1 czerwca 2009 20:00
:
:
autor: Adam Maksymowicz
2 tys. odsłon
Prawo geologiczne i górnicze: Druzgocąca opinia
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Szanowni Państwo! Nie odnotowałem tego
dlatego, ze wydało mi się to rzeczą
oczywistą, że prawo jest jednym z
elementów polityki państwa i rządu.
Dlatego propaganda zachwalająca to
prawo ma na celu pozyskanie wszystkich
tych, którzy go absolutnie nie znają i
są gotowi dac wiarę gorącym
zapewnieniom urzędników. Trzeba jednak
przyznać, że propaganda ta jest
skuteczna, bo tych, którzy nie znają
tego prawa jest zdecydowana
większość. Demokratycznie oni więc
decydują o jego przyjęciu, a że to
jest bez sensu, to cóż , takie jest
prawo i koszt demokracji.
Próba wpłynięcia na treści
"zapisane" w nowelizacji kończy się
przywołaniem przez rządowego prawnika
(profesor L.) do porządku coś w stylu
"szanowni państwo Ustawa powstaje po by
ułatwić a nie utrudnić działalność
gospodarczą" !!!!! Jest to tak
zapisane w stenogramach orka gov pl
Więc a sio!!! my wiemy lepiej! Polecam
rozwadze art. 14 i 15 nowej ustawy -
czy tak się kręci lody?
Z art. 18 i 19 wynika zaś, że
wywłaszczyć z prywatnej własnosci
niedługo będzie mógł każdy podmiot,
który ma w tym interes prawny - tu jest
już wytrych! Chyba przyjdzie zmieniać
Konstytucję art. 31!
Jeżeli dobrze zrozumiałem to "Gajowy"
nie ma wpływu na eksperta od
"przestawiania paragrafów", bo jest on
w innej parafii (ministerstwie).
Rozpędzenie Rady Geologicznej to
skandal, nie tylko organizacyjny i
prestiżowy, ale przede wszystkim
merytoryczny i poltyczny. Podobnie, jak
likwidacja Państwowej Rady Górniczej,
której zarzuca się zapewne pochodzenie
komunistyczne. Tak, powstała ona w tym
czasie, ale nie była tylko tworem
politycznym, ale przede wszystkim
zawodowym. Tak to się wylewa
przysłowiowe dziecko wraz z kąpielą.
Politycy zamiast się w sposób
kompetentny i zorganizowany radzić
naukowców i praktyków raczej nimi
pogardzają i manipulują na zasadzie,
co mi tu taki zwykły profesorek będzie
wytykał, krytykował itp. lepiej niech
idzie uczyć swoich studentów, bo za to
mu płacą, a my politycy i tak mamy
poparcie w sondażach, więc po co
jeszcze cudze rady, które przynoszą
tylko same kłopoty. Dlatego
demokratyczna władza będzie stosować
wszelkie totalitarne chwyty, aby tylko z
nikim i zniczym się nie liczyć.
Myslę, że jest to odrębny temat,
którmu trzeba będzie poświęcić
specjalny tekst.
Po "rozpędzeniu" Rady Geologicznej
wieloletniego organu doradczego MINISTRA
ci co chcą "przeżyć" w geologii,
górnictwie, służbie geologicznej czy
na uczelniach lub w PAN
nie mogą, a w części nie chcą się
wychylać."Rollingstonsi" zestarzeli
się i w części pomarli,
"geologiczniPampersi" "robią za
koalicję", a "wzmocnieniprzezLecha"
patrzą jak ich następcy się
wykładają. Panie Adamie jest jeden
ekspert kolejnych rządów "od
przestawiania paragrafów" i nim władza
się "podpiera". A "Gajowy" puki co
"partyzantów" nie goni... Geologia i
górnictwo to zbyt poważna sprawa by
ją zostawić... LOSOWI, ale "wziąć
jej" też nie ma komu! Módlmy się nich
nas ominie KRYZYS i Misio Boni!
Powodzenia.
projekt ustawy można podsumować bardzo
krótko: ma on na celu przede wszystkim
ułatwienie "kręcenia lodów"
przedsiębiorcom górniczym - głównie
żwirowniom; zapisy art. 4, art. 6 oraz
art. 114 ust. 3 - świadczą o tym
jednoznacznie i nie podlegają dyskusji;
z kolei zapisy art. 10 w dalszym ciągu
nie rozwiązują problemu własności
złóż i pozostają w sprzeczności z
przepisami dot. podatków od czynności
cywilno-prawnych .....
Myślę, że dla ekspertów rządowych
cisza w sprawie projektu nowego ppg jest
korzystna, dlatego nie przewiduję
dalszej dyskusji na tych łamach.
Zarówno przeciwnikom, jak i zwolennikom
tego prawa nie brakuje argumentów.
Stronie rządowej brakuje racji opartych
na klasycznych dla Europy tradycji prawa
rzymskiego, ale również prawa
polskiego. Tu wystarczy wspomnieć
sławną Konstytucję 3 Maja, która
liczyła sobie tylko 11 artykułów i
kilka stron objętości drukiem.
Wszystko to jest szalenie niewygodne dla
naszych prawodawców, więc lepiej dla
nich aby prawo to zostało przyjęte
cicho i bez żadnych sporów.
Dalido – chodziło mi o art 97 ust 3,
który został uchylony a następnie po
ostrych protestach, w innej formie, z
negatywnymi skutkami dla części
poszkodowanych przywrócony.
Odnośnie terminów – w przypadku
zestawienia podmiotów Kopalnia –
obywatel zakreślenie terminów uważam
za konieczne. Ustawa sprzed 1994 r.
przewidywała 21 dni, Ustawa z 1994 r.
zakreśliła termin 30 dniowy art 97 ust
2 (wyczerpanie postępowania ugodowego)
co w praktyce sprowadza się do
odpowiedzi na zgłoszenie szkody. Potem
następne pismo i kolejne itd…. Mam
konkretne przykłady gdzie „ugodowe”
postępowanie trwało trzy lata
(służę kopią dokumentów). Dlatego
zakreślenie tego terminu (w dobrej
wierze a raczej naiwności ustawodawcy)
do 60 dni uważam za bezprzedmiotowe bo
jestem przekonana, że nie można w tym
okresie przeprowadzić postępowania
ugodowego z uwagi na przyjęte
zwyczajowo procedury. Sprowadzi się
więc ten zakreślony termin do
przedłużenia postępowania wstępnego
z 30 do 60 dni o czym pisałam
wcześniej. Postępowanie sądowe jest
post fatum – po zaistniałej szkodzie
a potencjalny poszkodowany powinien
mieć informacje pozwalające na
podjęcie słusznych decyzji przed
rozpoczęciem procesu inwestycyjnego.
Oto przykład: przedsiębiorca nabył
teren przemysłowy. Ponieważ teren ten
znajduje się w obszarze górniczym
wystąpił do OUG o opinię w związku z
planowaną inwestycją. Otrzymał, że
nie przewiduje się wpływów
eksploatacji w obszarze jego
własności. Opracował projekt, wziął
kredyt, rozpoczął budowę. W trakcie
wznoszenia budynku biurowego doszło do
jego wychylenia tak znacznego, że
trzeba go było rozebrać i budować od
nowa. Kopalnia ujawniła, że są
wpływy kat. III. (po roku) Wybudowano
biurowiec, hale produkcyjne w ciągu
technologicznym w zabudowie zwartej
(już po przeprojektowaniu zabezpieczone
na III kat).Z przyczyn wadliwej
informacji nastąpiła zwłoka w oddaniu
inwestycji przeliczalna na straty w
produkcji. W halach ustawiono
obrabiarki numeryczne. Po kolejnym roku
budynek popękał, posadzki się
połamały i pochyliły, coś złego
zaczęło dziać się z obrabiarkami.
Serwis sprawdził o okazało się, że
obrabiarki wymagają poziomowania i tak
co dwa tygodnie przez kolejny rok.
Kolejna informacja po roku (3 lata od
pierwszej) V kat. terenu górniczego,
deformacje nieciągłe (czyli
praktycznie teren nieprzydatny do
zabudowy). Po kolejnych dwóch latach
próby zawarcia „ugody” sprawa
trafiła do Sądu. „Ugoda” celowo w
cudzysłowie gdyż praktycznie jest to
opracowanie kopalni i albo się
poszkodowany podpisuje albo dostaje
informację kierunkową. W tym wypadku
przedsiębiorca podpisał a w 3
miesiące później, w dniu, w którym
miał otrzymać pierwszą transzę
odszkodowania otrzymał pismo, że
Dyrektor Kopalni odmówił podpisania
ugody.
Co z niego wynika? Ano:
Bezkarność wydawania wadliwych
opinii górniczych dla celów
inwestycyjnych z powodu braku
określenia odpowiedzialności czasowej
i podmiotowej za ten dokument.
Inwestycja jest przedsięwzięciem
celowym, kosztownym i trwałym. Na
„szkodach górniczych” celowość i
trwałość jak widać są
problematyczne. Koszty mogą być trudne
do określenia.
Niczym nieograniczona możliwość
przeciągania w czasie postępowania
„ugodowego” bez względu na
konsekwencje finansowe (kredyt bankowy,
odroczenie w czasie rozpoczęcia
produkcji, przestoje) dla
poszkodowanego wynikające nie tylko z
samego faktu wystąpienia szkód
Bezkarność Kopalni wobec innego
podmiotu gospodarczego.
Brak w ustawie rozwiązań dotyczących
szkód pośrednich związanych z
górnictwem – oddziaływania
zakładów przeróbczych, hałd,
rurociągów przesyłowych, wyziewów
itp. co w przypadku rozdrobnienia
działalności na różne powiązane
wyłącznie biznesowo podmioty staje
się dla właścicieli nieruchomości
położonych w obszarach górniczych
wręcz groźne.
Brak też słownika pojęć
specyficznych używanych w treści
ustawy bo co to jest „przywrócenie
stanu poprzedniego” w pochylonym np.
13%o budynku mieszkalnym?. Czy jest to
wypoziomowanie podłóg jako zalecany
sposób naprawy szkody przez Kopalnię?
Inne sformułowania również mogłyby
być przedmiotem twórczej dysputy.
Mam i inne wątpliwości Np. uważam,
że w zapisie art. 150 brak logiki.
Natychmiastowe zapobieganie szkodzie nie
może trwać przez wyczerpanie
postępowania ugodowego oraz
postępowanie przed Sądem bo skutki
odległości czasowej w przypadku awarii
mogą spowodować nieodwracalne szkody.
A co Pani mówi treść art. 148? Czy
nie uważa Pani, że zakreślając
termin 5-cio letni przedawnienia szkody
należałoby zakreślić termin
początkowy skoro wiedzę o
oddziaływaniu posiada przedsiębiorca a
nie poszkodowany? Czy nie należałoby
poszkodowanemu zapewnić dostępu do
rzetelnych informacji o wpływach
wydobycia na jego własność (ochrona
własności prywatnej) a więc i
decyzje życiowe?
