Nad kopalnią Mysłowice-Wesoła pojawiły się drony. To takie maszyny latające, do których można podczepić kamerę lub aparat fotograficzny. Kto je wypuścił? Jak to kto? Media!
Takim dronem kieruje operator. Siedzi sobie wygodnie w samochodzie, na przykład. Na kolanach ma tablet, albo laptopa. I na ekranie obserwuje to, co widzi dron krążący nad lustrowanym obiektem.
Warto jest mieć zdjęcia lub film, albo jedno i drugie, pokazujące karawan wywożący poszukiwanego górnika. Może nawet uda się ustrzelić moment, gdy będą przenosić ciało. Dron dostrzeże to, czego nie widzi się z ziemi. Przecież w kopalni wiedzą, że na moment zakończenia akcji (w pozytywny finał nikt z dziennikarzy od dawna już nie wierzy, ale głośno o tym nie mówią, bo nie wypada) czają się dziennikarze. Nie tylko z tabloidów. Ich na naszym rynku mamy kilka. Ale inne media, pisane, mówione, pokazywane, też idą w kierunku wytyczonym przez tzw. prasę kolorową. Odbiorca oczekuje emocjonalnego przekazu, nawet nie zawsze realnego, zatem my, media te emocje mu serwujemy.
A cóż w relacji z akcji ratowniczej jest bardziej emocjonalnego, jak nie jej finał? Tak, doskonale byłoby, gdyby górnika uratowano. Cud zdarzył się! Jakim cudem? Oj, jest pole do zaserwowania emocji. Wiadomo: rozmowy z cudownie ocalonym, a gdyby nie mógł rozmawiać, to rozmowy o cudownie ocalonym. Wizyty u jego rodziny. Kilka przebitek z tymi, którzy pierwsi doszli do ocalonego. I tak dalej.
Cuda jednak mają to do siebie, że zdarzają się rzadko. Gdyby było odwrotnie, byłyby normalnością, a przecież cud jest stanem nadzwyczajności. Emocje mogą być zaserwowane w żałobnej okrasie. Tak będzie w przypadku tego, co wydarzyło się, wydarzy się, niestety, w Mysłowicach-Wesołej. Właściwie schemat działania jest podobny jak w wersji z optymistycznym finałem. Jeno bez rozmów z głównym bohaterem i radosnej otoczki, która spowija elementy dziennikarskiego przekazu.
Co zarejestruje dron krążący nad kopalnią? Według mojej skromnej opinii (i paroletniego doświadczenia w pracy w tabloidach) niewiele. Zresztą nikt z tych, którzy je tam wysłali, nie liczy na to, że zarejestrują te maszyny latające Bóg wie, co. Ważne, że obraz z ich kamer (w nocy noktowizyjny) rozszerzy zestaw emocji serwowany odbiorcy. Temat będzie żył, choć jego bohater nie żyje, równie długo, jak emocje. Dotąd, dokąd nie pojawi się zapotrzebowanie na nowe.
Że to jest wstrętne, okrutne, merkantylne itp. itd.? A jest takie, jaka jest rzeczywistość, która kreuje taki przekaz.
Wcześniej będą jednak konferencje prasowe z bardzo ważnymi politykami, szukanie winnych tragedii, wskazywanie błędów itp. A spod kopalni znikną wozy satelitarne przeznaczone do puszaczania lajwików o każdej porze dnia i nocy. Przestaną przynosić kanapki koczującym na nijusa dziennikarzom. Życie wróci do normy i w innych miejsca media będą opisywały śmierć lub cudowne ocalenie.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.