W ostatnim dniu Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach (15.05) wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński wydał dla górnośląskiego górnictwa dyrektywę obniżenia kosztów wydobycia o 5 procent. Dlaczego decyzji takich nie podejmują uprawnione do tego rady nadzorcze i zarządy górniczych struktur wydobywczych?
Jak to nie podejmują? W sposób całkowicie suwerenny i niezależny pospieszyły one zapewnić ministra, że jego plan wykonany będzie z nadwyżką. Przy całym szacunku dla urzędu wicepremiera i ministra gospodarki tego rodzaju oświadczenia tchną duchem epoki sprzed 1989 r.
Wojskowy dryl
Jest on dobrze znany. Trzeba wydawać rozkazy i twardo sprawdzać ich wykonanie. Gospodarka ma być jak wojsko. Podwładny nie pyta, czy rozkaz ma sens. Ma go wykonać. Ten mechanistyczny dryl był spraktykowany już przez gen. Jaruzelskiego w okresie stanu wojennego, kiedy to wojskowe grupy operacyjne przejęły kontrolę nad krajową gospodarką. Skutki tego rodzaju zarządzania okazały się opłakane. Zamiast wzrostu gospodarczego następowało pogorszenie wszystkich wskaźników. Zaczęto wojskowych wycofywać z zakładów pracy, a gospodarkę trzeba było coraz bardziej liberalizować i pozostawić własnemu losowi. Jest wielce prawdopodobne, że i tym razem będzie podobnie. Na szczęście minister gospodarki ma dużo mniejsze uprawnienia niż szef Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, dlatego też i skutki jego decyzji prawdopodobnie odbiją się tylko na górnośląskich kopalniach węgla kamiennego.
Węzeł gordyjski
To nierozwiązywalny splot negatywnych okoliczności, związanych z funkcjonowaniem górnictwa węgla kamiennego na Górnym Śląsku. Niezależnie od wszelkiej krytyki kompetencji kadry nim zarządzającej, trzeba zauważyć, że węzeł ten tworzą dwa wzajemnie uzupełniające się układy.
Pierwszy z nich dotyczy Ministerstwa Gospodarki, które obsadza swoimi ludźmi wszystkie intratne posady w tym przemyśle. Pozbycie się tego oddziaływania personalnego spowodowałoby znaczne osłabienie roli ministerstwa, jeżeli nawet nie jego marginalizację w branży wydobywczej. Ostrzeżeniem dla resortu jest sytuacja Lubelskiego Węgla. Jest on w stu procentach sprywatyzowany bez większościowego udziału Skarbu Państwa. Kopalnia Bogdanka zarządzana jest przez ludzi niepochodzących z ministerialnego nadania. Ma ona najlepsze wyniki finansowe, gospodarcze i płacowe. O żadnych kłopotach tam nic nie wiadomo, a minister gospodarki nie musi niczego Bogdance nakazywać. Ona sama doskonale sobie radzi bez jego arbitralnych postanowień. Nie słychać tam też o żadnych niepokojach, strajkach i protestach górniczych.
Drugim układem tworzącym ten węzeł są związki zawodowe. Nie chcą one podobnego rozwiązania jak w Lubelskim Węglu, gdzie są stałe zatrudnienie, stabilna praca i płaca oraz dobra organizacja wydobycia. Przerosty zatrudnienia w imię wzrostu wydajności pracy są tam likwidowane. Wymagane są kompetencje na każdym stanowisku i to nie tylko formalne, ale przede wszystkim praktyczne. Jest tam optymalizacja zatrudnienia, dostosowana do potrzeb produkcyjnych. Tam wobec ekonomicznych konieczności związki zawodowe dogadują się z pracodawcą, aby utrzymać swoje miejsca pracy i poziom wynagrodzeń. Wiadomo jednak, że rozmowy z prywatnym właścicielem to nie to samo, co z ministrem. Ten ostatni ze względów wyborczych i politycznych zawsze będzie się bardziej liczył ze zdaniem dobrze zorganizowanych związkowców. W debatach z ministrem zawsze można ugrać jakieś przywileje, dotacje i inne bonusy. Jeżeli się na to nie zgadza, wystarczą groźby strajku powszechnego, demonstracje i inne zadymy, z którymi politycy muszą poważnie się liczyć. Z prywatnym właścicielem jest to wszytko niemożliwe. Dlatego w tej sprawie związki zawodowe ściśle współpracują z rządem, aby nie dopuścić do prywatyzacji górnośląskiego górnictwa węgla kamiennego.
