Poszukujemy do pracy pod ziemią: osób dozoru ruchu, górników, strzałowych, elektryków... - to inseraty, ustawicznie powtarzane przez dwie firmy pozostające w strukturze Konsorcjum Przedsiębiorstw Robót Górniczych i Budowy Szybów. Prezes spółki Andrzej Michalik narzeka na drenaż swoich fachowców przez kopalnie i przekonuje do porozumienia z górniczymi tuzami w zakresie zatrudnienia.
Konsorcjum z dwoma skupionymi w spółce zakładami robót górniczych lokuje się na krajowym rynku tej grupy usług w pierwszej trójce przedsiębiorstw budownictwa podziemnego. Michalik nieco krzywi się nawet na obiegowe określanie ich mianem "firm obcych", ponieważ uważa, że ich usługi nie są drugorzędne dla możliwości produkcyjnych spółek węglowych. Także szefowie tych ostatnich coraz częściej nie dość intensywny postęp w robotach przygotowawczych tłumaczą ograniczonym zainteresowaniem przetargami na ich wykonywanie.
Kontrakty u wielkich
Konsorcjum specjalizuje się w drążeniu kamiennych wyrobisk przygotowawczych, a także wyrobisk korytarzowych i komorowych oraz ich rekonstrukcji. Wyodrębniony od jesieni ub.r. Dział Robót Szybowych jest reakcją firmy na coraz większe zapotrzebowanie górnictwa na remonty szybów, chociaż jest to również manewr przygotowujący Konsorcjum do pozyskiwania w nieodległej perspektywie zamówień na ich pogłębianie i głębienie "od trawnika". W ub.r. oba zakłady spółki - rybnicki i mysłowicki - wykonały m.in. 7650 m wyrobisk poziomych i pochyłych. Roczny przerób firmy utrzymuje się na poziomie około 70 mln zł. Konsorcjum jest zaangażowane we wszystkich spółkach węglowych. Aktualnie w 12 kopalniach realizuje 25 kontraktów.
- O sile firmy przesądzają ludzie i wyposażenie. O ile rozporządzamy dobrym sprzętem - myślę między innymi o ładowarkach bocznie sypiących, wozach wiertniczych, pomostach roboczych do wyrobisk o dużych przekrojach, kombajnach chodnikowych - to możliwości firmy limituje deficyt wykwalifikowanej kadry. Chodzi przede wszystkim o pracowników dozoru, przodowych, kombajnistów, operatorów ładowarek, górników strzałowych i elektryków, bogatych w zawodowe doświadczenie oraz dysponujących odpowiednimi świadectwami i uprawnieniami - mówi prezes Andrzej Michalik.
Drenaż najlepszych
KPRGiBSz zatrudnia 1050 pracowników, w tym 1000 pod ziemią. Tylko w ubiegłym roku firma przyjęła 100 osób. Cóż, kiedy na ogół z niewielkim lub zupełnie iluzorycznym przygotowaniem górniczym.
- Prowadzimy ciągły nabór, przyjmujemy, szkolimy, posyłamy na finansowane przez nas kursy. Tymczasem im pracownik jest lepszy, tym staje się atrakcyjniejszy dla kopalń, gdzie prowadzimy roboty. Każdy taki "wyjęty" górnik jest dla nas poważnym osłabieniem. Przecież aby obłożyć przodek, muszę mieć kombajnistę, przodowego i przynajmniej trzech górników, dobrze znających swoje rzemiosło, a dopiero do nich mogę dodać dwóch, a co najwyżej trzech pracowników, którzy pod ich okiem będą się uczyć i nabywać doświadczenia. Inaczej mogę mieć dziesięciu niewykwalifikowanych ludzi, lecz niewiele z nimi w gruncie rzeczy zrobić - tłumaczy Michalik.
Prezes przekonuje, że pracownicy spółki są zatrudniani na umowy o pracę z respektowaniem wszystkich rygorów prawa pracy. Natomiast firma, gdzie wynagrodzenia i świadczenia pracownicze stanowią ok. 70 proc. kosztów, nie jest w stanie przebić przedsiębiorców górniczych zarobkiem.
Korelacja zatrudnienia?
- Kopalnie cenę węgla negocjują z odbiorcą. Natomiast nasza droga do kontraktu prowadzi wyłącznie przez przetarg, w którym podstawowym kryterium jest cena usługi. W istocie jest to aukcja, kto wykona dane zadanie taniej. Gdybyśmy więc podnieśli zarobki naszym pracownikom do poziomu równorzędnego jak w kopalni, to prawdopodobnie nie wygralibyśmy jakiegokolwiek przetargu - cierpko uśmiecha się Michalik.