Nie mam informacji kto jest autorem
projektu tej ustawy i nie zamierzam
nikomu „dokładać”. Uważam, ze
każdy jak coś opracowuje to
przyświeca mu założenie wyjściowe.
Z opisu projektu wynika, że jest ono
ukierunkowane na ułatwienie wydobycia
kopalin podmiotom gospodarczym. Z tego
założenia intencją ustawodawcy jest
zmarginalizowanie procedur i kosztów
tej działalności w tym
odpowiedzialności za szkody. Moje
doświadczenia zawodowe w zestawieniu z
obecną sytuacją podmiotów
poszkodowanych budzi obawy o ich los co
sprawia, że chcę to zagadnienie
wyeksponować tym, którzy się z nim
nie zetknęli w praktyce.
Przed przemianami gospodarczymi Kopalnia
i poszkodowany byli partnerami, po
przemianach w latach 90-tych Kopalnie
przestały być partnerami
poszkodowanych, zalazły „na
szkodach” możliwość zaoszczędzenia
kosztów. A jest o co powalczyć bo to
ok. 20-30%. Ponadto odwleczenia wydania
pieniądza w czasie to też pieniądz!
Oscylator.
Odnośnie biegłych sadowych – z tego
co wiem to biegły jest powoływany
właśnie w sprawach technicznych, w
których W.S. nie ma dostatecznej
wiedzy. I tu potrzebne jest prawo
wykonawcze/ techniczne/
uszczegółowione bo opieranie opinii
tylko na wiedzy fachowej i
doświadczeniu zależy od poziomu (ich
u) biegłego (inżyniera) ale również
umiejętność rozumienia tych
specyficznych zagadnień przez W.S.
Korzystanie zaś z opracowań wykonanych
„na zlecenie”, instrukcji i
publikacji często sprzecznych w
treści prowadzi do tego, że biegli
wydają wykluczające się lub co
najmniej sprzeczne opinie nie tylko w
kwestiach budownictwa i szkód
górniczych.
Byłabym wdzięczna za uwzględnienie
takiego punktu widzenia przy prawniczej
obróbce Ustawy Prawo GiG.
Pani Dalido. Bardzo proszę o spokój.
Jeżeli jest, tak jak Pani to pisze, to
po co, to "może". Oczywiście, że
jestem powiązany z WUG przede wszystkim
przez krytykę tej instytucji w sprawach
prowadzonej kontroli i nadzoru na
polskim górnictwem. WUG zapowiedział
wytoczenie mi procesu sądowego w tej
sprawie. Pisałem już o tym, równiez
na tych łamach. Mam nadzieję, że w
wyniku tej dyskusji nie padną podobne
groźby pod moim adresem. Odnośnie
ręcznego sterowania WUG przez GGK i MŚ
owszem grzmiałem, lecz może zbyt cicho
i Pani tego nie usłyszała. Proszę
zajrzeć na tym portalu do tekstu "Na
prawo patrz". Pozwolę sobie
przypomnieć tylko jego główną tezę,
że WUG pod żadnym względem nie pasuje
do MŚ, a jednak jemu podlega. Prawo
górnicze i geologiczne jest sztucznie
połączone z dominacją tego piewszego
nad górnictwem, choć pod względem
znaczenia gospodarczego jest dokładnie
odwrotnie itp. Być może, że wyrażane
przeze mnie stanowisko nie jest
najlepszym rozwiązaniem, dlatego
właśnie dyskutujemy. Łapać za
słówka nikogo nie zamierzam, lecz
wydawało mi się, ze lepiej jest kiedy
mamy wspólny interes, mimo odrębnych
zdań w sprawach szczegółowych.
Dlatego podniosłem to, byc może
nieumyślne potknięcie. Argumentów nie
zbieram, więc ich nie mogę
wystrzelać. Nasuwa je samo życie,
projekty, postanowienia, wiedza,
praktyka itp. Co do głupoty powtórzę
tylko Pani stanowisko w tej sprawie, że
miało być merytorycznie. Pozdrawiam.
Czyli Jest Pan Panie Adamie jednak
powiązany z WUG. No bo wszyscy wiedzą,
że projektu rozporzadzeń ruchowych
pisze WUG. Czyżbym nie miała racji ?
Czy GGK ręcznie steruje WUG-iem to nie
wiem, ale skoro Pan wie, to dlaczego Pan
o tym nie grzmi ? Przy okazji radzę
poczytać sobie art. 37.1-2. projektu,
gdzie wyraźnie napisamo, że zanim się
cofnie, to najpierw trzeba wezwać, a
niekiedy nawet nakazać w drodze
decyzji. Ktoś jednak nie doczytał albo
nie chciał. To zresztą w zasadzie nic
nowego bo tak jest od lat, a ile
koncesji na tej podstawie cofnięto?
Uczciwie przyznaję że nie wiem, ale
czekam na informacje od Pana ile.
Widzę, że argumenty Pan już
wystrzelał i zmierza do prowadzenia
dyskusji metodą łapania za słówka. A
miało być merytorycznie. Czytać
hatko. Na urzędniczą dowolność są
sposoby, na głupotę niestety nie.
WUG jest instytucją podległą GGK i
słucha jego poleceń, czy tego trzeba,
czy nie, bo za jego postanowieniami idą
sankcje karne. Proszę więc zostawić
WUG w spokoju, bo nie ma on tu nic do
gadania. Wyjaśniałem juz, że jego
ranga jest poniżej departamentu w MŚ i
miniej więcej odpowiada randze tego
portalu, jego autorów i komentatorów.
Rozumiem, że jak nie ma na kogo zwalić
winy za wpadki, to można na WUG, bo na
pochyłe drzewo przecież każda koza
skacze. Rozumiem też, że Pani Dalida
nie jest w żaden sposób związana z
górnictwem, o czym świadczy jej
odcinające się od tekstu i jego
komentatorów słowo "Was", a mnie się
wydawało, że to wszystko dotyczy
"Nas". Czy cofać koncesję za każde
jej naruszenie? Nie, ale też określić
stopień jej naruszenia i dawać np.
ostrzeżenia i po kolejnym niewykonanym
zaleceniu można ją cofnąć (np. do
tzrech razy sztuka, termin itp). Tego
jednak zabrakło. Czy to takie trudne?
Czy jednak urzędnicza dowolność nadal
bierze górę na zdrowym rozsądkiem?
No coż, ja się nie znam na mechanice
górotworu ani na dokumentowaniu
węglowodorów, więc się o tym nie
będę wypowiadała. Więc dla
równowagi może by tak samo, różnica
między prawnikami a inżynierami jednak
istnieje, bo nie znam prawników którzy
porywają się na sprawy techniczne, ale
przeważnie inżynierowie uważają się
za specjalistów od prawa, prosty
przykłąd to biegli w postępowaniu
sądowym. Dyskusja odbywa się więc na
nieporównywalnych płaszczyznach, też
bym mogła polemizować o teoriach
wpływów eksploatacji itp., ale nie
chcę się ośmieszać. Hibiskusie,
który to artykuł dzisiejszego prgg
przewiduje, ze roszczeń dochodzi się
na koszt przedsiębiorcy ? Czy 30 dni
czy 60 to tak czy tak nie ma większego
znaczenia, bo w większości przypadków
każdy sztywno wyznaczony termin jest
wadliwy. 30 dni to stanowczo za mało
gdy duża szkoda, trzeba ją
zinwentaryzować, opracować koncepcję
naprawy, przeprowadzić negocjacje w
sprawie uhody, a to w wielu sytuacjach w
tym czasie nierealne. Przy tych 60
dniach to nie ma tam mowy o odpowiedzi
na pismo (chyba że dysponujemy róznymi
tekstami). Tylko do wyjątków należą
sprawy, w których prawo określa termin
zawarcia ugody, przykładem są
ubezpieczenia, ale i tam termin nie ma
charakteru bezgwlędnego. Dla mnie tego
terminu do ugody w prgg mogłoby w
ogóle nie być, bo jak się coś wie o
prawie cywilnym, to nie ma
wątpliwości, że takie zgłoszenie
roszczenia to nic innego jak oferta, a
co dalej to już wynika z kc. Nie wiem,
o co chodzi z tą informacją o
wpływach eksploatacji, ale w
postępowaniu sądowym nie ma
wątpliwości że to jest do uzyskania.
Z całym szacunkiem dla autora opinii
zamówionej przez sejm, ale obawiam się
że Jego osobista wiedza z zakresu prawa
jest mniej niż symboliczna, co zresztą
wynika z jej tekstu.
Nie da się skonstruować prawa bez
określeń ocennych i nieostrych i tak
jest od tysięcy lat i tego nie da się
zmienić. A jeżeli chcecie by za każde
naruszenie koncesji ją cofać, to
proszę to zaproponować z imienia i
nazwiska Nie jest prawda że prawo
pisane jest z nastawieniem by znaleźć
haka na każdego. A to że
rozporządzenia do prgg są drobiazgowe
- to pytanie, kto je projektował ?
Prawnicy czy inżynierowie stowarzyszeni
wokół WUG itp. ? Oczywiście, każdy
ma prawo wypowiadać się na każdy
temat. Ale jak przeczytać całe sześć
stron tej dyskusji to chyba już ktoś
wypunktował że to nie do końca jest
tak, jak to się niektórym z Was
wydaje.
Podzielając poglądy hibiskusa odnoszę
wrażenie, że różnica zdań w sprawie
kształtu pgg między inżynierami,a
prawnikami jest pozorna, a przynajmniej
drugorzędna. Istotna róznica jest
między obywatelem, a władzą, o czym
bardzo trafnie pisze również hibiskus.
Otóż istotą rzeczy jest takie
skonstruowanie prawa, aby jezeli będzie
to konieczne na każdego, kto prowadzi
działalność gospodarczą znaleźć
przysłowiowego haka. Po to, aby
działalność ta miała jak najmniejsze
poparcie społeczne trzeba tak ustawić
przepisy, aby w wyniku robót
górniczych wszyscy okoliczni
mieszkańcy byli na tym stratni. Trzeba
przyznać, że pod tym względem
prezentowane przez rząd pgg spełnia
wszystkie kryteria, o jakich na wstępie
wspomniałem. Po prostu prawnicty
wykonali tylko brudną zleconą im
robotę. teraz nie chcą się do tego
przyznać, bo wzięli już za tow sute
wynagrodzenie. Lepiej opowiadać bajki,
ze inżynier nie może znac się na
prawie itp,, bo to chociaż honorowa
dyskusja.
Zamiast rozwodzenia się nad
wyższością prawnika nad inżynierem
odpowiadam Dalidzie słowami eksperta "W
końcowej części wniosków autor
stwierdza, że przedłożony projekt
Pgg, nie zasługuje na jego uchwalenie
bez niezbędnego i gruntownego jego
przeredagowania. Pod względem
merytorycznym reprezentuje on bardzo
niski poziom."
