Gazowo-łupkową euforię mamy już raczej za sobą. Teraz zaczynają się schody. W tej tonacji pojawia się coraz więcej rządowych i naukowych informacji na ten temat. Oto, prof. Stanisław Rychlicki z AGH, były szef rady nadzorczej PGNiG, mówi, że gaz łupkowy to stale melodia przyszłości. Nie wiadomo jak daleko jest do tej przyszłości.
Podobnie tajemniczo wypowiada się kolejny profesor: Jerzy Nawrocki - dyrektor Państwowego Instytutu Geologicznego (PIG). Instytut ten podlega ministrowi środowiska i od wielu lat bada krajowe zasoby tego gazu. Nie może się on jednak zdecydować się na jakieś przybliżone pod tym względem szacunki. Już rok temu przedstawili je dla naszego kraju Amerykanie. Zasoby mają wynosić ok. 5,3 biliona metrów sześciennych. Nie przejmują się oni konkurencyjnymi szacunkami, które są o połowę, albo i jeszcze mniejsze.
Krzytna odwagi
Nie zdobyliśmy się jeszcze na to minimum odwagi. Jest to konieczne, aby znać chociaż w miarę wiarygodną skalę ich zasobów. Tymczasem z powodów czysto politycznych zwleka się z ich podaniem. Przyczyny te wiążą się z uwagą, jaką do tych szacunków podchodzą politycy. Na ogół pod tym terminem rozumie się nie konkretną cyfrę, która po weryfikacji może być znacznie zmieniona, ale raczej rząd wielkości.
Czy są to miliony, miliardy, czy też biliony metrów sześciennych?
Tymczasem politycy każdą podaną cyfrę przyjmują za punkt wyjścia do swoich prognoz, zamiarów i decyzji. Po tym, kiedy w wyniku konkretnych badań szacunki te znacząco się pomniejsza dostają oni szału, gdyż budowane na nich "domki z kart" muszą się zawalić. Naukowcy, którzy podlegają tym politykom znając ich pod tym względem przywary starają się być bardzo ostrożni, a najlepiej w ogóle nic nie mówić.
Ostatnio wspomniany wyżej dyrektor PIG prawdopodobnie przyciśnięty przez polityków do przysłowiowego "muru" złożył dla PAP deklarację, że szacunki te jeszcze w marcu ujrzą światło dzienne. Zastrzegł jednak, że będą one nie pełne, a kolejne jego wersje będą ukazywać się w późniejszym czasie. Potwierdzenia tej deklaracji daremnie szukać na stronach instytutu, którym kieruje profesor. Instytutu, który jest jedynym w kraju mającym dostęp do wszystkich materiałów potrzebnych dla dokonania takich szacunkowych obliczeń. W internecie, na głównej stronie PIG, jest za to informacja o polskich badaniach oceanicznych, trzęsieniu ziemi z przed miesiąca w okolicy Żerkowa i o głazie położonym przed budynkiem tegoż instytutu naukowego!
Owszem są też tu materiały dotyczące gazu łupkowego, ale raczej na poziomie elementarnym, wyjaśniającym i objaśniającym.
Sukces to sukces
Trudności związane z ustaleniem niezobowiązujących do niczego zasobów szacunkowych wiążą się ze sprzecznościami, jakie zachodzą pomiędzy propagandą, a techniczną i naukową informacją. Polskie media z natury rzeczy przynajmniej w zakresie surowcowym zainteresowane są przede wszystkim propagandą. Jak sukces, to sukces...
Jak Amerykanie powiedzieli, że gaz jest, to ma być. Nie daj Boże, aby go teraz nie było. Politycy już toczą boje o jego prawo wydobywania. Ekolodzy straszą "nieobliczalnymi konsekwencjami". Parlament Europejski obraduje nad możliwościami zakazania jego wydobywania. Niektóre państwa zabroniły już tego na swoim terytorium. Mówi się o poważnych zagrożeniach. Najpierw mają wystąpić zapowiadane trzęsienia ziemi. Potem woda pitna ma wszędzie zmętnieć i nie nadawać się do picia. Atmosfera napięcia narasta prawie, jak u Hitchcocka. Tymczasem nie ma finału. Dlaczego? O co tu chodzi?
Dzieje się tak dlatego, że poszukiwaniu surowców propaganda nigdy nie sprzyja. Potrafi ona wszystko przedstawić w krzywym i karykaturalnym wymiarze. Niezorientowani jej konsumenci wpadają albo w euforię domagając się natychmiastowych "sukcesów", albo w depresję, żądając kar, zakazów i świętego spokoju. Nie ma miejsca na spokojną dyskusję.
Po przeczytaniu kilku zdawkowych wiadomości prasowych na ten temat każdy uważać się zaczyna za znającego się na tym temacie. Wiadomo, że demokracja decyduje. Na każdy temat się głosuje. Teraz zdecydowana większość opowiada się za euforią. Strach pomyśleć, co będzie jeżeli okaże się, że gaz jest, ale jego eksploatacja jest nieopłacalna, albo jeszcze gorzej, że gaz jest tylko w ilościach nie nadających się do gospodarczego zagospodarowania.
