W mediach i wypowiedziach polityków coraz częściej mówi się, że energia wytwarzana z węgla brunatnego jest dużo tańsza od pochodzącej z elektrowni opalanych węglem kamiennym. Przekonującym argumentem ma być kilkuprocentowy wzrost sprzedaży w minionym roku energii z węgla brunatnego.
Na dodatek w przeciwieństwie do węgla kamiennego, brunatny jest pod względem finansowym surowcem "lokalnym", którego wydobycie nie jest regulowane cenami giełdowymi. W tym samym duchu kilka dni temu w Sejmie RP zabrał głos wiceminister Skarbu Państwa (MSP) Paweł Tamborski. W nawiązaniu do nowych zadań Polskiej Grupy Energetycznej (PGE), będącej w 62 proc. własnością MSP, powiedział on: "Oczekujemy, że w zaktualizowanej strategii spółka przedstawi nowe źródła wytwarzania, ze szczególnym uwzględnieniem węgla brunatnego". Jednocześnie pojawiają się utrzymane w coraz bardziej alarmowym stylu informacje, że węgiel kamienny będzie musiał zwijać swoje interesy w naszym kraju, gdyż jego wydobycie jest droższe aniżeli jego cena rynkowa. Obniżenie kosztów eksploatacji uważa się za raczej mało prawdopodobne, a nawet wręcz niemożliwe.
W tej powszechnie przyjętej w mediach sytuacji wyrok jest już przesądzony. Nie dzieje się to samo z siebie, a wspomniana wypowiedź w parlamencie przedstawiciela rządu jednoznacznie wskazuje, skąd pochodzi inspiracja i wsparcie dla tego rodzaju pomysłów.
Nienawiść i miłość
Jeszcze kilka miesięcy temu węgiel brunatny przechodził tę samą operację, która teraz dotyczy węgla kamiennego. Wszelkie inwestycje związane z jego eksploatacją były piętnowane i oprotestowywane na wszystkich możliwych szczeblach państwowej i europejskiej drabiny rządowej. Histeria wywołana sprzeciwem dla budowy nowych odkrywek węgla brunatnego osiągnęła skalę ogólnopolską, polityczną i samorządową, łącząc w swoim sprzeciwie wszystkie partie polityczne, środowiska i ekologów. Niepisanym hasłem tej koalicji stało się stare zawołanie "Przeciwnicy odkrywek węgla brunatnego wszystkich krajów, łączcie się".
Na ten powszechny sprzeciw dla węgla brunatnego strona rządowa i parlamentarna na ogół odpowiadała wielce wymownym milczeniem, przy aktywnym zaangażowaniu swoich czołowych polityków parlamentarnych w ruch "oporu" i "protestu" przeciwko węglowi brunatnemu. Trzeźwe w tej sprawie enuncjacje przedstawicieli nauki z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie oraz innych ośrodków naukowych kwitowano stwierdzeniem, że bronią oni swoich miejsc pracy, są stronniczy, nieobiektywni i interesowni. Nie brakło żadnych obelg, które kierowano przeciwko nim personalnie, gróźb użycia siły przeciwko nim samym, a nawet ich najbliższym rodzinom.
Organa ścigania podchodziły do tego z właściwą im pobłażliwością i wyrozumiałością, wszak jeszcze nikogo z tego powodu nie zamordowano. Nagle, jak za dotknięciem przysłowiowej różdżki czarodziejskiej, cały ten wrogi dla węgla brunatnego ruch społeczny przycichł czekając na kolejny sygnał dla swojej aktywności. Teraz węgiel brunatny ma wrócić do wszelkich rządowych łask, w ogóle nie zważając na to wszystko, co dotąd się z nim działo. Dotychczasowa nienawiść do węgla brunatnego nagle przerodziła się w niczym nieograniczoną miłość do jego wszelkich ekonomicznych i gospodarczych zalet. Jest to wielce podejrzana i mało wiarygodna operacja rządowa..
Nowy chłopiec do bicia
Jego miejsce jest wolne i ma je zająć węgiel kamienny. Dokładniej: węgiel wydobywany na Górnym Śląsku przez Kompanię Węglową (KW) i Katowicki Holding Węglowy (KHW). Jastrzębska Spółka Węglowa (JSW) na razie jest poza krytyką ze względu na wydobywany wysokiej jakości węgiel koksowy, z którego dochody z nadwyżką pokrywają jej wydatki.
Przyczyną tego stanu rzeczy jest drastyczny spadek cen węgla kamiennego na światowych giełdach. Jest on tak duży, że koszty wydobycia polskiego węgla są w tej sytuacji wyższe niż uzyskiwane z tego powodu przychody. Zrozumiały jest w tej sytuacji nacisk na poprawę efektywności obu kluczowych spółek. Podejmują one próby poprawy swojej efektywności, aby nie wpaść z stałe zadłużenie.
Charakterystyczne jest to medialne i rządowe larum nad górnictwem węgla kamiennego w sytuacji, kiedy nie ma jeszcze realnego zadłużenia i strat, a w zeszłym roku były jeszcze dochody. Wydaje się, że nastąpiła w tej sprawie zamiana ról. Nie zważając na sezonowość cen węgla kamiennego, postanowiono zmienić rolę, którą dawniej przypisywano węglowi brunatnemu. Teraz nowym chłopcem do bicia ma być węgiel kamienny.