Proszę zrobić to co ja zrobiłam
zestawić dotychczasowe zapisy
rozdziału V z projektowanymi zapisami
działu VIII. I odpowiedzieć :
• gdzie podział się zapis o
dochodzeniu roszczeń na koszt
przedsiębiorcy.
• czemu wydłużono termin de facto
odpowiedzi na pismo (bo nie załatwienia
postępowania ugodą) do 60 dni. D
• dlaczego nie ma żadnych zapisów
obligujących przedsiębiorcę do
informowania o wpływach eksploatacji w
sytuacji zakreślenia terminu
dochodzenia roszczeń itp.
Prawnik ma to do siebie, że to co zrobi
uważa za doskonałe ( zawsze można
zmienić jak się nie sprawdzi),
inżynier za swoje działanie odpowiada
całe życie. Tym się różnimy. A dla
wiadomości inżynierowie znają prawo
bo pracują na tym co szanowni prawnicy
im zgotują! Proszę się więc nie
dziwić, że starają się mieć wpływ
na kształt prawa, posłuchać co mają
do powiedzenia i przekuć to na
prawniczy żargon. Traktując się jak
partnerzy a nie wrogowie możemy
stworzyć coś co będzie dobre.
Nigdy nie uważałem się za fachowca od
prawa, choć temu prawu podlegam, a
więc mam chyba prawo wypowiadać się
na temat tego prawa. Droga Pani Dalio,
prawo ma być jednoznaczne. Co to znaczy
najmniejsze naruszenie koncesji? Dla
jednego jest to nieprzestrzeganie
żadnych zasad, a dla drugiego
mrugnięcie okiem jest już karalne.
Rozumiem, ze broni Pani rządowej
koncepcji wspierania korupcji, z czego
urzednicy ciągną spore korzyści. Czy
Pani też jest urzędnikiem państwowym?
Szanowny Panie Adamie, to "może"
występuje w obecnej ustawie o swobodzie
działalnosci gfospodarczej, obecnym
prgg i jeżeli chce Pan to zastąpić
przez formę nakazu (musi lub tp.), to
będzie strasznie, bo nawet w razie
nieuzuniecia najmniejszego naruszenia
trzeba będzie cofnąć. Chce Pan tego ?
Przepraszam, ale wychodzi z Pana
fachowiec od prawa, który się na nim
jednak mało zna.
Pani Dalio. Co to znaczy zacietrzewiona
dyskusja? Jeżeli ktos twardo broni
swoich argumentów i ma na to dowody, to
ma byc zacietrzewienie? Co to znaczy
coraz mniej checi zrozumienia
czegokolwiek? Czy słuszna i uzasadnina
krtyka to wylewanie żółci i
zajadłosci? Własnie usiłujemy
autorów tego prawa naprowadzic na
własciwa drogę. Proszę powiedzieć,
jak to zrobić, kiedy najprostsze uwagi
nie docierają do nich. O tym "może"
piszę już kolejny raz, a jednak bez
skutku. Oczywiście krytykom najłatwiej
przypisac złą wolę. Niczego nie chcą
naprawić , tylko wszystko zniszczyć.
Proszę o odpowiedź na pytanie; kto
wziął na siebie odpowiedzialność za
to prawo? Ano nie ja, ani zadna z
organizacji zawodowych i społecznych,
lecz GGK i teraz on musi pić to piwo.
Że nie smakuje, to niech najpierw
lepiej je warzy.
Pani Dalido bawi mnie Pani serdecznie,
bo co innego teoria prawa, w której
zapewne jest Pani specjalistką, o czym
zreszta swiadczy Pani komentarz. Jestem
praktykiem w wykonywaniu prawa i wiele
razy brałem udział w róznego rodzaju
dochodzeniach i rozprawach. Prosze mi
jednak odpowiedziec na pytanie: dla kogo
jest tworzone prawo, czy tylko dla
specjalistów, czy też dla zwykłych
ludzi? Czy specjalisci innych zawodów
nie moga zabierac głosu na temat prawa?
Rozumiem, że teraz kiedy widac czarno
na białym, ze to prawo jest źle
skonstruowane usiłuje sie atakować
jego krytyków, a nie dyskutować o
merytorycznej jego warości. Bardzo
proszę o odpowiedź na niżej pod Pani
wpisem zamieszczony mój komentarz na
temat stosowania w prawie wyrażenia
"może".
Z zainteresowaniem czytam tę dyskusję,
ale jest coraz mniej merytoryczna, coraz
bardziej zacietrzewiona, coraz mniej w
niej chęci zrozumienia czegokolwiek, a
coraz więcej zółci i zajadłości.
Panowie, o co wam chodzi, czy żeby
wykazać, żde wszystko jest do niczego,
czy żeby spróbować coś naprawić ?
Już na drugim roku studiów uczyłam
się, co to jest decyzja związana i
uznaniowa i pamiętam to do dzisiaj, to
taki chleb powszedni każdego organu
administracji. Nie każdy to wie i
rozumie, stąd różne komentarze
będące dowodem, że ich autorzy w
istocie nie wiedzą, o czym dyskutują.
Czy urzędnicy znają się na prawie to
odrębny temat, ale obawiam się, że
Pan Adam M. i hibiscus pewno niewiele.
Bo gdyby się znali, to by wiedzieli,
że oprócz prgg (wszystko jedno, czy
obecnego, czy projektowanego) jest
jeszcze kodeks cywilny, kodeks
postępowania administracyjnego,
przepisy o ochronie środowiska i wiele
innych, a wszystkie one stosują się do
wydobywania kopalin itp. A niestety o
tym nie wiedzą, co wynika z ich
wypowiedzi. Do tego niestety potrzeba
profesjonalnej wiedzy, a nie
amatorszczyzny. W praktyce najczęściej
na temat prawa wypowiadają się
inżynierowie, którzy niewiele na ten
temat wiedzą. Odróżnijmy wreszcie
prawo (istniejące, projektowane) od
różnych zależności gospodarczych,
organizacyjnych, politycznych itp.
Hibiscusie - praworządność to coś
zupełnie innego niż sądzisz, weź do
ręki jakikolwiek podręcznik z zakresu
podstaw prawa dla I roku. A z normy
prawnej wynikają i obowiązki i prawa,
nie o charakterze moralnym. Co by
zresztą nie było, projekt (bez
względu na to, jaki on będzie)
górnictwa nie uzdrowi. Nie słyszałam
też, by projekt kodeksu karnego
konsultowano w zakładach karnych.
Co oznacza w prawie słowo "może".
Weżmy np. art 37 p.2 "...organ
koncesyjny może cofnąc koncesję". Co
to ma znaczyć? Może? Czyli jak chce. W
podtekście jest to prawo korupcyjne.
Jak da, to może nie cofnąc, jak nie da
to może cofnąć. Itd. itp. Takich
kwiatków z tym "może" jest tu znacznie
więcej. I to ma byc sprawiedliwe prawo?
Chyba śmiech na sali.
Dyskusja trwa, ale coraz mniej
merytoryczna a coraz bardziej
towarzyska. Panu Euro brakło
argumentów więc zaczął szermować
demagogią i się wycofał z dyskusji.
Chciałabym wrócić do dyskusji
merytorycznej.
Zacznijmy od opisu projektu:
„ projekt dotyczy: usunięcia barier
utrudniających podejmowanie i
wykonywanie działalności w zakresie
geologii i górnictwa, pobudzenia
przedsiębiorczości oraz zwiększenia
pewności inwestowania, co powinno
zapewnić racjonalną gospodarkę
złożami kopalin w ramach
zrównoważonego rozwoju”
Czyli pobożne życzenie, że to
powinno zapewnić to co jest zamierzone
?
W sytuacji przemian ustrojowych, kiedy
następuje relatywizm moralny koniecznym
jest stanowienie prawa tak by dawało
równe szanse podmiotom bez względu na
ich status społeczny. Intencja
Ustawodawcy nie może rozmijać się z
zrównoważonym względem podmiotów
zależnych stanem prawnym jaki
będzie obowiązywać po uchwaleniu tego
prawa. Z normy prawnej wynika dla
jednego podmiotu obowiązek, dla
drugiego zaś moralne prawo, będące
korelatem tego obowiązku. Moralność
jest nader nieprecyzyjna, często
wskazuje jedynie ogólny kierunek
postępowania. Do przestrzegania norm
moralnych skłania ludzi przede
wszystkim presja wywierana przez opinię
publiczną, a także wpojone w trakcie
wychowania nawyki, sumienie i inne
bodźce.
Praworządność jest to taki stan
faktyczny, w którym podstawowe
dziedziny stosunków społecznych są
uregulowane przepisami prawnymi i
przepisy te są przez organy państwowe
egzekwowalne. Prawo to zespół norm
wydanych lub usankcjonowanych przez
państwo i zagwarantowanych przymusem
państwowym a moralność to
ukształtowany w procesie
długotrwałego rozwoju społeczeństwa
zespół norm postępowania, według
których ocenia się określone
zachowanie jako dobre lub złe. Na
straży norm prawnych stoi aparat
państwowy ze swoimi środkami przymusu
a te muszą być ustawowo opisane.
W istniejącej sytuacji prawnej,
zabezpieczenia prawne dotyczące
prowadzenia profilaktyki oraz sposobu
naprawy na rzecz podmiotów
poszkodowanych są nieskuteczne i
paraliżują możliwość skutecznego
egzekwowania prawa. Poszkodowany nie
jest w żaden sposób chroniony i musi
się zmagać z gigantem jakim jest
zakład górniczy posiadający
skuteczne zaplecze prawne i techniczne
do walki „o swoje”.. Proponowana
nowela Prawa górniczego i geologicznego
zgodnie z treścią projektu nie
uwzględnia skutków eksploatacji
górniczej gdyż jak widać zdominowana
została przez lobby
górniczo-gospodarcze zainteresowane
prowadzeniem działalności i
generowaniem zysku z pominięciem
warunków zrównoważonego rozwoju,
ochrony powierzchni oraz zobowiązań
wobec praw właścicieli. Jeżeli koszty
prowadzenia wyrobisk z podsadzką
stanowią 30% zysku a koszty naprawy
szkód wynoszą 1-3% to rachunek jest
prosty i uzasadnia konieczność
przymuszenia zakładów górniczych do
profilaktyki i obowiązku naprawy
zarówno w zakresie ochrony środowiska
jak i infrastruktury.
W proponowanej noweli jest jeszcze
gorzej.
Proponuję porównanie i treść noweli
na razie w zakresie działu VIII, który
został wbrew pozorom zmieniony niewiele
ale istotnie na niekorzyść
poszkodowanych. Nie będę tu
przytaczać artykułów obowiązującego
i prawa i nowelizacji. Brak przepisów
regulujących utracone korzyści a
także rekompensatę za uciążliwość
użytkowania obiektów uszkodzonych w
kilkuletnim okresie między zaistnieniem
szkody a „przywróceniem stanu
poprzedniego”.
