Prawo geologiczne i górnicze w art. 5 poz.1 stwierdza, że: "Kopalinami nie są wody, z wyjątkiem wód leczniczych, wód termalnych i solanek". Następny artykuł tego prawa z punkcie 19. jest jakby sprzeczny z poprzednim zapisem. Podaje on definicję złoża kopaliny, którym jest "naturalne nagromadzenie minerałów, skał oraz innych substancji, których wydobywanie może przynieść korzyść gospodarczą".
Podział zwykłych wód pitnych, bo o takie wody tutaj chodzi na zwykłe, termalne i solanki jest naturalny. Rozbicie ich jednak na wody podlegające temu prawu i wyłączone z pod jego jurysdykcji jest już całkowicie sztuczne i nienaturalne. Zapewne w zrozumieniu tego prawa woda należy do "innych substancji, których wydobywanie może przynieść korzyść gospodarczą". Zapis ten znacząco ogranicza jej wszechstronne właściwości i niezbędność nie tylko dla celów gospodarczych, ale w ogóle cywilizacyjnych, higienicznych i życiowych.
Jeżeli chodzi o wody podziemne, to tak samo jak dla wszystkich innych kopalin oblicza się jej zasoby eksploatacyjne, a jej poszukiwania poniżej głębokości 100 metrów objęte są przepisami tego prawa. Twórcy tego prawa nie przejmowali się sprzecznościami. Decydującym dla nich argumentem była wola polityczna ustawodawcy, co całą sprawę natychmiast stawiało poza wszelką dyskusją.
Nie ma problemu?
Kluczowym uzasadnieniem dla tego stanowiska było panujące w naszym społeczeństwie przekonanie, że woda pitna jest czymś powszechnym, zwykłym, łatwo dostępnym, czym tak naprawdę nie warto sobie zawracać głowy. To, że spełnia ona wszelkie wymogi klasyfikacyjne dla kopaliny jest "nieszczęściem" , które ustawodawca koryguje w stanowionym przez siebie prawie.
Ustawodawca nie chce zmienić swojego postanowienia, bo nie ma w tym żadnego interesu. Dlaczego? Ano dlatego, że z wodą pitną na ogół samorządy radziły sobie bez większych kłopotów na podstawie istniejącego prawa. Branie zasobów wodnych pod ochronę prawa górniczego i geologicznego uznawano, jako jeszcze jedną komplikację w stosunkowo łatwym dostępie do wody pitnej. Koronnym dowodem dla tak pojmowanego stanowiska była dotąd postawa każdego, kto odkręcał kran i płynęła z niego zdatna do picia woda. Uważano, że nie ma problemu i nie trzeba sztucznie stwarzać nowych regulacji, nowych decyzji o ochronie ich zasobów, ich ewidencjonowania, bilansowania i oceniania. Słowem nie widziano potrzeby robienia tego wszystkiego, co czyni się dla w ich przekonaniu dużo cenniejszych kopalin takich choćby, jak rudy miedzi, surowce energetyczne, budowlane, chemiczne i wszelkie inne. Ostanie jednak wydarzenia w przyrodzie wskazują, że całą tę sprawę trzeba będzie przynajmniej jeszcze raz dobrze przemyśleć, bo źle się dzieje.
Małopolska katastrofa
Tegoroczna zima była bez śniegu. Wiosna i połowa lata były umiarkowanie wilgotne. Końcówka lata jest sucha. Spowodowało to, że poziom wód podziemnych zaczął się obniżać w sposób nie notowany od lat. Polska leży w strefie umiarkowanej, gdzie pogoda jest zmienna często w skali katastrofalnej, albo jest powódź, albo susza. Tym razem mamy suszę i to o skutkach od dawien dawna nie notowanych. W studniach gospodarskich woda na terenie całego kraju wysycha w tempie ekspresowym. Codziennie woda w Wiśle opada o 1 centymetr. W stolicy można Wisłę przekroczyć w bród, bo stan wody osiągną dawno nie notowaną wysokość ok. 50 - 60 centymetrów, przy normalnym stanie o tej porze roku ok. 2,5 metra!
W miniony poniedziałek (10.09) 3403 małopolskie gospodarstwa nie miały wody. Jeszcze kilka dni temu było o połowę mniej poszkodowanych przez brak wody w gospodarskich studniach. W "Radio Małopolska" Paweł Augustyn mieszkaniec wsi Ryglice tak scharakteryzował istniejącą tu sytuację: "Mieszkańcy muszą płacić za wodę pitną, którą dowożą im beczkowozy. Wszystkie rzeki na terenie gminy Ryglice są praktycznie wyschnięte. Beczkowóz z dorzecza Białej, który dowozi wodę w gminie Ryglice do miejscowości Lubcza czy Kowalowa z transportem kosztuje ok. 180 zł. A są gospodarstwa, gdzie wody już w ogóle mieszkańcy nie mają, a są takie, gdzie za noc trochę jeszcze się zgromadzi w studniach. Tę wodę mieszkańcy zbierają w nocy i magazynują na dzień. Największy problem mają ci, którzy hodują zwierzęta - podkreśla Augustyn." Takich gmin i wsi jest znacznie więcej. W dotkniętych tym kataklizmem gminach opracowuje się program budowania studni głębinowych. Rozpoczęto starania o pieniądze na ten cel z środków rządowych i unijnych. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie to, być może pierwsze studnie zostaną wykonane w 2013 roku. Do tego czasu dotknięci suszą mieszkańcy muszą sobie radzić sami.