Skutki zamykania kopalń
To nic, że blisko 70 proc. energii wytwarzane jest w naszym kraju z węgla kamiennego. Sugeruje się, że w pierwszym etapie możemy zamknąć blisko połowę jeszcze czynnych kopalń węgla kamiennego. Skąd zatem weźmiemy paliwo do istniejących jeszcze elektrowni węglowych? Ano z importu, który jest znacznie tańszy.
Nikt nie bierze jednak pod uwagę tego, że z chwilą zamknięcia własnych kopalń, cena tego węgla poszybuje w górę, co jest naturalnym zjawiskiem rynkowym. Wtedy na odtworzenie zlikwidowanych kopalń będzie już za późno.
Po prostu budowa każdej kopalni to duży wydatek inwestycyjny, który dla przyszłego zysku winien być jak najdłużej eksploatowany. Nie podejmując jeszcze formalnych wniosków w tym kierunku, prowadzeniem tego rodzaju dyskusji przygotowuje się opinię publiczną do podjęcia takich decyzji w najbliższej przyszłości.
Bezwęglowa energetyka?
Polityka deprecjonowania istnienia górnictwa węgla kamiennego przynosi już pierwsze zatrute owoce. Jej efektem jest rezygnacja z budowy kolejnych bloków opalanych węglem kamiennym w Opolu, Rybniku i Ostrołęce. Węgiel kamienny ma zastąpić gaz ziemny. Po to jednak, aby nie było podejrzenia, że pragniemy jeszcze bardziej energetycznie uzależnić się od jego wschodnich dostaw, mówi się, że będzie to własny tani gaz łupkowy. Jakoś nikt na szczeblu rządowym nie zwraca uwagi na to, że tak naprawdę tego gazu jeszcze nie ma.
Jeżeli jest on już fizycznie, to raczej w skali badawczej, laboratoryjnej i teoretycznej. Nawet w tej ostatniej fazie nie jest on jeszcze jednoznacznie oceniony, co do skali jego zasobów i możliwości eksploatacyjnych. Wiadomo tylko, z jego eksploatacją będzie dużo droższa niż gaz ziemny uzyskiwany ze złóż klasycznych. Czy eksploatacja tego gazu będzie ekonomiczna i uzasadniona gospodarczo, na razie nie wie jeszcze nikt. No właśnie! Nie wie, a już podejmuje wiążące decyzje dotyczące przyszłości elektrowni opalanych gazem ziemnym.
Czy wynika to wszystko z braku wiedzy, wyobraźni i odpowiedzialności, czy jest to wyrachowana polityka niszczenia polskiego górnictwa węglowego? Nie wiadomo. Tak czy inaczej, nasza energetyka źle na tym wyjdzie. Można przypuszczać, ze chodzi tu o to, aby polska energetyka produkowała nie jak dotychczas najtańszą w UE energię z własnego węgla, ale raczej po cenach przynajmniej takich samych, albo i jeszcze wyższych.
Pozorna konkurencja
W tej sytuacji przeciwstawianie energetyki opartej na węglu kamiennym elektrowniom opalanym na węglu brunatnym jest zabiegiem pozbawionym sensu. Jest elementem gry próbującej skłócić obie branże górnicze, tak aby we wzajemnej rywalizacji same się zlikwidowały przy biernej postawie rządu w tej sprawie.
Poparcie, którego w tej chwili rząd udziela węglowi brunatnemu, jest chwilowe i koniunkturalne. Na tyle mało wiarygodne, że rząd nie podejmuje żadnych decyzji inwestycyjnych w tej dziedzinie. Jest tylko za modernizacją nowych bloków w istniejących już kopalniach węgla brunatnego. Te zaś, wobec wyczerpywania się własnych zasobów, około 2030 r. zaczną się same likwidować. Od lat mówi się, debatuje i rozważa udostępnienie złóż węgla brunatnego w okolicach Gubina i Legnicy. Sprzeciw ekologów i powszechny ruch oporu samorządowców jak dotychczas skutecznie je blokuje.
Nic nie wskazuje na to, aby mógł on całkowicie zaniknąć. Wbrew tak rozpędzonej wrogości do węgla brunatnego, jego chwilowe zahamowanie wydaje się mieć znaczenie koniunkturalne. Wobec tego, że nie możemy na raz likwidować całego polskiego górnictwa, proces ten należy rozpisać na raty. Uderzać trzeba w jego najsłabsze punkty. Kiedy węgiel kamienny był dochodowy, atak prowadzono na węgiel brunatny. Teraz, kiedy sytuacja się odwróciła, zmieniono tylko odpowiednio priorytety, nie zmieniając dalekosiężnych celów.
Prywatyzacja górnictwa
Górnictwo i energetyka potrzebują prywatyzacji, aby pozbyć się wątpliwej jakości polityki zarządzania tymi sektorami przez poszczególne ministerstwa. Dotyczy to nie pozornej prywatyzacji z większościowym udziałem Skarbu Państwa, bo to niczego nie zmienia, jak np. w sytuacji PGE czy w projektach KW i KHW. Rzeczywista prywatyzacja, choćby na wzór Lubelskiego Zagłębia Węglowego, jest konieczna.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.