Ani słowa w tak sformułowanej Ustawie
o konsekwencjach dla przedsiębiorcy za
naruszenie zasad odpowiedzialności za
szkody!
Proszę tych dyskutantów, którzy
znają zagadnienie o konstruktywne uwagi
merytoryczne, które pomogą
doprecyzować formułowane z nowelizacji
treści i argumentację.
Zainteresowanie znajdą te materiały
łatwo.
Co to ma za znaczenie skąd kto
pochodzi, czy z CBA, IPN, czy też może
z MSW? Tu chyba liczy się jakaś
logika, komunikatywność,
sprawiedliwość i zrozumienie, a tego
nawet po tej dyskusji nie widać. Głosy
wspierające ustawę są marginalne, nie
tylko ilościowo, ale też nie odnoszą
się one do podstawowych zarzutów
dotyczących tej ustawy, a przede
wszystkim ogromnego przerostu formy nad
treścią. Braku konsultacji nie tyle
ułomnego projektu skonstruowanego przez
usłużnych urzędników, ile brak jest
wszelkiej inicjatywy społecznej w tej
materii. Udawanie, ze tylko urzędnicy
znają się na prawie, logice itp. to
czysta demagogia, a przecież na samym
tylko Górnym i Dolnym Śląsku, gdzie
jest główne zaplecze surowcowe Polski
tysiące ludzi musi realizować plany
wydobywcze zgodnie z tym prawem i ma
coś do powiedzenia na ten temat. To w
ich imeniu piszę tekst i komentarze o
pgg. Jak z nich wynika zdecydowana
ilość merytorycznych wypowiedzi jest
pod jego adresem bardzo krytyczna.
Dobrze by było aby decydenci rządowi
brali to pod uwagę. I oto chodzi moim
zdaniem w całej tej internetowej
dyskusji.
Brawo Panie POL ! To Pan trafił w
sedno. Właśnie chodzi o standardy,
które wracając do meritum sprawy,
wskazuje prof. Orion. Ale nawet przy
pomijaniu takich opinii uznanych
fachowców,to wspomniana przez Pan EU
zajmie się tym szybciej niż
komukolwiek się wydaje. I wtedy będzie
Polak jak zwykle mądry po szkodzie ale
tym razem górniczej, bo zarówno
obowiązująca ustawa pgg jak i projekt
nowelizacji niczego nie uzdrawiają a
już na pewno polskiego górnictwa i
wszystkiego co się wokół niego dzieje
!!! To trudne do zrozumienia przez
polskiego obywatela, ale to prawo ma
wyznaczać standardy, jasne i
obowiązujące wszystkich, zarówno
państwo jak i przedsiębiorcę
górniczego, zwłaszcza jeśli już
wkrótce będzie nim prywatny
właściciel a nie Skarb Państwa.
Coś mi się zdaje, że dyskusja zaczyna
przypominać niektóre spotkania w
maglu, widocznie ktoś uderzył w czyiś
czuły punkt. Ten AK to jakiś
prokurator, CBA czy IPN ? Osobiście
wolę iśc do kibla co spełnia
standardy EU niż nasze. Ludzie - a
prócz tego co to wszystko ma do
projektu ustawy. Chcecie nią zbawić
cały świat ?
Oczywiście ! Niech się Pan nie zniża,
tylko czemu nie odpowiedział Pan na
pytania? Jestem też ciekaw z jakiej to
szanownej pozycji musiałby się Pan
zniżyć do najbardziej ludzkich
argumentów i najprostszej ekonomii.
Argumenty leżą na hałdach, kopalnie
już nie fedrują w piątki i co dalej ?
Czy ktoś tak naprawdę przejmuje się
górnictwem w tym kraju ? Dlaczego
buduje się stutysięczne miasta na
węglu, zamyka najnowocześniejsze
kopalnie a kilka lat później oddaje
złoże czeskim przedsiębiorcom?
Rządowy projekt ustawy to zaproszenie
do legalnego rozboju prywatnego
przedsiębiorcy. Jak wygląda
odpowiedzialność Skarbu Państwa Pan
zapewne dobrze wie i jak przedstawia
się to w praktyce, chociażby roszczeń
odszkodowawczych. Oczywiście dobra to
taktyka omijać niewygodne pytania i
ośmieszać, ale może w końcu trzeba
się zniżyć żeby problem naprawdę
zrozumieć, bo z pozycji wysokich
stołków można tylko tworzyć
teoretyczne absurdy!
Miłych wakacji może w Kambodży, Panie
Euro ?
Panie euro! Po co Panu to wszystko
wiedzieć? Czy pan moze pomóc, czy
zaszkodzić? Znając zycie, obawiam
się, ze to ostatnie jest bardziej
prawdopodobne. Podałem kierunek
zainteresowania na Stowarzyszenie
Kierowników Ruchu Zakładu Górniczego.
Tam proszę zwrócić się o
szczegóły. Odnośnie toalety to
proszę przejrzeć załącznik do tekstu
prawa przepisów UE (tabelka) tam Pan
znajdzie toaletę. Czy zainteresowani
wykorzystali wszystkie mozliwosci
prawne? Nie i jeszcze raz nie, bo ich na
to ich nie stać aby wynajmować
najdroższych i sławnych adwokatów,
którzy mieliby może jakieś szanse w
tym starciu z Wysokim Sądem i
urzędnikami.
No właśnie, mniej demagogii. Bo do
poziomu dyskusji reprezentowanego przez
AK nie zamierzam się zniżać. Zero
argumentów. Jak się ich nie ma, to cel
uświęca środki.
A ponadto - chętnie się dowiem, który
artykuł propjektowanej ustawy określa
wymagania toalety górniczej. Chętnie
się dowiem również, w jakiej to
sprawie OUG W-w zastosował wykładnię
ministerialną prowadząc w rezultacie
do (jak sadzę) wadliwych sankcji
związanych z ruchem zakładu
górniczego. Pytanie tylko, czy
zainteresowani w ramach obrony
wykorzystali wszystkie dostępne im
środki prawne. Pewno nie, bo by o tym
było głosno. A przy okazji radzę coś
poczytać na temat zasady trójpodziału
władzy. Jest co czytać, bo ona ma już
ponad 200 lat i obrosła sporą
ilością komentarzy.
Przy okazji, wyjeżdżam na urlop i
żalem komunikuję, że przez pewien
czas będę poza zasięgiem internetu.
Nigdy i nigdzie nie twierdziłem, ze
projekt nie zawiera korzystnych
rozwiązań dla górnictwa i geologii.
Twierdziłem i twierdzę, że ustawa ta
jest źle skonstruowana i zawiera wiele
wręcz nonsensów(np. wyposażenie
przysłowiowej już europejskiej toalety
górniczej). Bardzo daleka jest ona od
wszelkich ideałów i standartów w tej
materii o czym wielokrotnie pisałem.
Odnośnie OUG we Wrocławiu, to
oczywiście, że nie wydaje on na ten
temat opinii lecz posługuje się
najbardziej absurdalnymi komentarzami
właśnie pochodzącymi z Ministerstwa
Środowiska i Głównego Geologa Kraju
oraz działającego w jego imieniu
Departamentu Geologii i Koncesji
Geologicznych. Jedni szaleńcy
wspierają drugich i tak toczy się ten
światek. Natomiast nadal jestem zdania,
że polscy przedsiębiorcy górniczy,
szczególnie w zakresie kopalin
pospolitych są przeciętnymi
obywatelami, którzy w ramach
zabezpieczenia się przed pozaprawnym
działaniem OUG we Wrocławiu chcieliby
znać całe to prawo, ale nie mają
żadnej na to szansy, aby dorównać
swoim prześladowcom, którzy nic nie
robią tylko wymyślają, którym
paragrafem w kogo uderzyć realizując
starą komunistyczną zasadę: dajcie mi
człowieka, a ja już na niego znajdę
paragraf Nie mówię już o tym, że są
za to doskonale opłacani. Proszę
zauważyć, ze nie jest przypadkiem, że
ci którzy tworzą to absurdalne prawo w
resorcie Głownego Geologa Kraju
jednocześnie nadzorują tych, którzy
przestrzegają jego wykonania. To
właśnie Wyższy Urząd Górniczy i
jego wrocławska filia w postaci OUG
też podlegają służbowo twórcy tego
prawa Głownemu Geologowi Kraju. Co Pan
na to, Panie euro? Czy tworzenie i
przestrzeganie prawa w jednym ręku nie
pachnie totalitaryzmem (demokratycznym z
nazwy, jak w PRL). Gdzie jest
trójpodział władzy na ustawodawczą,
wykonawczą i sądowniczą? Jest, ano w
teorii, w sloganach, w debatach
przedwyborczych...
Panie Euro!
Jestem bardzo ciekaw, z której strony
tej podkomisji Pan zasiada ? I w której
radzie nadzorczej spółki węglowej
zasiadał Pan wcześniej? Bo to jest
najistotniejsze. Niestety, całe lobby
górnicze każdą inicjatywę
działającą na korzyść
społeczeństwa, które chce gwarancji
bezpieczeństwa zapisanych w ustawie, a
wymuszającą od przedsiębiorcy
górniczego, rozumnych rozwiązań
traktuje za demagogię! Niech Pan
przeczyta ostatnią wydaną koncesję na
eksploatację węgla ! Inwestycja jak w
kraju trzeciego świata i to najlepszy
fachowiec w kraju wydaje takie decyzje,
który pracuje właśnie nad ustawą.
Mamy najdroższy węgiel i najbardziej
zniszczone środowisko i to wszystko
zgodnie z prawem ! Jak to może długo
jeszcze trwać? Czy Pan naprawdę nie
wie co czeka polskie górnictwo? Polecam
opinie prof. Antona Sroki I proszę tak
nie szafować znajomością ustawy, nie
Pan jeden ją przeczytał, a punkt
patrzenia zależy od punktu siedzenia.
Pan z Warszawy czy ze Śląska ?
No własnie, a tak ktoś to przed
chwilą wychwalał pod niebiosa
fachowość urzędów górniczych. Fakt,
ze wrocławski oug jest znany z
naddokładności. Wiem i nie muszę w
tej sprawie się z nikim kontaktować,
nawiasem mówiąc walczyłem z nimi i to
z sukcesem. To tak jak z tą blondunką,
która zapłaciła 202 sł za naprawę
samochodu, po 1 zł za uderzenie
młotkiem, po 100 zł żeby wiedzieć,
gdzie uderzyć. Przy okazji to jednak
nie chodziło o wykładnie ministra
środowiska, bo o ile wiadomo WUG swoich
nie publikuje.
A co do meritum, Panie Adamie to niech
Pan nie demonizuje, nawet jeżeli ta
całośc ma 1200 stron, to nadal
zapewniam Pana że dla przeciętnego
obywatela ta materia jest obojętna. Po
pierwsze, dzisiaj wcale całość
przepisów z tej branży wcale nie jest
bardziej skromna (niech Pan spróbuje
podliczyć), a po drugie - nawet jeżeli
odnieść to do górników i geologów -
nie ma takiego, kogo dotyczyłaby
całość, tj. 1200 stron. O ile się
mylę, proszę o dowód, że jest
inaczej.
