Ze społecznego punktu widzenia to nie byłaby zwykła upadłość, tylko dramat, który mógł się bardzo źle skończyć, bo ludzie doskonale zdają sobie sprawę, co musiałby zrobić syndyk - podkreśla PIOTR LITWA, wojewodą śląski.
Pan Wojewoda mówił do pracowników nowym językiem. Po wielu latach wolnorynkowej retoryki po raz pierwszy przedstawiciel władzy praktycznie bronił w konflikcie takich pojęć, jak sprawiedliwość, odpowiedzialność biznesu czy społeczna gospodarka rynkowa, którą mamy zapisaną w Konstytucji, ale nikt nie traktował tego poważnie...
Takim językiem ja posługiwałem się zawsze jako urzędnik państwowy. Być może mniej słyszalnie, bo zajmowałem się w Wyższym Urzędzie Górniczym innymi sprawami, ale również związanymi z bezpieczeństwem publicznym. Ale zawsze też starałem się wsłuchać w głos przedsiębiorców górniczych i poznać ich argumenty. Nigdy nie miałem zamiaru podkładać im kłód pod nogi. Przeciwnie. Chciałem, by działali bez zbędnej biurokracji. Gdy narzekali, że nadmiar kontroli paraliżuje produkcję, zmniejszyłem ich liczbę. Dawałem przedsiębiorcom duży kredyt zaufania.
Ponieważ nie zawsze się to sprawdzało, trzymałem rękę na pulsie w najgroźniejszych miejscach, by nie doszło tam do katastrof. Nieprawda, bym kiedykolwiek szedł pod prąd przedsiębiorcom górniczym, bo wszyscy zdajemy sobie sprawę, że tworzą miejsca pracy i przynoszą korzyści dla regionu i kraju. Natomiast na pewno prowadzenie działalności górniczej nie może się kłócić z interesem pracowników.
Po drugie - z zasadami gospodarki złożem i po trzecie - z ochroną powierzchni. Niezwykle trudno pogodzić to ze sobą. W prostej fabryce cukierków łatwo o zrównoważony rozwój i społeczną odpowiedzialność biznesu. W górnictwie węgla kamiennego jest to potrójnie trudniejsze, bo kopalnia zawsze ingeruje w środowisko i stwarza jakieś zagrożenia. Wypośrodkowanie tych spraw z dodatkiem rachunku ekonomicznego, w naszych warunkach górniczo-geologicznych, jest naprawdę bardzo trudną sztuką.
Czy zakończenie konfliktu w Sosnowcu jest sukcesem?
Nie opisywałbym tego w kategoriach wygranej lub przegranej. W komentarzach słyszę, że "wygrali związkowcy", "wygrała racja pracowników". Patrzę na to zupełnie inaczej. Zakład znalazł się w na tyle trudnej sytuacji, że zarząd postanowił skierować wniosek o upadłość likwidacyjną. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie kilka szczegółów. Otóż w skład majątku wchodzi duża substancja mieszkaniowa, ponad 1,8 tys. lokali. Zatem ze społecznego punktu widzenia to nie byłaby zwykła upadłość, tylko dramat, który mógł się bardzo źle skończyć, bo ludzie doskonale zdają sobie sprawę, co musiałby zrobić syndyk. Nie mówmy więc o sukcesie, tylko o tym, że zapewniono szeroko rozumiane bezpieczeństwo ludzi mieszkających w tej dzielnicy!
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM.
Szczegóły: nettg.pl/premium
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Jeśli jest i było tak jak pan wojewoda mówi gratuluje W tym kraju trzeba mądrych ludzi