6 lutego 2002 r. w kopalni Jas-Mos zginęło dziesięciu górników. Wówczas była to największa katastrofa w polskim górnictwie od 1987 roku, kiedy to eksplozja pyłu węglowego wysłała na tamten świat dziewiętnastu górników. Poniżej zamieszczamy reportaż opublikowany w parę dni po katastrofie w jastrzębskiej kopalni na łamach nieistniejącej już dziś "Trybuny Śląskiej". Dla przypomnienia tamtych wydarzeń. I ku pamięci...
NIE WIEDZIELI, ŻE UMIERAJĄ
Edward Wójcik nie jest jest krewnym, nawet nader dalekim, któregokolwiek z dziesięciu górników, którzy wczoraj zginęli, siedemset metrów pod ziemią. On jednak, jak rodziny zabitych, nigdy nie zapomni tej tragedii. Gdyby nie szczęśliwy los — traf od Boga, albo jak ktoś chce: od Opatrzności - to on, cieśla z dwudziestojednoletnim stażem byłby cząstką tragedii. Więc stał pod bramą do kopalni cieśla Wójcik i patrzył, jak za bramę wjeżdżają karawany. I gdy sobie tak na nie spoglądał, to pewnie zadowolony był, że mu zdrowie nie dopisuje...
- Miałem tam dziś pracować, bo dziś kończyło mi się zwolnienie lekarskie. Poszedłem do przychodni, żeby je przedłużyć, na serce się leczę! No i lekarz mi przedłużył L-4 o sześć dni! Gdyby było inaczej, to nie... no nie, byśmy nie rozmawiali!
Edward Wójcik rankiem dowiedział się, że skasował wygraną znacznie większej wartości od największej kumulacji w totku. Zatem cieszył się z niej, jak mógł najbardziej. Tak bardzo, że się popłakał i rozkleił.
- Nie piję, bo nie mogę, ale wtedy musiałem wypić piwo. No musiałem!
Cudem uratowanego zrządzeniem losu lub decyzją lekarza rozmawiałem przed szesnastą. Trzy godziny wcześniej wymieniłem kilka zdań z jednym ratowników uczestniczących w akcji ratunkowej, w której nie było już kogo ratować.
To było piekło
Krzysztof Gil - trzydziestopięciolatek, siedemnaście lat w górnictwie. Ratownik z kopalni Zofiówka będący na dyżurze w Okręgowej Stacji Ratownictwa Górniczego w Wodzisławiu Śląskim.
- Gdybym mógł cofnąć czas i gdybym mógł nie brać dziś dyżuru, to bym to zrobił. Nigdy nie brałem udziału w takiej akcji. Po raz pierwszy w życiu wyciągałem zabitych... Jak tam, na dole, było? Jednym słowem to określę: piekło!
Koniec rozmowy. Krzysztof Gil jest zmęczony. Trzeba to uszanować.
Zmęczeni i wstrząśnięci są wszyscy.
Tych dwieście, trzysta osób stojących pod kopalnianą bramą i kilkudziesięciu dziennikarzy. Nie ma wśród nich takich, którzy relacjonowaliby tragedię w KWK Mysłowice, w osiemdziesiątym siódmym. Kilkunastu było na Nowym Wirku albo na Niwce-Modrzejów - kilka lat temu tam też zginęli górnicy. Ale nie tak, jak tu: w mgnieniu oka! Tam w parze z tragedią szła nadzieja: że zasypani górnicy żyją, że uda się ich wyciągnąć spod zawału! W JasMosie nie było nadziei...
W budynku dyrekcji radzą, przewidują, zarządzają. Od przedpołudnia jest już Wojciech Bradecki, prezes Wyższego Urzędu Górniczego. To ten Urząd, a konkretnie jego okręgowa delegatura w Rybniku ustali, co było przyczyną eksplozji, czy zawinił człowiek, sprzęt czy natura. A przy kopalnianej bramie wśród zszokowanych górników trwają dyskusje i spekulacje: kto, co i dlaczego?
Józef Chmielewski, dwadzieścia lat stażu pod ziemią, od dwóch - na urlopie górniczym, przyszedł pod bramę, gdy o szóstej trzydzieści kolega powiedział mu, że zginęli ludzie.