Jeżeli zaś uważą Pan, że projekt
nie zawiera żądnych rozwiązań
korzystnych dla górnictwa i geologii,
to zapewne albo Pan nie przyczytał,
albo Pan nie rozumie, albo rozumieć nie
chce.
Rzeczowe podejście. To mi się podoba.
Nikt nie przewiduje, że przeciętny
obywatel ma przeczytać i zrozumieć
1200 stron tekstu. Drogi panie euro, a
kim jest przeciętny polski właściciel
piaskowni, zwirowni, glinianki itp., jak
nie przeciętnym obywatelem? Pan mówi,
ze prawo to nie dotyczy większości
obywateli, to pozór, bo z tego co wiem,
to produkowaną energię z węgla
kamiennego i brunatnego użytkują
prawie wszyscy obywatele RP, a prawo to
decyduje też o kosztach, opłatach itp.
warunkach finansowych, za które w
końcu właśnie oni zapłacą.
Rozumiem, że chodzi o ograniczenie
dyskusji do wąskiego grona rządowych
"specjalistów", którzy i tak
zadecydują o tym jak zechcą. Z tym im
gorzej tym lepiej to szczera prawda, bo
w tym obłędzie legislacyjnym,
rzeczywiście im gorzej dla rządowych
propozycji dławiących polskie
górnictwo tym lepiej dla górników i
inwestorów tego sektora. Odnośnie
sankcji karnych proszę zapoznać się z
postępowaniem wrocławskiego
Okręgowego Urzędu Górniczego, który
skarży do sądu wszystkich, którzy mu
podpadają na ogół ze skutkiem
"śmiertelnym" dla zakładów, które w
wyniku tych sankcji są zamykane. Sąd
np. daje wiarę fotografii prezentowanej
przez dyrektora tegoż urzędu, że
półka bezpieczeństwa w odkrywkowym
zakładzie górniczym została naruszona
o 5 cm, co ma być widoczne na
załączonej fotografii, na której nie
ma żadnej skali porównawczej, ale
skoro tak uważa urzędnik, sąd
podziela jego zdanie. Pisałem o tym na
łamach portalu nettg wspominając
"niekompetencję i pozaprawne działania
tego urzędu", na co rzeczniczka prasowa
WUG obiecała sprawę przeciwko mnie
skierować do sądu, bez dochodzenia,
czy mam rację, czy też nie. Proszę w
tej sprawie skontaktować się ze
Stowarzyszeniem Kierowników Ruchu
Zakładu Górniczego, którzy dysponują
dziesiątkami tego rodzaju faktów.
Skoro chętnie się Pan o tym dowie, to
teraz Pan już wie, więc czekam na
efekty. Pozdrawiam
Ludkowie roztomili,
Przede wszystkim nikt nie przewiduje,
że przeciętny obywatel ma przeczytać
i zrozumieć 1200 stron tekstu. Jak
wynika z tej dyskusji, to nawet ci co
uważają się za specjalistów tego nie
zrobili. To prawo w ogóle nie dotyczy
większości obywateli, więc po co
mają się nim zajmować. Odnoszę
wrażenie, że ktoś za wszelką cenę
szuka dziury w całym i nie jest
zainteresowany twórczymi zmianami,
tylko wykazaniem że im gorzej tym
lepiej. Co do tych rzekomo wiążących
wykłądni - chętnie dowiem się, kto z
powodu niezastosowania się do takowej
został obsypany sankcjami karnymi,
mandatami i plagami egipskimi. A co do
pojęcia strony i podmiotu na prawach
strony - to różnicę zna nawet
początkujący student administracji
kończącej się licencjatem. Co do
bezwartościowych propozycji zmian
wymagań dotyczących tzw. szkód
górniczych, to najlepszym dowodem są
propozycje zgłoszane na ostatnim
posiedzeniu speckomisji pracującej nad
wiadomym projektem. Są one doskonałym
dowodem tego, że ich PT Autorzy
zupełnie nie znają obowiązującego
stanu prawnego i niepotrzebnie
wywarzają otwarte drzwi. Fakt, że w
projekcie nie ma rozdziału (lub tp.)o
szkodach sąsiedzkich nie świadczy o
tym, że ich tam nie uregulowano,
warunek jest tylko jeden - dobrze
byłoby wiedzieć,na czym polega istota
tych stosunków sąsiedzkich, a tego bez
wiedzy z zakresu prawa cywilnego
niestety "nie razbieriosz". Chętnie
się dowiem, co to za cegła prawnicza
"odpowiedzialność za szkody komentarze
prawne" bo chociaż trochę się tym
interesuję, to nie spotkałem się z
opracowaniem o takim tytule Który
przepis dzisiejszego prgg przewiduje że
postępowanie sadowe toczy się na
korzyść podmiotu gospodarczego ?
Hibiskusowi gratuluję zdolności
przewidywania, ale zaręczam żę ten
komu nie są obce podstawowe
rozwiązania polskiego systemu prawa bez
trudu zrozumie istotę projektowanych
zmian (chyba że nie chce zrozumieć
albo ta podstawowa wiedza z zakresu
prawa jest mu obca). Demokracja ma
swoje prawa, ale to absolutnie nie
oznacza, że wszyscy mają rację, nie
da się tak zaprojektować omawianych
rozwiązań by zadowolić każdego. Adam
M. jednak podcina gałąź, na której
siedzi, bo przyznaje, że wykładnie
ministerialne nie są wiążące, ale
jednak uważa, że jest przez nie
tyranizowany przez dyktatorów
urzędników. Wie, że te wykładnie są
kontrolowane przez sądy, ale sądy też
mu się nie podobają bo się nie
znają.
A wszystko ma swoje podłoże w tzw.
inżynierskiej technice pisania,
rozumienia i stosowania prawa. Mieliśmy
przed laty efekt takich działań, co
prawda te przepisy już nie
obowiązują, ale do dzisiaj pijemy piwo
nawarzone przez amatorów którzy
tworzyli nowele do prg i pgeol z 1991 r.
Ludzie, mniej emocji, mniej demagogii i
taniego populizmu, a przynajmniej
trochę rzeczowego podejścia.
Proszę zwrócić uwagę na to kto
przedkłada tego rodzaju projekty prawa?
Ano rząd, a rząd to urzędnicy, czy w
Polsce są tylko urzędnicy? Czy tylko
tak jak w czasach PRL oni na wszyskim
się zanją? Jak się na tym znają
pokazuje właśnie ich kuriozalne
dzieło. Dlaczego nie chcą, poza
dobranymi jednostkami pracować nad tym
prawem z środowiskami zawodowymi
(uczelnie, związki zawodowe,
stowarzyszenia) dlaczego wszystkich
mają w pogardzie i narzucają im za
wszelką cenę swoją wolę,
zasłaniając się demokratycznym
mandatem Sejmu? Tu rodzi się też
pytanie natury bardziej ogólnej. Czy
demokracja formalna może wspierać i
torować drogę dyktaturze urzędników,
którzy działąją nie wiadomo w czyim
interesie? Bo na pewno nie w interesie
przeciętnego obywatela RP, który nie
jest w stanie nawet przeczytać i
zrozumiec te prawie 1200 stron tekstu.
To już przerabialiśmy, że prawo było
tak skonstruowane, że zawsze kogo się
chciało mozna było oskarżyć i
skazać. Czy to ma być powtórka z
"rozrywki"?
Komentator "euro" jest bardzo pewny
siebie. Ja też przeczytałam cały
projekt wraz z opisem. Jest tam sporo
niepotrzebnych powtórzeń i
uszczegółowień. Jeśli takie są
zasady procedowania to niech tak
zostanie ale w odniesieniu do wszystkich
podmiotów.
Nieprawdą jest, że " nie ma bowiem
jakichkolwiek racjonalnych podstaw by
omawiane szkody były naprawiane wedle
innych zasad niż zwykłę szkody (np.
przemysłowe), w dodatku wedle innych
zasad procesowych". Ależ są inaczej
nie rodziłyby sie jak grzyby po deszczu
instrukcje ITB zresztą na zamówienie
GIG ani takie cegły prawnicze jak
"odpowiedzialność za szkody komentarze
prawne" czy "Ochrona obiektów
budowlanych na terenach górniczych"
wydana prez GIG. W książce tej można
znaleźć wiele przyczynków do tego,
że jest to inna specyfika naprawy,
korzystania i użytkowania obiektów nie
tylko mieszkalnych.
Euro pisze - "pomysły komitetów
obywatelskich dotyczące zmian w
zakresie tzw. szkód górniczych mają
charakter poetyckich fantazji,
całkowicie oderwanych od elementarnych
zasad prawa ukształtowanych już dawno
temu; nie ma bowiem jakichkolwiek
racjonalnych podstaw by omawiane szkody
były naprawiane wedle innych zasad niż
zwykłę szkody (np. przemysłowe), w
dodatku wedle innych zasad procesowych;
a jak ktoś twierdzi że z projektu
wyleciały stosunki sąsiedzkie - to
zapewne nie wie o co w nich chodziło i
projektu w ogóle nie czytał;" - Ten
zapis demaskuje pisząca osobę. Skoro
ma taką wiedzę to nie posiadł jej z
czytania projektu ustawy tylko z
zasiadania w gremiach ustawodawczych! A
aktualny nagłówek działu VII jest
jednak bez stosunków sąsiedzkich. Do
tego w zamieszaniu zapomniano kto jest
szkodzącym a kto poszkodowanym i jakie
sa prawa a jakie obowiązki tych
podmiotów. Pomnięto też zapis, że
postępowanie sądowe ma sie toczyć na
koszt podmiotu gospodarczego.
Przypadkiem?????
Ewidentnie neikorzystnie potraktowano w
zapisach ustawy właścicieli
nieruchomości na powierzchni
ograniczając ich prawo własności i
nie dając nic w zamian prócz
możliwości kopania się z koniem.
Dalej Euro pisze "pod warunkiem jednak,
że wiemy, co to znaczy "mieć prawa
strony" i czym się to różni od "być
stroną"." no właśnie a Euro jest tu
na której pozycji?.
OK. Jednomandatowe okręgi wyborcze to
pomysł, promocja i działania w skali
kraju prof. Jerzego Przystawy z
Wrocławia. Jego program przedstawiałem
chyba rok temu w legnickim dodatku do
"Niedzieli". Wydaje mi się, ze można
go jeszcze znaleźć na stronach
internetowych, również pod moim
nazwiskiem. Niestety, program ten jest
manipulowany przez polityków, którzy
chcąc pozyskać znaczące srodowisko
obiecują jego realizację przed
wyborami, a po wyborach dalej sa za, a
nawet przeciw. Manewr ten do znudzenia
powtarzają obie główne partie PO i
PiS zawsze z tym samym negatywnym
skutkiem.
