Gdy ginie górnik, informujemy o tym w portalu górniczym nettg.pl. W mediach niebranżowych informacja o tragedii pojawia się już w nieeksponowanym miejscu. Gdy górnik złamie rękę lub nogę, nie powiadamia nawet górniczy portal. Tymczasem w 2013 r. w statystykach odnotowano ponad 2500 wypadków. Przygniatająca większość z nich mieści się w kategorii "wypadki lekkie"...
Ustawa z 2002 r. o ubezpieczeniu społecznym z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych rozróżnia następujące rodzaje wypadków w pracy: śmiertelny, ciężki, lekki, zbiorowy. Za pierwszy uważa się taki, w którym śmierć nastąpiła do 6 miesięcy od zaistnienia zdarzenia. Ciężki to taki, w wyniku którego nastąpiło ciężkie uszkodzenie ciała (np. utrata wzroku, słuchu, mowy, zdolności rozrodczej lub inne uszkodzenie ciała albo rozstrój zdrowia) lub funkcji organizmu, skutkujące całkowitą lub częściową niezdolnością do pracy w zawodzie. Za zbiorowy uznaje się taki, gdy w wyniku tego samego zdarzenia poszkodowane zostały co najmniej dwie osoby. I wreszcie taki, których mamy najwięcej w górniczych statystykach: lekki, czyli każdy inny wypadek niewyczerpujący znamion wypadku śmiertelnego i ciężkiego. Tyle sucha (i skrócona) definicja. Teraz fakty i rzeczywistość.
Krzywa wypadkowości od 2009 r. leci w dół. Z 3351 ogółem w przemyśle wydobywczym (z tego w górnictwie węgla kamiennego - 2799) w 2009 r. do 2551 (1908) w zeszłym roku. Profilaktyka bhp ma swój udział w tej zniżce. Pamiętajmy też, że w tym czasie zmniejszyło się zatrudnienie w branży.
Czy są to miarodajne liczby obrazujące wypadkowość? Jestem więcej niż pewien, że gdy ten tekst ukaże się na stronach nettg.pl, pojawi się wiele komentarzy negujących prawdziwość tych statystyk. Tymczasem są one prawdziwe, ale niekompletne, bowiem uwzględniają wyłącznie wypadki... zarejestrowane.
Co na to WUG?
- Trudno mieć 100-procentową pewność, że nasze rejestry odzwierciedlają wszystkie zdarzenia wypadkowe w polskim górnictwie - przyznaje Mirosław Koziura, wykonujący obowiązki prezesa Wyższego Urzędu Górniczego.
- Docierają do nas informacje, że niektóre wypadki nie wychodzą na światło dzienne. Dlatego od wielu miesięcy porównujemy, podczas prowadzonych kontroli w zakładach górniczych, dane z kopalnianych punktów opatrunkowych z postępowaniami komisji zakładowych. Z tych analiz wynika, że część rejestrowanych wypadków jest do kopalni przynoszonych z zewnątrz, czyli pracownik doznał urazu w domu, ale zgłasza go jako zdarzenie podczas szychty. Jest i druga strona tego samego medalu, gdy skaleczenia, potłuczenia komisja zakładowa nie kwalifikuje jako wypadku przy pracy, choć pracownik otrzymał pomoc medyczną w punkcie opatrunkowym. Szacujemy, że obie te sytuacje są na poziomie błędu statystycznego. Prawdopodobnie naszym rejestrom umyka 4-5 proc. lekkich wypadków.
W WUG dodają, że mimo tej ciemnej strony rzeczywistości mają satysfakcję, że coraz mniej górników jest poszkodowanych podczas pracy, a wypadkowość maleje o 6 proc. rocznie, czyli szybciej niż Urząd zakładał w swej wieloletniej strategii.