Obawiam się, że depresja wywołana tym stanem rzeczy, będzie domagać się szczegółowego śledztwa i doszukiwać się wszędzie agentów Gazpromu. Rzeczą najgorszą jest ich wskazanie i znalezienie. Najczęściej tymi "agentami" okazują się osoby najmniej mające z nimi do czynienia, ale za to zasłużone, dla polskiej geologii, które przy pomocy tego oskarżenia skutecznie eliminuje się z korzystnych dla nas badań i poszukiwań.
To ostatnie bardzo realne zagrożenie dla naszych specjalistów w tej branży powoduje jej skuteczny paraliż. Wszelkie na wyrost podejmowane zabezpieczenia skutkują opóźnianiem całej operacji, spowolnianiem jej, a nawet poza prawnymi próbami dostania się do koncesji i nabycia praw do eksploatacji. Stronie rządowej udzielił się paraliż, jaki panuje w sferze naukowej. Nieśmiało wspomina się o powołaniu pełnomocnika rządu dla tego sektora energii. Panująca cisza na ten temat źle wróży efektywnemu wykorzystaniu naszego gazu łupkowego.
Połączone siły
Ostatnio nastąpiła przynajmniej zapowiedź współpracy największych gigantów polskiej gospodarki w finansowaniu i poszukiwaniach gazu łupkowego. Do wstępnego porozumienia przystąpiły:
• PGNiG,
• Turon i
• KGHM.
Firmy te mają dość kapitału, aby przedsięwzięcia te sfinansować i w konsekwencji na nich dobrze zarobić. Ma to przede wszystkim pozytywne znaczenie dla KGHM, które na przedpolach swoich złóż miedzi może spodziewać się gazu łupkowego. Jest to bardzo prawdopodobne, bo kilkanaście kilometrów od nich na wschód od linii Odry eksploatowane są już klasyczne złoża tego gazu. Firma ta uzyskuje tutaj podwójny efekt. Likwidacji zagrożenia gazowego dla wyrobisk górniczych oraz zysk energetyczny z jego eksploatacji. Co prawda porozumienie aktualnie dotyczy całkiem innej koncesji. Ale praktyka i zdobyte tam doświadczenie będą wielce pomocne dla KGHM na jej własnym terenie. Dla firmy tej będzie to przedsięwzięcie dużo bardziej pewne niż podziemne próby zgazowania węgla brunatnego przy pomocy Chińczyków.
Narzucić tempo
Bez udziału amerykańskiej technologii nie ma mowy o postępach i osiągnięciu ekonomicznej eksploatacji tego gazu. Potrzebne są tu porozumienia międzyrządowe, tak aby technologie mogły być skredytowane na rzecz przyszłych zysków z ich eksploatacji. Zaufanie do amerykańskiej technologii jest praktycznie potwierdzone wynikami jakie osiągnięto w USA. Eksploatacja gazu łupkowego spowodowała tam spadek cen tego surowca na rynku wewnętrznym, ale także i na rynku międzynarodowym.
Podobnie możliwe szybkie uruchomienie polskiej eksploatacji spowoduje zapewne ten sam skutek. Niezbędnym jednak warunkiem jest przełamanie rządowej i biurokratycznej inercji. Jej źródła wydają się tkwić w Ministerstwie Środowiska, które nie jest zainteresowane powstaniem nowego emitenta gazów cieplarnianych.
Najbardziej pod tym względem wydaje się być zainteresowany minister skarbu, który doprowadził do wyżej opisanego połączenia gigantów polskiej gospodarki w sprawach poszukiwań i eksploatacji gazu łupkowego. Niezrozumiałe jest milczenie i brak w tej sprawie wystarczającej inicjatywy ze strony wicepremiera i ministra gospodarki. To, że premier nie powierzył mu tego zadania, nie może być wystarczającym usprawiedliwieniem.
Minister gospodarki, szczególnie tej rangi, winien sam próbować przynajmniej zapanować nad sytuacją związaną z poszukiwaniami gazu łupkowego.
Przede wszystkim winien on dążyć do przejęcia z resortu środowiska do siebie pionu Głównego Geologa Kraju. Jest to tym bardziej na czasie, że w ocenie podejrzenia o korupcję w sprawach koncesji łupkowych minister środowiska w ostatnim oświadczeniu zdał się na wynik postępowania sądowego. Sam nie potrafi, lub też nie chce, ocenić kompetencji i przydatności swoich własnych pracowników. Sąd ma to zrobić za niego. Jest to stanowisko kompromitujące ten urząd. Tempo, jakie wymagane jest przy tego rodzaju poszukiwaniach, jak widać nie może być w żaden sposób uzyskane przez Ministerstwo Środowiska. Schładza ono i jak może opóźnia cały proces. Dlatego wszystkie jego kompetencje należy przenieść najlepiej do ministra gospodarki, lub do jakiegokolwiek innego, byle nie tutaj. Mając niepowtarzalną historycznie okazję do wybicia się na surowcową niepodległość, nie można tej okazji zmarnować tylko dlatego, że cała ta sprawa podlega pod każdym względem niewłaściwemu ministerstwu.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.