Panie Adamie ! Nie bede sie wypowiadal w
sprawie projektu ustawy tylko chce sie
zapytac o nastepujaca rzecz : U nas w
Kanadzie, a w zasasdzie podobne sprawy
sa w gestii prowincji, czyli w
Ontario,kazdy smiertelnik ma prawo
przyjsc do parlamentu na pewnym etapie
opracowywania danej ustawy i zabrac
glos, wypunktowac braki, etc....Inna
sprawa, ze u nas ( w Kanadzie ) sa
jednomandatowe okregi wyborcze i w
takiej sprawie idzie sie do swojego
posla w swoim okregu i juz psim
obowiazkiem
tego posla jest wszystko zorganizowac i
ulatwic bo posel odpowiada u nas przed
elektoratem, i tylko przed
elektoratem....Ja bym polaczyl ten
problem z postulatem zmiany ordynacji
wyborczej na JOW.....
Całkowicie zgadzam się z wszystkimi
uwagami zawartymi w notatce euro, nie
mniej chciałem jednak zwrócić uwagę
na to, ze ministerstwo swoje wyjasnienia
uważa za prawnie wiążące. I o takie
komentarze mi chodziło. Mozna je
ignorowac, tylko, ze wtedy wszystkie
organa karne RP rzucają się na mnie
jak na ofiarę zasypując mandatami,
wyrokami itp. Tu jestem przegrany, bo
kopanie się z koniem nie nalezy do
przyjemnosci, a już stare przysłowie
mówi, ze "Non Herkules contra plures"
Nie moga byc one wiążace dla sądu.
Nie mogą, ale są. Proszę zauważyć,
że sądy w Polsce są całkowicie
niezalezne równiez od prawa, logiki i
faktów. Zasadniczo im wyższa ranga
państwowej instytucji w sądzie, tym na
ogół łatwiej sąd jej przyznaje
rację nie usiłując nawet dochodzić
prawdy, bo po pierwsze nie zna się na
specyfice prac górniczych, a po drugie
idzie na bezpieczną łatwiznę dając
wiarę wyższej randze administracyjnej.
Tak to wyglada w większości
przypadków. Sejm i reprezentujacy go
Marszałek moga uchwalić, co im się
podoba. Pytanie o upoważnienie
Marszałka to oczywiście czysta teoria
użyta tylko do celów retorycznych, aby
wykazać ministerialnemu urzędnikowi
jego jawnie bezprawne działanie. W
polsce zapomina się o tym, ze urzednik
nie jest powołany do komentowania i
wyjasniania prawa, on jet powołany do
jego wykonywania. Wszelkie zas
niejasnosci moga rozstrzygac sądy lub
akceptowane przez obie strony
specjalistyczne uczelnie górnicze,
geologiczne, surowcowe itp. Tak sie
dzieje we wszystkich cywilizowanych
krajach Europy i świata. Urzędnik nie
moze być tak jak jest to u nas
wszechmocnym tyranem, który jest
wykonawca prawa oraz równoczesnie jego
jedynym i wiążacym interpretatorem.
Mam pewną przewagę nad pozostałymi,
bo przeczytałem cały projekt i chyba
wiem, o co w nim chodzi. Niestety,
więkoszość zabiera głos w myśl
zasady sąd sądem, ale sprawiedliwość
musi być po naszej stronie. Przykro to
mówić, ale najwięcej zacietrzewienia
i niezrozumienia jest po stronie tych,
którzy głoszą prawdy objawione z
zakresu prawa przeważnie będące
jednak bzdurami. I tak wykładnie na
stronach internetowych ministra są
wyłącznie wyrazem stanowiska tego, kto
je podpisał i dla sądu wiążące nie
są i być nie mogą, a jeśli ktoś
uważa, że to jednak wykładnia
wiążąca, to pewnie z prawem dużo
wspólnego nie miał, Marszałęk Sejmu
z tym nic wspólnego nie ma; opłata
eksploatacyjna w świetle prawa
polskiego jest rodzajem opłaty za
korzystanie ze środowiska bez względu
na to, czy się to komuś podoba czy
nie, a zatem rozsądek podpowiada by to
zunifikować choćby częściowo;
podatek od podziemnej infrastruktury
górniczej należy się gminom jak wół
do karety, pytanie zresztą ile gmin
góniczych go otrzymuje (na zdrowy rozum
- co ma podatek od nieruchomości z
opodatkowaniem czegoś, co z
nieruchomością w znaczeniu przyjętym
przez prawo nie ma nic wspólnego,
nawiasem mówiąc dziw że ta
"jednoznaczna" ustawa o podatkach i
opłatach lokalnych jeszcze nie została
zaskarzona do Trybunału
Konstytucyjnego, bo w odniesieniu do
podatku od nieruchomości nie spełnia
elementarnych wymagań Konstytucji;
pomysły komitetów obywatelskich
dotyczące zmian w zakresie tzw. szkód
górniczych mają charakter poetyckich
fantazji, całkowicie oderwanych od
elementarnych zasad prawa
ukształtowanych już dawno temu; nie ma
bowiem jakichkolwiek racjonalnych
podstaw by omawiane szkody były
naprawiane wedle innych zasad niż
zwykłę szkody (np. przemysłowe), w
dodatku wedle innych zasad procesowych;
a jak ktoś twierdzi że z projektu
wyleciały stosunki sąsiedzkie - to
zapewne nie wie o co w nich chodziło i
projektu w ogóle nie czytał; to, że w
obecnym prgg gmina ma prawa strony w
sprawach dotyczących opłaty
eksploatacyjnej jest właśnie
najlepszym dowodem na to, że gmina w
tych sprawach nie ma żadnego własnego
interesu prawnego (pod warunkiem jednak,
że wiemy, co to znaczy "mieć prawa
strony" i czym się to różni od "być
stroną". Faktycznie definicja kopaliny
wydobytej jest niestrawna i zbędna, ale
czytałem że nie jest ona pomysłem
resortu, ale głównego komsumenta
wpływów z opłat eksploatacyjnych.
Standardy konstytucyjne są niestety
takie, że to to dawniej zamieszczano w
rozporzadzeniu, dzisiaj często musi
być w ustawie. A kto tego nie wie, no
to trudno. Nie wszyscy muszą wiedzieć
wszystko.
Trzimta sie chopy !
Od dłuzszego czasu "praktykuję" w
szkodach górniczych. Nowy projekt
przeczytałam głównie pod tym kątem.
Rację mają ci, którzy piszą, że w
Ustawie znalazły się tematy, które
powinny być uregulowane w
rozporządzeniach. Są i takie których
wogóle brakuje np. definicje
specjalistyczne, profilaktyka
bezpieczeństwa powierzchni. Zestawiłam
tylko przepisy dotyczące
odpowiedzialności ze szkody (stosunki
sasiedzkie zniknęły, pewnie się źle
kojarzyły). Obszerność materiału nie
pozwala na zamieszczenie go w
komentarzu. Rzecz w tym, że przy
ułatwieniach działalności górniczej
skomplikowana została i tak już trudna
dla poszkodowanych sytuacja dochodzenia
roszczeń. Kosmetyka jest pozorna.
Przedstawiane przez społeczne komitety
problemy są lekceważone głownie pzrez
liczne gremia górnicze gdyż nie są
zgodne z "intencją ustawodawcy" a
intencja została dość dokładnie
wyartykułowana w opisie do projektu.
Ułatwić gospodarcze wydobycie!
Zainteresowanych proszę o kontakt
hibiskus3@o2 pl
Nie trzeba sypać głowy popiołem tylko
korzystać z materiałów sejmowych, bo
te i tylko te są podstawą do
prowadzonej dyskusji. Nie sądzę aby
strony internetowe Sejmu RP były
specjalnie fałszowane w sprawie akurat
druku 1696. Pan JAK opiera sie na innych
materiałach niz te, które rozpatruje
Sejm RP i dlatego nie możemy się
porozumieć. Proszę o dyskusję nad
materiałami zawartymi na podanych
stronach internetowych Sejmu RP, a nie
nad dowolnie kompilownymi tekstami!
Chyba posypię głowę POPIOŁEM! Mam
przed sobą: projekt ustawy = 122 strony
+ 18 stron (UZASADNIENIE)+ 10 stron
(OCENA SKUTKÓW REGULACJI) + 82 strony
(TABELE UNIJNYCH IMPLEMENTACJI) + 1
strona (ZGODNOŚĆ Z PRAWEM UNIJNYM). Do
tego Cd. druku nr 1696, który ma 461
stron! Najwyraźniej czegoś NIE MAM -
przepraszam SPRAWDZĘ! Mam za to więcej
szczęścia bo nikt mnie nie straszy,
że wylecę z PRACY! Przed laty jeden
"mądry" sugerował, że mam małe
dzieci, ale nic to nie dało... Panie
Adamie - naprawdę nie ilość jest
ważna, a zła wiara, że WŁADZA
wszystko może i że parlamentarzystom
NIE ZALEŻY na dobrym prawie. Niech Pan
Panie Adamie powie, że jest
dziennikarzem to SKOŃCZY SIĘ
DOPYTYWANIE (Panie legislatorki znają
prawo prasowe!). Pozdrawiam.
Panie JAK, jak Pan liczy te strony?
Proszę otworzyć w wyszukiwarce Prace
Sejmu, dalej Projekty ustaw i tam pod Lp
105, Druk 1696 otworzyć rubrykę "Prawo
geologiczne i górnicze" i sprawdzić
ilość stron załączonych tam
dokumentów. Podaję wykaz:
Projekty ustaw - 230 stron
Tom I Przepisy wykonawcze - 472 strony
Tom II Przepisy wykonawcze - 456 stron
Razem 1158 stron
Odnośnie opinii legislatorek opowiem o
tym, ze zamieszczają one na stronach
ministerstwa środowiska obowiązującą
wykładnię prawa geologicznego i
górniczego. Pozwoliłem sobie zapytac
je: czy maja do tego upoważnienie
Marszałka Sejmu RP. Bo tylko ten, kto
uchwala prawo, ten ma moc w sposób
wiążący je wykładać. A panie
legislatorki nie mają uprawnień Sejmu
RP, co uznałem za naduzycie przez nie
prawa. Na to Pani chytrze zapytała:
gdzie Pan pracuje? ( W domyśle już ja
Pana wyleję z tej pracy na zbity ...).
Tak tworzy i interpretuje się w Polsce
prawo.
Ustawa budzi wiele kontrowersji i
pytań:
- dlaczego definicja kopaliny wydobytej
- stanowiacej podstawę opodatkowania
opłatą eksploatacyjną -
jest niejednoznaczna?
- dlaczego ustawa - w/g Głównego
Geologa Kraju - ustawa techniczna
wprowadza zmiany w podatku od obiektów
budowlanych zakładu górniczego, które
są jasno i czytelnie określone w
ustawach podatkowych?
