Ratownicy wysokościowi, metody alpinistyczne, dwa psy tropiące i wiele godzin ciężkiej pracy. O szczegółach akcji ratowniczej w PG Silesia opowiada portalowi górniczemu nettg.pl dyrektor Adam Nowak z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego, szef sztabu akcji w Silesii.
- Nad zbiornikiem zabudowane zostało urządzenie wyciągowe, które wybierało węgiel ze zbiornika. Ten jednak był ładowany ręcznie przez ratowników, którzy metodami alpinistycznymi zostali opuszczeni do zbiornika - tłumaczy Adam Nowak.
Przypomnijmy, że w niedzielę (12 sierpnia) rano ratownicy znaleźli lampę górnika z umieszczonym w niej nadajnikiem. Ciało górnika zlokalizowano natomiast dopiero późnym wieczorem.
- Lampa po prostu odczepiła się od górnika. Prawdopodobnie kiedy wpadał do zbiornika. Mogła np. o coś zahaczyć - stwierdza Nowak.
Na każdej ze zmian, akcję prowadziły dwa zastępy z Okręgowej Stacji Ratownictwa, dwa z PG Silesia oraz ratownicy wysokościowi. Jak już wcześniej informowaliśmy, do poszukiwań zaangażowano też psa tropiącego.
- Dokładniej w akcji brały udział dwa psy. W sumie cztery razy. Dwukrotnie był to pies z kopalni Piast, wyszkolony do szukania żywych ludzi, a później dwa razy użyto psa ze straży pożarnej w Jastrzębiu Zdroju. To był pies wyspecjalizowany do poszukiwania zwłok. Ani razu jednak żaden z psów nie podjął wyraźnego pewnego tropu - opisuje szef sztabu.
Jak wiadomo, w górnictwie panuje zasada, że do końca akcji wierzy się, że poszkodowany żyje. Motywowani tą nadzieją ratownicy, zdani na ręczne wydobywanie węgla, kontynuowali pracę do godz. 21:42, kiedy to odnaleziono ciało 29-latka.
Okoliczności wypadku badać bedzie Okręgowy Urząd Górniczy w Katowicach.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.