- Jeżeli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości na temat przestrzegania procedur, to radzę mu, żeby udał się do Siemianowic Śląskich i zobaczył tych poszkodowanych z kopalni Mysłowice-Wesoła. Ja tam byłem i widziałem górnika, który był cały poparzony. Jego ciało było prawie całe czarne, jedynie 10 cm jego ciała miało naturalny kolor skóry. Wiem, że to bardzo mocny przykład, ale w tej sytuacji to jedyne, co może podziałać na wyobraźnię tych, którzy ignorują przepisy - mówi w rozmowie z portalem górniczym nettg.pl Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki.
Czy możliwe jest, aby w trakcie prowadzenia profilaktyki przeciwpożarowej były w tym samym rejonie prowadzone roboty strzałowe i wydobycie? - z takim pytaniem zwróciliśmy się do b. wiceministra gospodarki.
- Dla mnie to jest po prostu niemożliwe. Jeśli prowadzi się profilaktykę i widzi się zagrożenia, to należy od razu rozpocząć akcje pożarową. Z tym związane są szczególne rygory, których należy przestrzegać. A psim obowiązkiem kierownika zakładu jest neutralizacja tego zagrożenia i dbanie o załogę - stwierdza Markowski.
- W polskim górnictwie wciąż zaskakuje mnie wiele rzeczy. Szczególnie jednak arogancja wobec procedur i kompetencji oraz uwielbienie dla improwizacji. Nie wolno improwizować, jeśli chodzi o ludzkie życie i zdrowie. Straty ekonomiczne jakoś da się odrobić, ale zdrowia i życia poszkodowanym górnikom się nie przywróci. Często wygląda to tak: improwizowaliśmy 100 razy, to i ten 101 raz się uda - podkreśla ekspert.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
A jak były prowadzone prace, to co? Taką wypowiedzią broni ewentualnych winnych. Pracownicy wypowiadali sie, że były prowadzone roboty strzałowe
Komentarz usunięty przez moderatora z powodu złamania regulaminu lub użycia wulgaryzmu.