Dlaczego ww. zmiany wprowadzone zostały
przez Stały Komitet Rady Ministrów
już po uzgodnieniach z samorządami, po
uzgodnieniach międzyresortowych i po
przyjęciu projektu ustawy przez Komitet
Ekonomiczny Rady Ministrów?
- dlaczego w projekcie ustawy odbiera
się samorządom nabyte z mocy ustawy
kompetencyjnej prawa strony w sprawach
opłat eksploatacyjnych?
- dlaczego zmienia się terminy
płatności opłat eksploatacyjnych
stanowiących dochody własne gmin z 4 x
w roku do 2 x w roku ? Co to ma
wspólnego z opłatami środowiskowymi
stanowiacymi fundusze celowe? a tak to
jest tłumaczone w uzasadnieniu przez
Głównego Geologa Kraju.
Ile jeszcze należy postawić pytań aby
uznać że projekt ustawy wymaga wiele
istotnych zmian, a podstawowe z nich:
musi być zgodny z Konstytucją RP, z
obowiązującymi ustawami np. o
swobodzie działalności gospodarczej,
ordynacja podatkowa, o opłatach i
podatkach lokalnych, z wyrokami
sądowymi i z wyrokami Trybunału
Konstytucyjnego !
Chyba jednak trochę mają rację ci, co
twierdzą, że głównym źródłem
nieporozumień jest niezrozumienie
(chęć niezrozumienia)projektu. To
prawda że NOBODY IS PERFECT, ale
naprawdę ten, kto zna realia prawne
funkcjonowania górnictwa i geologii,
znajdzie tam dużo bardzo korzystnych
rozwiązań. A ich brak dzisiaj stwarza
mnóstwo kłopotów i kopalniom, i
organom administracj. Nie fetyszyzujmy
urzędów góniczych (i tego
najwyższego), ale chociaż przepisy
znają, to przeważnie ich nie
rozumieją, a prócz tego - urząd
górniczy zawsze ma rację, w razie
wątpliwości patrz jak wyżej (idę o
zakład - skrzynka Johny Walber Blue
Label). Prawda jest zresztą taka, że o
ile mi wiadomo, szkolenia na uprawnienia
(z zakresu prgg) prowadzą technicy.
Ten, kto żałuje komisji do spraw
szkód góniczych pewno nie wie, że one
plus przepisy o szkodach górniczych (z
1953) doprowadziły do degradacji
środowiska zwłąszcza na GÓRNYM
SLĄSKU, nie opłacało się zapobiegać
szkodzie, lepiej było zaczekać aż
się zawali i zapłacić zryczałtowane
odszkodowanie znacznie niższe niż
szkoda. A może ktoś wreszcie
sprowokuje jakąś dyskusję z udziałem
specjalistów z zakresu tego prawa ?
Pani Mierniczemu ku rozwadze - podziemne
bezzbiornikowe prowadzisię od lat
(ostatnio nawet się paliło),
składowanie - skromnie bo skromnie, ale
też. Czy jest bardziej bezpieczny
sposób unieszkodliwienia niektórych
odpadów, np. promieniotwórczych
(zalecam zainteresować się, co w
istocie w Polsce się z nimi dzieje).
Tuż Pyrsk Chopy !
Ponad 1000 stron tego prawa wraz
załącznikami to nie jest slogan, to
można znaleźć na stronach
internetowych Sejmu RP i sobie
policzyć! Do tysiąca bez badań
Malinowskiego umiem liczyć. Zgadzam
się, że najważniejsze jest
jakościowe oddziaływanie,logika
myśli, duch i ltera prawa oraz język.
Wszystkie te postulaty najlepiej
spełnia zwięzła i krótka jego
formuła. Jeżeli chodzi o logikę to
mam pytanie, czy np. potrzebne jest
prawny opis wyposażenia toalety
górniczej, co zawarte jest m in. w
jednym z załączników do tego prawa,
nad którym debatuje Sejm RP. Czy Sejm
RP nie ma poważniejszych tematów do
dyskusji?
W naszej wymianie poglądów utrwalił
się SLOGAN: "ponad 1000 stron prawa"!
Ma to mieć WYDŹWIĘK NEGATYWNY.
Andrzej Malinowski (źródło:
"Systematyka wewnętrzna ustawy") zadał
sobie trud przeliczenia SŁÓW 651 ustaw
z lat 2001 - 2005 i otrzymał
następujące wyniki: *średnia
objętość 7108 słów (ok. 24 stron),
*minimum 48 słów, *maksimum 85807
słów, *pierwszy kwartyl 1655 słów,
*mediana 3900 słów, *trzeci kwartyl
7971 słów, *odchylenie standardowe
6058 słów. Wśród analizowanych
tekstów był tekst jednolity (2005 r.)
"starej" ustawy prawo geologiczne i
górnicze! Celowo przytaczam fragment
badań Malinowskiego bo w USTAWIE ważne
jest jej jakościowe oddziaływanie,
logika myśli, duch i litera prawa oraz
język. To SZWANKUJE w kompilacji nowego
tekstu "J-J".
P.S. Tak jak Pan Adam napisał, ranga
WUG w ostatnich latach drastycznie
zmalała a to jest wina dotychczasowych
rządów. Podejmowanie takich decyzji
idzie w złym kierunku.
Zgadzam się z Panem Adamem, że PGG
wraz z rozporządzeniami jest zbyt
obszerne. Zdając odpowiednie egzaminy w
OUG i WUG napotykałem na szereg
niezrozumiałych dla mnie zapisów. Dla
większości osób (jak nie dla 100%)
czytających ustawę PGG czyta się
tekst, którego w większości się nie
rozumie. To nie jest dobry język
polskiego prawa, powinien być bardziej
przejrzysty i prosty w czytaniu.
Pojęcia "bezzbiornikowe magazynowanie
substancji w górotworze, składowanie
odpadów w górotworze" nie mają
praktycznego zastosowania do dnia
dzisiejszego - chyba że sytuacja
uległa zmianie w ostatnich dniach. Nie
wiadomo jak je praktycznie
interpretować. Nawet jak próbowałem
czytać komentarz do ustawy Pana
Aleksandra Lipińskiego i Ryszarda
Mikosza odstawiłem go na półkę po
kilku przeczytanych stronach.
Ciekawe czy Panowie w Warszawie zdają
sobie sprawę jaki powstał bałagan po
wprowadzeniu w 1994 roku ustawy i
zlikwidowaniu komisji szkód
górniczych? Do tego wszystkiego
doszedł zapis art. 53 PGG "Dla terenu
górniczego sporządza się miejscowy
plan zagospodarowania przestrzennego
..."
Panowie, zapytajcie się poczciwego
górnika tj. osób dozoru ruchu
(śreniego, wyższego), KRZG i innych
poczciwych osób co sądzą na temat
ustawy zasadniczej i rozporządzeń
które ich dotyczą w zakładzie
górniczym? Jak się przepisy
sprawdzają w praktyce, bo to jest chyba
najważniejsza istota sprawy?
Zgadzam się z rolą Wyższego Urzędu
Górniczego w tworzeniu tego prawa.
Tylko prawda jest taka, że WUG wraz z
całym górnictwem został poddany
daleko idącej degradacji swojego
znaczenia. Kiedyś bezpośrednio
podlegał Sejmowi RP, a potem
premierowi, a na końcu ministrowi
gospodarki. Teraz podlega on
ministerstwu środowiska(!!!) i nawet
nie ma tu rangi departamentu, a jego
zwierzchnikiem jest twórca tego przawa
Główny Geolog Kraju. W tej sytuacji o
roli WUG w tworzeniu prawa można
zapomnieć. Odnośnie dobrego prawa, to
według klasyki rzymskiej winno być ono
krótkie, zwięzłe i konkretne. Na tych
zasadach prawo rzymskie funkcjonowało
ok. 2000 lat, zaś prawo geeologiczne i
górnicze tylko 14.
Dobre prawo to nie takie które wszystko
zapisuje, takie prawo jest totalitarne,
a tego chyba nikt nie chce. Ponad 1000
stron prawa to dla totalitarystów jest
dobre prawo, ale nie dla ludzi i
państwa w nim żyjących. Nigdzie na
świecie takiego prawa geologicznego i
górniczego nie ma. Obecny projekt w
całej rozciągłości zasługuje na
wpisanie do księgi rekordów
Guinnessa.
Moim zdaniem projekt PGG jest oparty na
obecnej ustawie i próbuje się go
uchwalić na chama przez rządy PO-PSL.
Prawda jest taka, że ludzie w Warszawie
nie mają pojęcia o funkcjonowaniu
zakładów górniczych w praktyce. Wg
mojej opinii prawo powinno się
konsultować w 95% z urzędnikami WUG.
To są na prawdę kompetentne osoby z
dużym doświadczeniem zawodowym,
znający prawo "na wylot". To jest na
prawdę instytucja niezależna o
ogromnym zaufaniu, która doskonale wie
co zmienić w PGG.
Pozdrawiam praktykujący mierniczy
górniczy
Do Adama Maksymowicza: 233 + 460 = 693!
jeżeli odjąć od tego uzasadnienia -
ocenę skutków regulacji - "tabele
unijne" oraz "towarzyszące" druki to
będzie jeszcze mniej. Nie ma to
znaczenia bo chodzi nie o ilość
(stron!), a o JAKOŚĆ PRAWA. To co
"zaprezentowano" nazwałem "kąśliwie"
nowym tekstem "Jezierskiego-Jędryska"
("J-J" kompilacja!). POL4109 szczerze
pisze, że prawo stanowi WŁADZA. Myli
się tylko w tym, że władza chce mieć
prawo "swoje", a nie prawo DOBRE. "Lipa"
to problem, a WŁADZA (myśląca - taka
jest!) problemów geologicznych nie
potrzebuje. "J-J" kompilacja nie jest
ani SWOJA - ani DOBRA dla WŁADZY.
Posłowie geolodzy (Rzymełka i Tomaka)
należą do Platformy Obywatelskiej -
posłowie górnicy również do innych
OPCJI. KIBICÓW jest jeszcze więcej -
"zadymiarzy" brak...
Pamiętam, ze stare prawo górnicze
komentował Płodowski i przyznaję, że
jak na temte czasy było ono doskonałe.
Onośnie 1000 stron, to w omawianej
opinii moim zdaniem zaniżono tę
objętości. Jest mi bardzo niezręcznie
powoływać się na moje teksty w tej
sprawie , również publikowane na tych
łamach jak np. "Pochwała prawa
geologicznego i górniczego" oraz na
"Prawo patrz", gdzie ustosunkowałem
się do wielu poruszonych tu kwestii,
dlatego nie chcę ich powtarzać. O ile
pamiętam, Czytelnicy zgodzili się z
moimi opiniami w tej sprawie nie
zamieszczając żadnego do nich
komentarza.