- To mało prawdopodobne, żeby do wybuchu doszło wskutek jakiegoś mechanicznego impulsu. Jak było i dlaczego tak było, to ustali specjalna komisja. Tyle lat tu pracowałem, ale nigdy nie było wybuchu metanu, choć kopalnia ma największy stopień zagrożenia metanowego, bo czwarty. Owszem był wybuch, ale to było w sześćdziesiątym trzecim, jak budowano Moszczenicę. Wtedy w powietrze wyleciał cały szyb. Nie wiadomo, ilu wówczas zginęło ludzi. Wie pan, jak to wtedy było... O pewnych rzeczach się nie mówiło. Pamiętam, że wtedy miało zginąć kilkunastu ludzi, więc tak na prawdę, to musiało zginąć ich znaczniej więcej!
Lista zabitych
W Komisji Zakładowej Solidarności wszyscy w posępnych nastrojach. Pytam się, czy możliwe jest, by metan eksplodował, bo któryś z górników - dajmy na to - zapalił papierosa?
Waldemar Matysiak, członek Komisji, spojrzał na mnie, jak to się mówi, spode łba. Opanował się i wyjaśnił:
- Jakie palenie! To nie możliwe. Od kilku lat niczego nie spawa się nad dole! Co ma być zespawane, to wywożone jest na górę. Papierosy? Niech pan wie, że tego na kopalnię metanową nie wolno wnosić. Są kontrole przed zjazdem, na szybie. Jakby u kogoś znaleziono zapałki, to wie pan co się z kimś takim dzieje? Taki może sobie szukać roboty...
W kopalni, widocznych miejscach wywieszono już listę tragicznie zmarłych górników. Imię, nazwisko, wiek, oddział. Mam drugą listę. "Wypadkowi śmiertelnemu ulegli: ". Dodatkowe dane: funkcja, staż pracy, żonaty, liczba dzieci.
Najmłodszy: 28-latek. Najstarszy: 43 lata. Tylko jeden kawaler. Dziewięć wdów. Dwadzieścioro sierot. Nie widząc zastępów ratowników wjeżdżających i wyjeżdżających, co rusz z kopalni, nie słysząc komunikatów o tym, że jeszcze tylko ileś metrów pozostało do wyjaśnienia niepewności, nie znając ani jednego z tych dziesięciu, dopiero po przeczytaniu tej listy można mieć pełny wymiar tragedii. I te 48 tysięcy złotych odszkodowania z PZU za ojca i syna tylko będzie go potęgowało...
Zbulwersowani
Przed sklepem spożywczym stoją górnicy i dyskutują. Zacytować ich dosłownie nie można, bo mówią ostro i bez ogródek. Są - to określenie zbyt delikatne - zbulwersowani. Jednemu z nich 1 lutego minęło dwadzieścia lat pracy w górnictwie i nie chce mu się gadać z dziennikarzem...
- Bo zostało mi do przepracowania jeszcze pięć lat!
Inny jest tak zdeterminowany, że ma gdzieś obawy o pracę, swoje powie, co o tym wszystkim myśli i nazwiskiem przypieczętuję. Nazwisko pozostawię jednak do swojej wiadomości, słowa górnika - w wersji parlamentarnej - przytoczę:
- Boguś Różański - mój bardzo dobry kolega, Radek Lis - następny! - krzyczy zamaszyście gestykulując. - Napisz, że k... górnik powinien brać pięć tysięcy na rękę za taką robotę! Napisz, że górnik jest teraz dziadem, bo go nie stać, żeby utrzymał rodzinę! Napisz, że za dniówkę mam 85 złotych i do tego dwa dodatki ścianowe - 11 i 9 złotych! I to wszystko jest brutto. No za takie pieniądze moi koledzy zginęli. To się ciebie teraz pytam, k..., czy to jest w porządku? Czy jest w porządku, że jak robisz na ścianie, a temperatura wynosi 32 stopnie - wtedy tylko ratownicy mogą robić - i mdlejesz, to kierownik ci powie: ściana jest dla prawdziwych mężczyzn... Gonisz za metrem, przepisy mają w dupie, a jak ci się nie podoba, to nikt cię nie trzyma. Do widzenia!
