Zatrudnienie w tak dużej firmie daje pewien komfort. "Pracuję w największej spółce wydobywczej w Europie. To nie jest coś, po czym jutro nie będzie śladu" - tak sobie powtarzamy - podkreśla w rozmowie z Trybuną Górniczą Michał Mika, nadsztygar w kopalni Halemba-Wirek w Rudzie Śląskiej...
Jak bardzo zmienił się Pana zakład pracy w ciągu ostatnich 10 lat?
Postrzegam te zmiany w trzech aspektach: zatrudnienia, technicznym i socjalnym. Po powstaniu Kompanii Węglowej w naszej kopalni pojawili się młodzi pracownicy, synowie kolegów, którzy ze mną zaczynali. Odetchnąłem wówczas z ulgą. Luka pokoleniowa dawała się nam mocno we znaki. Czasami śmieję się, gdy myślę, że po moim odejściu ci, którzy mają obecnie dziesięcioletni staż pracy, będą najstarszymi pracownikami. Drugi aspekt to technika. Owszem, kopalnia rozwijała się pod tym względem od samego początku, ale ostatnie 10 lat przyniosło ogromny postęp technologiczny, zwłaszcza w dziedzinie maszyn i urządzeń. Jest wreszcie aspekt trzeci - socjalny. Zawód górnika stał się na powrót atrakcyjny. Młodzi chcą pracować w branży, bo gwarantuje ona stabilizację i płaci dobre pieniądze. Dziesięć lat temu nie patrzyliśmy tak optymistycznie w przyszłość, jak zatrudniona w kopalni młodzież.
Jak postrzegają Kompanię Węglową młodzi, a jak Wy, stara gwardia?
Zatrudnienie w tak dużej firmie daje pewien komfort. "Pracuję w największej spółce wydobywczej w Europie. To nie jest coś, po czym jutro nie będzie śladu" - tak sobie powtarzamy i my, i oni. Ludziom potrzebne jest wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa i sądzę, że wszyscy je mamy.
A co z bezpieczeństwem przy pracy na dole?
W tej dziedzinie zmiany są szczególnie odczuwalne. Jest to przede wszystkim zasługa odpowiednich działań podejmowanych w Kompanii Węglowej. Kiedyś korzystanie ze środków ochrony osobistej w postaci masek było niemalże plamą na honorze. Było to coś podobnego, jak zapinanie pasów bezpieczeństwa w dobie syrenek i "maluchów". Dziś nawet na stanowiskach, gdzie w przeszłości nikt nie korzystał z masek, wszyscy je zakładamy. Wyczuleni są na to zwłaszcza młodzi. Po prostu, dają nam dobry przykład (śmiech).
Jako nadsztygar spędza Pan też trochę czasu na powierzchni. Tam również zaszły zmiany?
To jasne. Przede wszystkim wykształciło się biznesowe podejście do górnictwa. Pojęcia przetargów, umów, logistyki materiałowej, nowoczesne podejście do księgowości, powołanie do działalności wyspecjalizowanych działów - to właśnie plon ostatnich lat. Ktoś zapyta: a jak na tym skorzystał zwykły górnik? Już mówię jak: otóż w dniu wypłaty na cechowni trzeba było odstać swoje w kolejce po pieniądze. Byli i tacy, którzy nie zdążyli donieść jej do domu. I w tym zakresie udało się wprowadzić nowoczesne standardy w postaci kont bankowych czy chociażby kart płatniczych. To działanie, napotykające z początku opory, nie pozostało bez wpływu na ludzką mentalność.
Każdego dnia ma Pan kontakt z maszynami wartymi nieraz ciężkie miliony złotych. Czuje Pan ciężar tych pieniędzy?
Szczerze powiedziawszy - tak. Wszyscy czujemy. Na pewno obsługiwanie nowoczesnych maszyn cieszy się wśród górniczej braci pewnym prestiżem. Nie każdy może wziąć do ręki pilota takiego kombajnu. Zaawansowany technicznie sprzęt wymaga wykształcenia. Dlatego od kilku lat obserwuję wśród górniczej braci swoisty pęd do wiedzy. Jeszcze nigdy nie było wokół mnie tylu ludzi z tytułami naukowymi albo kontynuujących naukę. Górnik stał się człowiekiem ambitnym jak nigdy wcześniej.
Domyślam się, że najtragiczniejszym wydarzeniem minionych 10 lat, które przeżył Pan w Halembie, była tragedia z 2006 roku.
Tak, ale w ciągu 26 lat pracy przeżyłem wiele smutnych zdarzeń związanych z wypadkami. Tamta katastrofa odcisnęła jednak szczególne piętno na kopalni. Do dziś słyszy się na ulicy stwierdzenie typu: "Na Halembę idziesz robić? To krzyżyk na drogę". A przecież to jest kopalnia jak każda inna.
Jakie ostatnie wydarzenie wywarło na Panu szczególne wrażenie?
Na pewno połączenie z kopalnią Wirek. Tego typu sytuacje są szczególne, ponieważ przychodzą nowi ludzie, z którymi trzeba nauczyć się wspólnie pracować. To nie jest takie proste, bo kopalnie - wbrew pozorom - wcale nie są jednolite, zwłaszcza pod względem stylu pracy. Zróżnicowane bywa zwłaszcza nazewnictwo tych samych przedmiotów, urządzeń albo czynności. Na tym ostatnim połączeniu skorzystaliśmy wszyscy, uczyliśmy się jeden od drugiego. Było to dla mnie bardzo pozytywne doświadczenie. Jeszcze 10 lat temu do takich sytuacji nie dochodziło. Pracownikami kopalni Halemba byli w przewadze mieszkańcy rudzkiej Halemby, ale to już historia.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.