Jak donoszą nowozelandzkie i australijskie media, przed miesiącem w Greymount odbyło się posiedzenie sądu okręgowego w sprawie katastrofy górniczej w kopalni Pike River.
Do tragedii doszło 19 listopada 2010 r. Wybuch metanu zabił 29 górników. Wśród zabitych było 24 Nowozelandczyków, dwóch Australijczyków, dwóch Brytyjczyków i górnik z Republiki Południowej Afryki. Najmłodsza ofiara miała 17 lat.
- Kopalnia Pike River była niebezpieczna i nie powinna wydobywać węgla, gdy nastąpił w niej wybuch metanu - tak orzekła nowozelandzki sędzia w 18 kwietnia br.
Do dnia dzisiejszego ciała górników nie zostały wytransportowane z podziemia kopalni, która po katastrofie została otamowana. Nadal pozostaje zamknięta.
Sędzia Jane Farish wskazała winnego - firmę Pike River Coal Ltd (będącą w upadłości) oraz wypunktowała dziewięć zaniedbań i naruszeń przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy.
W swoim 64-stronicowym orzeczeniu sędzia wymieniła szczegółowo listę uchybień dokonanych przez spółkę, które to doprowadziły do eksplozji metanu.
Wcześniejsze dochodzenie Departamentu Pracy, który wystąpił z oskarżeniem, wykazało, że eksplozja była najprawdopodobniej spowodowana zawałem stropu w obszarze strefy urabiania wodnego, co skutkowało wypchnięciem nagromadzonego metanu z tego rejonu kopalni do jej pozostałej części.
Firmie Pike River Coal Ltd zarzucono m.in.:
1. niewdrożenie lub brak kontroli swoich planów i procedur bezpieczeństwa;
2. zignorowanie 13 istotnych instrukcji bezpieczeństwa w zakresie zarządzania i monitorowania metanu;
3. niepodjęcie żadnych praktycznych i możliwych kroków w celu zapewnienia bezpieczeństwa swoim pracownikom;
4. nieprowadzenie odpowiedniego odmetanowania pokładu przed rozpoczęciem jego eksploatacji;
5. ignorowanie licznych potencjalnych źródeł zapłonu w kopalni w strefie oraz pozwalanie na używanie maszyn i urządzeń, w tym pojazdów i maszyn bez czujników metanu, które to powinny automatycznie wyłączać je z ruchu, jeśli stężenie gazu przekroczyło 1,25 proc.
Jak ustalono, stężenia metanu w powietrzu kopalnianym osiągały już nawet wybuchowe progi - od 5 proc. do 15 proc.
W dniu wypadku czujnik metanu zainstalowany na jednej wiertnicy okazał się wadliwy, ale wiertnica nie została wyłączona z użycia. Czujniki gazu powinny być sprawdzane raz w tygodniu, ale nie było to robione przez ostatnie cztery i pół miesiąca przed wybuchem.
Sędzia Farish powiedziała, że niewystarczająca kontrola gazu w kopalni Pike River "w znacznym stopniu przyczyniła się do wydarzeń z 19 listopada".
Tylko jeden z trzech czujników metanu w kontrolowanym rejonie pracował w dniu eksplozji, co było sprzeczne z zasadami ustalonymi przez kopalnię.
Podobnie czujnik tlenku węgla, stosowany do wczesnego wykrywania samozapalania się węgla, a zainstalowany w rejonie urabiania wodnego, również przestał działać ponad miesiąc przed wybuchem.
Sędzia powiedziała, że "firma nie stosowała monitorowania i nie raportowała wzrostów metanu".
Od 25 października do 19 listopada poziom metanu aż 13 razy przekroczył 1,25 proc., w tym osiągnął zakres wybuchowy pięć razy w ciągu siedmiu dni przed śmiertelną eksplozją.
Ponadto podziemny wentylator przestał pracować po wybuchu, tak samo jak ten na powierzchni, który został poważnie zniszczony, ponieważ miał niewłaściwe zabezpieczenia przed uszkodzeniem.
Kopalnia stosowała niedostateczne zabezpieczenia urządzeń, które kontrolowały przepływ metanu.
W decyzji sędzia powiedziała, że firma "powinna zatrzymać wydobycie i nie pozwolić na ryzyko wystąpienia zdarzeń nieprzewidywalnych, ale możliwych do ich wystąpienia i przewidzenia".
Według ekspertów, gdyby kopalnia zastosowała australijskie standardy, to opanowałaby falę metanu wywołaną zawałem stropu, co zapobiegłoby jego wypchnięciu w inny rejon kopalni, gdzie występowało wiele potencjalnych źródeł zapłonu.
Sędzia Farish ostro skrytykowała firmę Pike River za: za sposób przewietrzania (jeden prąd powietrza przewietrzał kilka rejonów kopalni), brak kontroli i analizy systemu wentylacji stosowanego w kopalni, brak odpowiedniej liczby baz świeżego powietrza, które zostały źle wykonane - zrobione zostały w węglu, a ociosy komór nie zostały wyłożone niepalną obudową, oraz za małą liczbę oznakowanych dróg ucieczkowych, które pomogłyby pracownikom wycofać się z kopalni do baz bezpieczeństwa w ciemnościach powstałych po wybuchu. Dwie drogi ewakuacyjne, prowadzące do świeżego powietrza na powierzchnię, były niewystarczające i trudne do użycia w nagłych przypadkach. Aby uciec na powierzchnię, pracownik albo musiał pokonać szereg pionowych drabin długości ponad 100 m, albo wycofać się przez główny tunel-pochylnię długości 2,3 km.
Sędzia podkreśliła, że katastrofa była wynikiem nagromadzenia błędów i zaniedbań powstałych w ciągu kilku lat.
Firma, obecnie w upadłości, zostanie oskarżona w lipcu w Sądzie Rejonowym w Greymouth. Za każdy zarzut z osobna winnym grozi kara wysokości 250 000 dolarów. Rodziny zaginionych górników czekają na ogłoszenie wyroku, które ma nastąpić wkrótce.
Tymczasem były prezes Peter Whittall zaprzeczył 12 zarzutom wniesionym przeciwko niemu w sprawie zaniedbań w przestrzeganiu przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy. Jego proces ma się odbyć w przyszłości.
Do dnia dzisiejszego jedynie Vli Drilling, spółka z Sydney podległa Valley Longwall International, przyznała się w lipcu zeszłego roku do trzech zarzutów złamania przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy, kiedy to wykonywała prace w kopalni Pike River. Złamanie przepisów miało związek z tragedią, w wyniku czego w październiku ub.r. firma została ukarana grzywną wysokości 46 800 dolarów.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Sędzia Farish przydał by się w sprawie wypadków na kop. Halemba w 2006 i kop. Śląsk w 2009 . Ludzie odpowiedzialni za te tragedie piastują dziś stanowiska kierownicze !