Czy pomoc publiczna dla górnictwa jest rzeczywiście niemożliwa w świetle unijnych przepisów? A może naszym politykom brakuje przysłowiowego "pazura" w negocjacjach z Unią Europejską?
Zdaniem wielu ekspertów raczej to drugie.
Decyzja Rady z dnia 10 grudnia 2010 r. w sprawie pomocy państwa, ułatwiającej zamykanie niekonkurencyjnych kopalń węgla, umożliwia pomoc publiczną w przypadku, jeśli dana jednostka produkcyjna stanowi część planu zamknięcia najpóźniej na dzień 31 grudnia 2018 r. W opinii prof. Adama Gierka, eurodeputowanego, diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach.
- Po pierwsze decyzja w swej treści nie precyzuje pojęcia "zamknięcie". Kopalnia objęta likwidacją mogłaby zostać po 2018 r. wchłonięta przez większy, rentowny zakład górniczy albo zmienić właściciela. Za likwidację można również uznać zmianę szyldu, pod którym funkcjonuje dana jednostka. Tego typu działania znamy przecież dobrze z własnego podwórka - wyjaśnia prof. Gierek.
I dodaje, że wciąż jest jeszcze szansa, aby polskiemu górnictwu umożliwić korzystanie z publicznych środków.
- Taka pomoc nie może przekraczać różnicy między przewidywanymi kosztami produkcji a przewidywanymi przychodami za dany rok produkcyjny węgla. Skoro mówi się już o konieczności wygaszania wydobycia w niektórych kopalniach, trzeba by zacząć działać już teraz, bo czasu zostało niewiele. Wydaje się jednak, że do tego brakuje woli politycznej - zaznacza Gierek.
Zdanie to podziela Janusz Olszowski, prezes Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej.
- Dotowanie bieżącej produkcji jest wykluczone, ale istnieje cały szereg możliwości wspierania górnictwa, z których korzystają od dawna Niemcy czy Hiszpanie. Przede wszystkim górnictwo może być beneficjentem w ramach nowej perspektywy funduszy strukturalnych - podkreśla Olszowski.
Pomoc publiczna dla górnictwa jest również możliwa w celu likwidowania kopalń lub ich części oraz pokrycia kosztów w związku z prowadzonymi reformami i restrukturyzacją. Aż dziw bierze, że po te pieniądze nikt się jeszcze nie schylił.
- To dlatego, że ze strony rządzących nie ma żadnej woli politycznej, aby w jakikolwiek sposób pomagać górnictwu. Jeśli już w budżecie państwa nie da się zapewnić na ten cel środków, to przecież jest jeszcze jedno wyjście - rezygnacja z niektórych obciążeń publicznoprawnych dla branży. To doskonała recepta na podniesienie konkurencyjności polskiego węgla w krótkim czasie - wskazuje Olszowski.
Tymczasem rozwiązań systemowych jak nie było, tak nie ma, a brak sprytu naszych polityków wykorzystują skutecznie Niemcy, którzy w ostatnich latach wydali na pomoc publiczną dla własnego przemysłu ciężkiego, w tym stoczni i kopalń, dziesiątki miliardów euro.
Dziś nasi zachodni sąsiedzi wracają do węgla i myślą o reindustrializacji gospodarki.
W ruch poszło już 9 konwencjonalnych elektrowni, które kilka lat temu podobno zlikwidowano raz na zawsze. Unijny komisarz ds. energii Guenther Oettinger publicznie oświadczył, że nie wyobraża sobie niemieckiej gospodarki bez węgla.
Podczas gdy Niemcy zdołali ochronić w Brukseli swoje zasoby węgla brunatnego w Łużycach, nasi politycy nie byli w stanie przeforsować nawet zapisu o dotowaniu inwestycji początkowych ze środków publicznych. Czy wraz z nastaniem nowej sytuacji politycznej w Europie i nowej kadencji Parlamentu Europejskiego można będzie jeszcze naprawić te błędy?
- Czeka nas trudne zadanie, żeby nie powiedzieć: niemożliwe do zrealizowania, ale próbować trzeba - podsumowuje Janusz Olszowski.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Po co mamy wspierać polskie kopalnie, kiedy możemy wesprzeć banderowską Ukrainę?