Miał 28 lat. Zdążył wynieść na plecach, będąc strasznie poparzonym, kolegę. W szpitalu przegrał walkę o życie. W sobotę (25 października) w Mysłowicach-Brzęczkowicach Bogdanowi Lenzie w jego ostatniej drodze towarzyszyli bliscy, przyjaciele, koledzy, znajomi, brać górnicza.
Świętej pamięci Bogdan Lenza zmarł we wtorek w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Był ratownikiem górniczym. Był ofiarą tragicznej w skutkach katastrofy w kopalni Mysłowice-Wesoła, do której doszło 6 października.
W wypełnionym po brzegi kościele ci, którzy mogli towarzyszyć w ostatniej drodze ratownika, wsłuchali się w słowa metropolity katowickiego arcybiskupa Wiktora Skworca. On wraz z sześcioma innymi duchownymi celebrowali żałobną mszę. Hierarcha mówił do zebranych, mówił przede wszystkim do rodziny zmarłego. Bogdan Lenza zostawił żonę. Matkę. Ojca. Rodzinę...
Arcybiskup Skworc pocieszał ich słowem:
- Z pomocą, wiem to ze swego doświadczenia, przychodzi cierpliwy lekarz - czas, który będzie delikatnie dotykał ran, goił je i zabliźniał, wspomagany przez pamięć i wspomnienia (...), wspomagany przez bliskich, którzy przyjdą wysłuchać, pocieszyć (...). Pomoże powrócić do życia i codziennej aktywności. Jednak zawsze, tam gdzieś na dnie serca i umysłu, pozostanie pytanie: dlaczego? Poszukiwanie odpowiedzi łączy się z wiarą (...) Otwieramy Pismo Święte i znajdujemy tam takie słowa proroka Izajasza: "Myśli moje nie są myślami waszymi, ani wasze drogi, moimi drogami...
Metropolita podkreślił, że powszechnie i słusznie uważa się, że praca górnika jest niebezpieczna. Tak niebezpieczna, że nie wiadomo, czy zjeżdżając do pracy, wyjedzie się na powierzchnię.
- Praca górnika to jedna niewiadoma. Do końca nie wiadomo, czy kolejny zjazd nie będzie ostatnim...
Dla Bogdana Lenzy i czterech jego kolegów ten zjazd z 6 października był ostatnim.
W ostatniej drodze ratownika - który do końca był ratownikiem, zachowywał się tak, jak każdy ratownik powinien się zachować - na pobliski cmentarz towarzyszyli mu ci, którzy rozumieli doskonale to, że praca górnika jest wielką niewiadomą. Tak dla młodego, jak Bogdan Lenza i znacznie starszego kombajnisty, którego ratownicy, tacy jak Bogdan Lenza, szukali przez 12 dni i 12 nocy.
- Szkoda chopa, taki młody był - mówił do starszej kobiety młody mężczyzna, zapewne rówieśnik tego, na którego pogrzeb przyszedł.
W sobotę w Brzęczkowicach nie było z pewnością takiego, który również by tak nie uważał.
W siemianowickim Centrum Leczenia Oparzeń lekarze robią co mogą, by uratować trzech najciężej poparzonych górników. W sobotę podali, że czują się nieco lepiej. Oby wygrali. Żeby swoje pogrzeby mieli wtedy, kiedy będą starzy i zmęczeni życiem.
W galerii: Mysłowice-Brzęczkowice, 25 października, 2014 r. (zdjęcia: Andrzej Bęben - nettg.pl).
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Komentarz usunięty przez moderatora z powodu złamania regulaminu lub użycia wulgaryzmu.
Przechodziłam akurat pod kościołem jak wynosili ciało serce [podeszło mi pod gardło :( wyrazy współczucia
Nie darujemy wam tego co sie stało,to mógłby być każdy z nas Każda nieprawidłowość zostanie zgłoszona natychmiast do odpowiednich organów Człowiek weźmie więcej jak 10 dni L4 to wypowiedzenia dajecie.
Wyrok to mało za tyle śmierci...
Wsadziliście NAS ratowników do bomby Każdy z was ma za to odpowiedzieć dostając wyrok!
Cześć Jego Pamięci i Serdeczne z całego serca płynące kondolencje dla Rodziny.
[*]