Dobry i zły policjant
Skutkiem ręcznego sterowania górnośląskim górnictwem są koncepcje zamykania trwale nierentownych kopalń. Gołym okiem widać, że jest to rządowa gra prowadzona na zmiękczenie związkowych oponentów. O zamykanych kopalniach mówi się, że są "trwale nierentowne". Nie przedstawia się jednak żadnych na ten temat analiz, dokumentów , opracowań i dowodów, które jednoznacznie wskazywałyby na konieczność podjęcia takich decyzji.
Po prostu politycy nie chcą górnictwa węgla kamiennego w naszym kraju. Wiedzą oni dobrze, że wszelkie akcje zmierzające do jego likwidacji zostaną dobrze przyjęte w strukturach UE. A przecież o to chodzi. Tam czekają ich za to atrakcyjne stanowiska, pochwały i wynagrodzenia.
Dlatego "ręczne sterowanie" górnośląskim górnictwem będzie nadal w modzie, bo nie wymaga żadnych uzasadnień poza powierzchowną analizą, z której wnioski mogą być dowolne i dostosowane do politycznego zapotrzebowania. To, że wicepremier jest przeciw zamykaniu kopalń, a jego podwładny wiceminister upiera się przy ich likwidacji pokazuje grę w dobrego i złego policjanta, którzy ostatecznie zgodnie dążą do tego samego celu. Tym razem dobrym policjantem jest minister gospodarki, a złym jego zastępca, odpowiedzialny za sprawy górnictwa w tym resorcie. Fakt, że podwładny może publicznie i oficjalnie oraz bezkarnie głosić całkowicie odmienne tezy niż jego rządowy przełożony, wskazuje na polityczne między nimi układy i porozumienia zawarte w tej sprawie.
Chińska reforma
Po raz pierwszy na polskim rynku księgarskim ukazała się ksiązka chińskich naukowców o zachodzących tam zmianach* Obszerne studium naukowe (592 strony) podaje metody i zasady, dzięki którym również w chińskiej energetyce osiągnięto niebywałe sukcesy. Tu wypada tylko wspomnieć, że mimo likwidacji około 20 tys. niebezpiecznych kopalń węgla kamiennego jego globalne wydobycie wzrosło w ostatnim roku do ok. 4 miliardów ton węgla. Jest to ilość, którą wydobywa reszta świata razem wzięta.
W niebezpiecznym niegdyś górnictwie chińskim skalę wypadków śmiertelnych udało się zredukować do poziomu charakterystycznego dla Polski. Chińskie reformy są stopniowe, a tak popularna u nas "szokowa terapia" jest uważana tam za najbardziej niebezpieczną dla rozwoju wszystkich sektorów gospodarki. Chiny zmieniają się w stylu "przekraczać rzekę, stąpając po kamieniach". Innymi słowy, najpierw należy sprawdzić głębokość i szerokość problemu, zanim można zdecydować się na reformy. Generalnie polega ona na pozbywaniu się własności państwowej. Chińskie państwo poprzez rządową agencję energetyki (SERC) dba o sprawne prawo i zasady funkcjonowania górnictwa. Zmiana tego prawa następuje natychmiast, jak tylko zachodzi tego potrzeba, bez zbędnych politycznych negocjacji. W systemie tym rząd odpowiedzialny jest za działania w skali makro, SERC za niezależne regulacje, gracze rynkowi za niezależne operacje, a podmioty sektora za samodyscyplinę. W efekcie tej reformy dotychczasowe monopole górnicze musiały zmierzyć się z prywatnymi spółkami wydobywczymi. Chińskim kopalniom nikt nie wydaje żadnych szczegółowych poleceń i nie ustala kosztów. Specyfika chińska jest za pewne trudna do naśladowania w europejskich warunkach. Jednak jej szczegółowe rozwiązania, dotyczące również górnictwa i energetyki wydają się godne naśladowania.
*Zhou Dongtao - Reformując Chiny. Doświadczenia i wnioski. Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2012.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.