Profesor Maciej Zalewski, szef Europejskiego Regionalnego Centrum Ekohydrologii PAN, w wypowiedzi dla PAP powiedział, że w Polsce brakuje strategii rozwiązywania takich problemów. Dlatego najwyższy czas, by zastanowić się, jak retencjonować nadmiar wody zimowej, powodziowej i wszelkiej innej oraz opracować metody zapobiegania zjawiskom suszy w naszym kraju.
Trochę historii
Idąc za myślą profesora Macieja Zalewskiego trzeba by sięgnąć do biblijnych i starożytnych mądrości, które głosiły, że w czasach powodzenia trzeba przygotowywać się na nieprzewidziane trudności. Faraonowie budowali spichlerze w których zbierano zboże na czas głodu.
Zdając sobie sprawę z wagi i potrzeby posiadania dostępu do dobrej wody pitnej starożytni Rzymianie ogromnym nakładem kosztów budowali akwedukty, którymi rozprowadzano wodę z górskich źródeł do centrów imperium. Były to tak trwałe budowle, że niektóre z nich czynne są do dnia dzisiejszego (Rzym, Ateny, Segowia).
Bardziej nowoczesne rozwiązanie zastosowano w drugiej połowie XIX wieku dla zaopatrzenia w wodę stolicy Austrii Wiednia. Postanowiono zaniechać poboru dla celów pitnych wody z Dunaju i doprowadzić ją ze źródeł alpejskich aż do miasta. Pierwszy wodociąg, wykonany według projektu słynnego geologa prof. Edwarda Suessa oddano do użytku 24 września 1873 roku. W ciągu dziewięciu lat wybudowano 123 km rurociągu, wykonano roboty górnicze, obudowano źródła, odwiercono dodatkowe studnie, przepompownie, wykonano wielokilometrowe odcinki akweduktów. Ten pierwszy odcinek okazał się najtrudniejszym. Ujmował on wodę z topniejących lodowców po południowej stronie Alp, czyli patrząc od strony Wiednia zza Alp. Musiał być poprowadzony przez wiele dolin, potoków i przełęczy górskich.
W latach późniejszych nadal rozbudowywano wodociągi budując drugi, dwa razy dłuższy odcinek rurociągu alpejskiego i trzeci najkrótszy o długości 30 km Wydarzeniom tym towarzyszyły wielkie festyny, powstawały pieśni okolicznościowe i utwory poetyckie. Patronat nad budową wodociągów sprawował sam cesarz Franciszek Józef I. Swoją podstawową rolę w zaopatrzeniu w wodę pitną Wiednia spełnia on do chwili obecnej. Powstało też obiegowe powiedzenie: "Na co cieszy się wiedeńczyk, gdy wraca z urlopu do domu, jak nie na wodę z górskich źródeł".
Nasze możliwości
Polska ma dwie, może nawet trzy możliwości. Pierwsza to kosztowne, lecz niezbędne duże zbiorniki retencyjne przede wszystkim w górnym biegu Wisły i Odry oraz na ich dopływach. Pełnią one podwójną funkcję. W czasie powodzi gromadzą wody, a w czasie suszy wypuszczają jej nadmiar utrzymując przepływ w rzekach i nie dopuszczając do ich wysychania.
Dotychczas był to postulat tylko bardziej ideowy, niż praktyczny. Świadczą o tym ponad 15 lat trwające przygotowania do budowy Zbiornika Racibórz. Jak wszystko dobrze pójdzie będzie on gotowy w 2017 roku, czyli w 20 lat od podjęcia decyzji w tej sprawie. Takich zbiorników potrzeba przynajmniej kilka i to natychmiast. Inaczej każda susza, jaka nas dotknie będzie katastrofą.
Drugim źródłem wody pitnej są głębsze wody podziemne, nie uznawane za kopaliny. Ich niewątpliwym obok jakości walorem jest opóźnione w latach działanie na wszystkie anomalie pogodowe. Trzeba je bilansować, oznaczać na szczegółowych mapach wraz z zasobami i proponować ujęcia rezerwowe niezależnie od tego czy, aktualnie jest woda w studniach kopanych, czy jej nie ma.
Trzecia propozycja dotyczy małej retencji powierzchniowej. Potrzebne jest odtworzenie sieci stawów, małych zapór, oczek wodnych itp. obiektów w liczbach dziesiątków tysięcy w skali kraju. Utrzymują one poziom wód gruntowych i nie pozwalają na szybkie ich wysychania. Na to wszystko potrzebne są pieniądze, których w budżecie nie ma! Ależ skądże! Pieniądze są, tylko skierowane są na inne cele. Czas zatem, aby podjąć decyzje, przynajmniej w kierunku znośnego przetrwania kolejnych kataklizmów jakie będą wiele jeszcze razy nawiedzać nasz kraj.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.