Parędziesiąt metrów dalej na przyjazd premiera czeka dzieciarnia. Przemek Skończyński choć ma dopiero czternaście lat, swój rozum ma. Tak więc mówi dziennikarzowi:
- Ja bym nie chciał, żeby mój tata był górnikiem, ale nim jest, bo innej pracy nie ma. Tata też miał wypadek, spadł głaz i na lewe ucho nie słyszał. To bardzo źle, gdy dzieci nie mają ojca, bo on zginie przy pracy.
Premier przyjechał. Przywitał go wojewoda śląski. Lechosław Jarzębski jest na kopalni już od jedenastej. Zdążył już powiedzieć dziennikarzom, że ogłosił w województwie trzydniową żałobę. Pytam wojewodę, czy ma moc prawną, by ją wyegzekwować od tych, którzy chcieliby zarobić na hucznym końcu karnawału...
- A czy można wyegzekwować moralność? - pyta wojewoda Jarzębski.
Rząd pomoże
Spotkanie z premierem. Leszek Miler jest przybity. Zapowiada, że rząd pomoże rodzinom zabitych. Będą dla nich specjalne renty. Kilkadziesiąt minut później konferencja z udziałem dyrekcji kopalni i prezesa Wyższego Urzędu Górniczego. Przy drzwiach wisi sobie niedostrzegana przez dziennikarzy szklana płytka. Pod nią certyfikat 3/200 Głównego Centrum Bezpieczeństwa Górniczego. "Niniejszym zaświadcza się, że kopalnia (...) wprowadziła system zarządzania bezpieczeństwa Głównego Instytutu Górnictwa w Katowicach".
Wojciech Bradecki, prezes WUG, wyjaśnia dziennikarzom, że nie czas na jakieś wiążące oceny i podawanie przyczyn tragedii. To nastąpić może za jakieś dwa miesiące. Mówi, że najpewniej doszło do eksplozji pyłu węglowego, bo w feralnym chodniku przyrządy pomiarowe nie wykazywały podwyższonej zawartości metanu. Mówi, że górnik strzałowy powinien, przystępując do odpalania ładunku, wycofać pozostałych górników. Gdyby to zrobił, zginąłby tylko on.
Tadeusz Motowidło, związkowiec i poseł SLD nie kryje oburzenia. Zabiera głos, przypomina, że jest za wcześnie na ferowanie winnych. A nawet, gdyby miał być nim wyłącznie strzałowy, to i tak nie fakt pozostałby faktem: eksplodował metan lub pył węglowy, albo jedno i drugie!
- Ten biedny strzałowy nie powinien był zjeżdżać do roboty. Przyjdzie niebawem czas, że podamy do wiadomości pewne fakty - oświadcza tajemniczo.
Gonić metry
A na ulicy przed bramą spekulują o przyczynach wypadku. Często pada stwierdzenie: "gonili metry". Co to znaczy? Ano to, że plany są najważniejsze, ważniejsze od bezpieczeństwa.
Emerytowany górnik strzałowy podzieli się, bez podawania nazwiska, swoimi uwagami...
- Przyrządy nie muszą wskazywać przekroczenia stężenia metanu, a ten będzie. Wystarczy nadmuchać na metanomierz powietrza, a wynik już będzie inny. Minimalne przekroczenie stężenie, to przecież jeszcze nie powód, by trąbić na alarm. To jest tak, jakby zakazać całkowicie przechodzenia na czerwonym świetle przy małym ruchu. Zasadniczo auto nie powinno człowieka przejechać, ale może.
Wybuch pyłu węglowego? Wszystko na dziesięć metrów od przodka powinno być zroszone wodą. Chodnik powinien być kryty pyłem kamiennym. Żeby go kryć zgodnie z normą, to pod ziemią byłoby bielutko. Co sto metrów stawiane są zapory przeciwpyłowe. Te zadziałały, skoro z rejonu zagrożenia udało się wyjść prawie czterdziestu górnikom...
Zasadniczo jednak w kopalni trzeba gonić za metrem, więc można przymknąć oko na to i owo. Nie, nie mówię, że tam tak było. Powiem: tak mogło być, bo coś takiego nie byłoby czymś dziwnym...
***
Polskie górnictwo należy do bezpieczniejszych w świecie. To nie chińskie czy ukraińskie. Tych dziesięciu z Jas-Mosu - niech to będzie dla żywych pocieszeniem - nie wiedziało, że umierają. Śmierć trwała tyle, co mgnienie.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.