Wypełnione, lecz niezatłoczone pociągi, pasażerowie narzekający na mniejszą liczbę połączeń i nieliczne opóźnienia - to obraz poranka pierwszego dnia roboczego w nowym, ograniczonym rozkładzie Kolei Śląskich.
W ramach wdrażanego przez Koleje Śląskie programu naprawczego od 1 czerwca spółka ograniczyła liczbę wykonywanych połączeń o 39 proc., a na najpopularniejszych trasach Gliwice-Katowice-Częstochowa oraz Katowice-Tychy - o ponad 40 proc. Trzy relacje zostały zlikwidowane. Bilety - według spółki - zdrożały średnio o 10 proc., a na najpopularniejszych trasach nawet o 20 proc. Przedstawiciele firmy tłumaczą, że bez tych zmian przewoźnik musiałby upaść.
Na kluczowym połączeniu z Gliwic do Katowic między godzinami 6 a 9 pociągi jeżdżą teraz co godzinę. Pasażerowie wyjeżdżający po godz. 7 z Gliwic wypełnili w podstawionym długim pociągu typu Elf praktycznie wszystkie miejsca siedzące. Wsiadający na kolejnych stacjach już stali, nie było jednak wielkiego tłoku. Nie wszyscy wiedzieli o nowym rozkładzie.
Pytani przez PAP pasażerowie mówili głównie o niedogodnych dla nich godzinach połączeń i konieczności wcześniejszego np. o pół godziny wyjazdu do pracy czy na uczelnię. Niektórzy zapowiadali, że ze względu na ceny lub dogodniejsze godziny "wrócą do KZK GOP", czyli do komunikacji miejskiej; tyle, że dojazd nią zajmie im więcej czasu.
Jak poinformował PAP rzecznik Kolei Śląskich Maciej Zaremba, w poniedziałek (3 czerwca) rano zdecydowana większość pociągów jeździła planowo. Przed godz. 8 na katowickim dworcu, spośród dwunastu zapowiadanych pociągów, spóźnione były cztery, wśród nich jeden Kolei Śląskich. Zaremba wskazał, że większość opóźnień wiąże się obecnie z pracami torowymi na głównych liniach i koniecznością przepuszczania pociągów dalekobieżnych.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.