Prezes uważa, że w sytuacji, kiedy spółki węglowe mogą przebierać w tysiącach podań o przyjęcia do pracy, możliwe byłoby porozumienie z firmami usługowymi w dziedzinie zatrudnienia.
- Sądzę, że część z tej nadwyżki reflektantów na pracę w kopalni można by przekierowywać do firm branżowych, sugerując im zatrudnienie w przedsiębiorstwie robót górniczych. My moglibyśmy ich przyjąć, przyuczyć, ale z minimum pewności, że pozostaną w firmie przynajmniej przez rok-dwa. Korzyść z takiego porozumienia - poprzez lepsze wykorzystanie potencjału ludzkiego oraz wzmocnienie możliwości wykonawstwa specjalistycznych robót - byłaby obopólna - argumentuje szef Konsorcjum.
Bogdanka nie wyłuskuje
Nieco odmiennie problem kadrowy wygląda w lubelskim Przedsiębiorstwie Specjalistycznym Wschód. Zatrudniająca 1150 osób firma także specjalizuje się w robotach przodkowych. W proporcji mniej więcej pół na pół realizuje kontrakty w kopalni Bogdanka oraz w należących do Jastrzębskiej Spółki Węglowej Zofiówce, Krupińskim i Budryku.
- Na Śląsku, owszem, także borykamy się z problemem drenażu naszych pracowników przez kopalnie. Dotyczy to osób dozoru, ale także kombajnistów, ślusarzy, elektryków... Przyjęliśmy sporo młodych inżynierów, toteż lukę w dozorze wypełniamy, przenosząc chłopaków z Lubelszczyzny do Jastrzębia. Sytuacja na Śląsku jest zresztą dwojaka. Zatrudniamy sporo pracowników dobiegających czterdziestki. W tej grupie mniej boję się licznych odejść z firmy, choć, oczywiście, ludzie szukają lepszego zarobku. Natomiast w oddziale energomaszynowym mamy głównie młodzież. W ich przypadku bardziej obawiam się, że wraz z nabywaniem zawodowego doświadczenia będą wyłuskiwani przez kopalnie - wyjaśnia prezes lubelskiej spółki Paweł Czarnacki.
Większą stabilizację załogi udaje się natomiast utrzymać na miejscu.
- Tu chłopcy tak bardzo nie ciągną do kopalni. Tym bardziej, że jest jedna i w niewielkim stopniu chłonie naszych ludzi. Przy tym Bogdanka sama przyjmuje i szkoli własnych pracowników - mówi Czarnacki.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
a co do dozoru to moŻe u was niektÓrzy to naprawdĘ fachowcy ale reszta........ szkoda gadaĆ!
jestem emerytem z z zg janina i jeszcze takich bzdur jak wygaduje prezes kprgibsz nie sŁyszaŁem. jak siĘ chce Żeby ludzie zostali w firmie to trzeba im zapŁaciĆ za robotĘ a nie ŚciemniaĆ Że firma kasy niema. na chwilĘ obecnĄ jesteŚcie najsŁabiej pŁacĄcĄ firmĄ usŁugowĄ na zg janina, a macie najwiĘcej przodkÓw i najwiĘcej roboty wiĘc gdzie jest kasa? a mowa o tym Żeby wam kopalnie ludzi podsyŁaŁy to juŻ jest w ogÓle jakiŚ absurd rozwaŻaŁem moŻliwoŚĆ podjĘcia pracy u was, ale za takĄ "kasĘ"? '
KPRG PŁACI PO 1400ZŁ MAX , 1700zł ZAROBI GÓRNIK W PRZODKU !!! BONÓW ŻYWNOŚCIOWYCH NIE DALI W TYM MIESIĄC U
niech dozór przestanie pic wóde przed praca to w firmie będzie inaczej prezesi nich wywala tych nierobow!!!
Niech KPRGiBSz sie nie dziwi ze ludzie im uciekaja, elektryk pracujacy na dole rok zarabia na janinie 1200-1400 zł za 20 dni roboczych. Kto normalny za te pieniadze bedzie pracowal na dole biorąc pod uwagę ilośc wypadkow i stan bhp w firmach zewnetrznych. Rozumiem to że maja żal że ludzie im uciekają ale poprostu musza podniesc płace