniszczenia w wyrobiskach prowadzących do ściany 7 w pokładzie 409, m.in. znaczne zaciśnięcie i wypiętrzenie podłoża. Zdarzenie to wyłączyło jedną ze ścian. Ruch Śląsk wydobywa obecnie węgiel na dwóch ścianach - na poziomie 865 m i 1050 m.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.