Interwencja w Syrii może doprowadzić do kilkuprocentowego wzrostu cen ropy naftowej na świecie. Przełoży się to na kilkugroszowe podwyżki cen na stacjach benzynowych - uważają analitycy. Syria nie jest znaczącym producentem ropy, ale rynki obawiają się eskalacji konfliktu.
Pomimo, że Damaszek nie jest znaczącym producentem czarnego złota, w regionie przebiegają ważne trasy dostaw bliskowschodniej ropy do Europy. Obawy o eskalację konfliktu doprowadziły w środę (28 sierpnia) rano do wzrostu cen europejskiej ropy Brent do ponad 117 dolarów za baryłkę. Rano drożała również baryłka ropy amerykańskiej West Texas Intermediate na giełdzie paliw NYMEX w Nowym Jorku, przekraczając cenę 112 dolarów za baryłkę, najwyższy poziom od maja 2011 r. Po południu ceny ustabilizowały się; Brent osiągała ok. godz. 15 cenę 116 dolarów za baryłkę, a WTI 110 dolarów.
Zdaniem analityka rynku paliw portalu e-petrol.pl Jakuba Boguckiego, jeśli dojdzie do interwencji w Syrii, ze względu na geograficzną bliskość, większą wrażliwość może wykazywać notowanie ropy Brent. Jejceny bardzo szybko osiągną poziom 120 - 125 dolarów za baryłkę.
- W takiej sytuacji moglibyśmy być świadkami wzrostu cen paliw w Polsce na stacjach benzynowych o ok. 10 groszy. Choć Polska nie korzysta bezpośrednio z ropy bliskowschodniej, to jednak cena na stacjach benzynowych w jednej części świata jest wypadkową wydarzeń na różnych rynkach. Przypomnijmy sobie, że w czasie konfliktu w Libii, po tym gdy ograniczony został eksport ropy z tego arabskiego kraju i wzrosła jej cena w Londynie, w Polsce też wzrosły ceny benzyny - powiedział Bogucki.
Podkreślił przy tym, że co prawda Syria nie jest znaczącym producentem ropy naftowej, natomiast w regionie znajdują się kraje, które takimi są.
W opinii ekspertki BM Reflex Urszuli Cieślak, w przypadku interwencji w Syrii, cena ropy Brent może wzrosnąć do 120 dolarów za baryłkę.
- Pytanie, kiedy ta interwencja nastąpi i jak długo będzie trwała. Oczywiście pierwszą reakcją na jej możliwość jest gwałtowny wzrost cen na rynku ropy. Problem jest jednak na tyle złożony, że nie same wydarzenia w Syrii będą wpływały na to, jak będzie wyglądał rynek ropy, lecz to, co się będzie działo w regionie. Znaczenie samej Syrii, kraju na który nałożono embargo na ropę, jest dla rynku niewielkie - mówi.
Jej zdaniem interwencja szybko przełoży się na wzrost cen na stacjach benzynowych, ale jeśli sytuacja na Bliskim Wschodzie się ustabilizuje, ceny szybko wrócą do poprzednich poziomów.
- Brent jest dla Europy benchmarkiem. Jeśli rośnie jej cena, to rośnie również cena ropy rosyjskiej - wyjaśniła.
Zdaniem dyrektora zarządzającego firmy doradczej IDEAglobal Mike Gallaghera, rynek czuje, że atak na Syrię jest bardzo prawdopodobny, ale to, czego obawia się, to środki odwetowe.
- Konflikt może rozlać się szerzej w regionie, co łatwo może podwyższyć ceny tropy, przynajmniej tymczasowo, do 120 dolarów, a nawet 125 dolarów za baryłkę - powiedział w środę cytowany przez Agencję Reutera.
Średnia produkcja ropy w Syrii w latach 2008-2010 była na poziomie 400 tys. baryłek dziennie, ale od czasu rozpoczęcia konfliktu znacznie spadła. Według ostatnich danych US Energy Information Administration, w październiku 2012 r. wyniosła 153 tys. baryłek dziennie, o 60 proc. mniej, niż w marcu 2011 r., kiedy rozpoczynał się konflikt w tym kraju. Syryjskie pola naftowe nie doznały uszkodzeń w wyniku walk czy sabotaży, ale ograniczone możliwości eksportu surowca, a także ograniczone moce przerobowe rafinerii zadecydowały o ograniczeniu wydobycia.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.