Powtórzmy prawdę oczywistą: błędy ludzkie skutkują wypadkami. W 2013 r. 68,7 proc. wszystkich wypadków, zwłaszcza lekkich, spowodowanych było przez potknięcia, poślizgnięcia lub przewrócenie się osób, spadnięcie, stoczenie, osunięcie masy lub brył skalnych, upadek, stoczenie lub osunięcie się przedmiotu lub materiału oraz uderzenie się przedmioty. Nie należy zapominać, o czym pracownicy często nie pamiętają, że granica między kontuzją a śmiercią jest cienką linią i tylko od tzw. szczęścia zależy, czy górnik, który uderzył czołem o coś tam, nabił guza, czy roztrzaskał głowę. Być może do kolejnych profilaktycznych behapowskich haseł należałoby dodać jeszcze jedno, znane z historii z innych okoliczności: "Nie bądź głupi, nie daj się zabić!"?
Grube miliony
Na bhp wydaje się w górnictwie grube miliony. Wypadki to nie tylko kontuzje, choroby, niezdolność do pracy. To także wymierne straty. W pieniądzu liczone. W artykule "Szacowanie kosztów wypadków przy pracy w zakładach górniczych" jego autorzy zamieszczają wzór do obliczania całkowitych kosztów wypadku. To suma kosztów ponoszonych przez samego poszkodowanego i jego rodzinę, koszty ponoszone przez społeczeństwo i koszty ponoszone przez przedsiębiorstwo. Koszty tego ostatniego to kilkadziesiąt pozycji. "Nawet w przypadku, gdy zdarzy się wypadek skutkujący niegroźnym urazem, może spowodować straty finansowe po stronie pracodawcy oraz zakłócenia procesu produkcyjnego" - podkreślają naukowcy.
Praktycy starają się przemówić przez kieszeń do wyobraźni pracowników. Skoro nie można karać za wypadki, to można nagradzać za ich brak. W JSW w 2010 r. wprowadzono premię za bezpieczną pracę - do kilkuset złotych.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Ha ha jak widzę te raporty WUG to mi się śmiać chcę. Wielu inspektorów to kolesie nadsztygarow z różnych kopalni. Wiele rzeczy nie wychodzi na jaw. Druga sprawa BHP to na kopalniach KHW głównie są pacholami dyrektorów.
Panie Redaktorze! Nie ma czegoś takiego jak "wypadki lekkie". Są natomiast: śmiertelne, ciężkie i zbiorowe. O tych, o których Pan pisze to po prostu te, które nie mieszczą się w kategoriach powyższych. Proszę poczytać dokładnie Ustawę i poprawić artykuł! Nie ma tam słowa o wypadkach lekkich.
Na Budryku w MSZ był wypadek. Skłonili poszkodowanego aby nie głosił wypadku. Po powrocie z rewiru awans do brygady remontowej na nocke. IDZIE ANO IDZIE. I takich przekrętów jest wiele
Co do wypadków przynoszonych z zewnątrz to nigdy nie słyszałem. Zajmijcie sie tym nie zgłaszaniem wypadków w pracy. Z tego co wiem to zarówno wnoszenie jak i wynoszenie wypadków z pracy jest naruszeniem przepisów.
Ha HA Trudno mieć 100-procentową pewność, że nasze rejestry odzwiercidlają wszystkie zdarzenia wypadkowe. Kolego kochany powiem ci że z mojego punktu widzenia czyli zwykłego górnika to te wasze rejestry odzwierciedlają może 40% wypadków. Chodzi oczywiście o tzw. wypadki lekkie. Przeważnie jest stłuczenie, złamanie, kilka szwów to idź do lekarza ci powiedzą najwyżej dostaniesz tydzień l-4, bo jak zgłosisz to kierownik sie wkurwi itp., itd Taka jest smutna prawda.
Zawsze mówią że wina jest górnika a prawda czasami jest inna.
Prosty przykład z postępowania powypadkowego:Pracownik w dwie osoby przenosi prostkę V 32 o długości 3,5 metra a w raporcie BHP z wysłuchania sztygara jest że to była prostka V 29 długości 3 metry Ktoś tu się mija z prawdą.Ale sztygar ma zawsze racje bo zna przepisy.
Kto powiela takie bzdury że wnoszą urazy z domu do pracy BHP na kopalniach fałszuje raporty i tyle Ludzie nie znają prawa że mają wgląd w postępowanie powypadkowe a papier wszystko przyjmie Nikt nie broni pracowników po wypadku Muszą sobie sami radzić.