Ad. Iserson. Sięgnąłem po rozdział
III: "Szkody powstałe wskutek robót
górniczych". Rzeczywiście SZKODĘ
GÓRNICZĄ definiuje "anonimowy
ustawodawca" (art 41.1 - 1953.*prawo
górnicze tekst jednolity.). Nie zmienia
to faktu, że w 1994.w dziale V:
"Stosunki sąsiedzkie i
odpowiedzialność za szkody" inny
"anonimowy ustawodawca" SZKODY
GÓRNICZEJ już nie definiuje. Brak
ustawowej definicji SZKODY GÓRNICZEJ
był podejmowany podczas prac nad
projektem nowego tekstu
"Jezierski-Jędrysek" (dalej będę
pisał "J-J") i "wrzucany" jest teraz do
dyskusji-poprawek ponownie w PODKOMISJI.
Nowe teksty (1994. i 2008.) zawsze "coś
gubiły" z tekstów wcześniejszych.
Przy braku wskazań - dlaczego tak się
dzieje POWSTAJĄ WĄTPLIWOŚCI! Proszę
o "linki" bądź inne źródła OPINII,
które są mniej KRYTYCZNE.
Niestety to cytat z A.M. "Sam fakt
zamówienia opinii krytycznej...". To,
co pisał prof. Iserzon w encyklopedii
prawa to w istocie tylko cytaty z
przepisów. Komentarze do prawa
górniczego (1953) i geologicznego
(1960) pisali oraz komentowali
instytucje tych praw całkiem inni
ludzie.
Między wierszami naszych skrótowych -
internetowych uwag "czai się" sugestia,
że projektu Prawa geologicznego i
górniczego wraz z projektami aktów
wykonawczych nie można w całości
przeczytać. Gdyby tak było - to
CZYTANIE ZE ZROZUMIENIEM miałoby
charakter FRAGMENTARYCZNY! Dla
ścisłości podaję: *Druk nr 1696 to
233 strony, *Cd druku 1696 to 461 stron,
*Jednolity tekst... 2005 r. to 86 stron,
*Jednolity tekst dekretu... 1953 r.
prawo górnicze to stron 13, *... 1954
r. o urzędach górniczych 2 strony,*...
1960 r. 5 stron. Tak czy inaczej te
"ponad tysiąc stron" jest
przybliżeniem, które wpadło w "ciąg
samopowielania". Bardzo chętnie poznam
OPINIE POZYTYWNE. Sugestie, że OPINIE
KRYTYCZNE są zamawiane, a POZYTYWNE nie
przypominają mi dawne czasy, w których
opinii krytycznych nie było, a
"antypartyjne krytykanctwo" piętnowano
SŁUSZNIE i od razu. Co do Emanuela
Iserzona to powszechnie jest znany jego
komentarz do haseł -*prawo geologiczne
oraz *prawo górnicze w encyklopedii
"Prawo na co dzień", a materiały
niepublikowane (jeden Bóg wie gdzie
się podziały?).
Nie są mi znane publikacje prof.
Iserzona o prawie geologicznym z 1960, a
w prawie górniczym z 1953 też jego
wkładu nie było. A jezeli ktoś zna
jedno i drugie, chętnie o tym
usłyszę.
Smutna prawda bez względu na to czy
komuś sie podoba czy nie polega na
tym,że prawo stanowi ten, kto ma
władzę. Tak było, jest i bedzie w
każdym państwie, bez względu na to,
jakie ono jest - demokratyuczne,
totalitarne czy jakieś inne. Żal mi
Adama H., ale z jego ostatniego tekstu
wyraźnie wynika, że najwyższy organ
państwa zamówił opinie krytyczną.
Nie opinię, lecz opinię krytyczną.
Dalsze komentowanie jest zbyteczne. A
przy okazji skoro tenże narzeka, że
tekst projektu to ponad 1000 stron i kto
to przeczyta, to widocznie też nie
przeczytał. A jeżeli Adam M. wytyka
ministerialne partactwo, to chętnie
się dowiem, na czym ono polega. Jest
tylko jeden warunek wszelkiej dyskusji -
rzeczowa, bez demagogii, oparta na
faktach, znajomości materii i bez
pogoni za tanią sensacją opartą na
założeniu że im gorzej tym lepiej.
Emanuel Iserzon zajmował się analizą
prawa geologicznego (ustawa - 1960.) i
komentował prawo górnicze po jego
nowelizacji (również - 1960.). W tym
samym czasie powstał też jednolity
tekst dekretu (1954.) o urzędach
górniczych.
"Socjalistyczny gorset" krępował wtedy
prawo, ale kultura i wiedza prawna
Iserzona ukształtowała się przed
wojną, a "stary" lewicowy
światopogląd pomagał raczej niż
szkodził w tamtej rzeczywistości.
Co to znaczy "gonić za tanią
sensacją"? Czy uzasadniona krytyka
ministerialnego partactwa, to "tania
krytyka"? Skąd POL4109 wie, co kto
rozumie, a kto czego nierozumie?
Co to znaczy rozmijać się z "lierą
prawa". Fakt, że kiedy pracowałem
zawodowo w branży górniczej wiele
moich materiałów musiało ukazywać
się pod psudonimami, gdyż już samo
powołanie się na ich treść było
kwitowane zapytaniem "gdzie pan
pracuje?". Otóż system tworzenia prawa
po 1989 roku, nie tyle mija się z jego
mityczną "literą", ile jest
kontynuacją totalnej praktyki z czasów
PRL, polegajacej na tym, że rację ma
ten, kto ma władzę. Czas najwyższy
zmienić te obyczaje i w tym kierunku
zmierza również omawiana opinia. Sam
fakt zamówienia krtycznej opinii przez
przedstawiciela najwyższego organu
państwowego stanowiacego prawo, w
imieniu którego wystapiło Biuro Analiz
Sejmowych, jest faktem niezmiernie
pozytywnym, świadczącym o jego
niezalezności i dążności do
tworzenia dobrego, sensownego i
krótkiego prawa. Tu przypomnę, że
omowiana ustawa wraz z załącznikami
liczy sobie ok. 1000 stron. Kto to
zapamięta? Kto jest w stanie
przeczytać i choćby sie z tym jako
tako zapoznać? Ta wersja jest tworem
całkowicie nowym, o czym wielokrotnie
przekonywał w swoich wywiadach dla
prasy obecny Główny geolog Kraju.
No właśnie. Większość znanych mi
komentarzy w gazetach codziennych i
tygodnikach w przeważającej mierze
goni za tanią sensacją i rozmija się
z literą prawa. Nie podważając
kompetencji b. GGK w zakresie geologii
śmiem jednak twierdzić, że niewiele
zrozumiał on z projektu, który swego
czasu firmował. Inżynierska technika
pisania i stosowania prawa niestety
przeważnie powoduje więcej szkody,
niż pożytku. A co do definicji szkody
górniczej - to o ile mi wiadomo nie
jest ona autorstwa prof. Izerzona, a co
do swej przyczyny czy podstawy
obowiązku jej naprawienia taka szkoda
niczym nie różni się od typowych
szkód przemysłowych. Wręcz
przeciwnie, często można tę "szkodę
górniczą" zawczasu przewidzieć. To,
co było w pr g.1953 na temat szkód
górniczych, tj. oderwanie tej
odpowiedzialności od zasad prawa
cywilnego, było celowym zabiegiem,
który miał na celu ograniczenie
odpowiedzialności przedsiębiorstwa za
te szkody, tyle że spowodowało to
dewastację środowiska, która będzie
odczuwalna jeszcze przez wiele lat.
Od kilku lat piszę komentarze na temat
prawa geologicznego i górniczego,
które były publikowane w mediach
zajmujących się zawodowo tym tematem.
Przyznaję, że były one zawsze mniej
lub bardziej krytyczne, dlatego nie
mogę zgodzić się z opinią, że
"najwięcej uwag mają ci, którzy z
tego nic nie rozumieją albo rozumieć
nie chcą". Przecież np. lekarze,
również aktorzy i inne zawody dalekie
od górnictwa nie zabierają głosu na
ten temat.
Na przełomie 50./60. lat Emanuel
Iserzon (używający też przejściowo
nazwiska Wilczewski) - prawnik -
(1893-1985.) w poniższy sposób
zdefiniował szkodę górniczą: "[...]
Szkoda powstała wskutek robót
górniczych w nieruchomości, budynku
lub innej składowej części
nieruchomości, a także w urządzeniach
służących do doprowadzenia lub
odprowadzenia wody, gazu, prądu
elektrycznego oraz w liniach kolejowych
i w innych podobnych urządzeniach
nazywa się szkodą górniczą.
Specyficzność pojęcia szkody
górniczej w porównaniu z pojęciem
szkody w rozumieniu prawa cywilnego...
polega na tym, że odpowiedzialność za
tę szkodę jest NIEZALEŻNA od tego,
czy szkodę można było przewidzieć
oraz czy ktokolwiek ponosi winę za
czyn, który ją spowodował...". Dziś
już nie pamiętam co było powodem, że
szkoda górnicza "znikła" (1994.) przy
uchwalaniu prawa geologicznego i
górniczego, ale temat jest podnoszony
więc powinien być wyjaśniony -
przypomniany?
Najlepszym dowodem braku wyobraźni
legislacyjnej jest zamykający ten
projekt artykuł 218. Ustawa wchodzi w
życie z dniem 1 lipca 2009 r. z
wyjątkiem art. 135, który wchodzi w
życie z dniem 1 stycznia 2010 r.
Przedkładający projekt najwyraźniej
dokonał wcześniej "analizy" i
"założył", że w Parlamencie, gdzie
tylko kilka lub kilkanaście osób (dwu
geologów, paru górników...) posiada
merytoryczną wiedzę oraz wolę pracy
ponad politycznymi podziałami ustawę
"klepnie się" przy pierwszym czytaniu.
Towarzyszące projektowi UZASADNIENIE
cechuje przeciwskuteczna swoista
"nowomowa i żargon", zniechęcające
tych parlamentarzystów, którzy
starają się zostać "profesjonalnymi
nieprofesjonalistami". Nie wskazano np.
co wprost zostało przeniesione z tekstu
jednolitego ustawy (2005.) - co
przeredagowano - co jest całkowicie
nowym dorobkiem! Łatwo można
uwierzyć, że słabość UZASADNIENIA
jest pochodną "braku wiary" w
przydatność proponowanych rozwiązań.
Oczywiście w PRL nie było końca
świata z wydobywaniem kopaliny na
własne potrzeby. Proszę jednak
zauważyć, że w PRL gospodarka była
całkiem inna niż obecnie. Wszystko
było pod kontrolą wiadomych służb i
obroty wydobytym surowcem ponad własne
potrzeby były owszem możliwe, ale
tylko przy dzileniu się dochodami z
tymiż służbami, a że dochody były
niewielkie, to też skala nielegalnego
wydobycia była odpowiednio
mikroskopijna, co jak słusznie zauważa
komentator nie stanowiło "końca
świata". Teraz jest przynajmniej
teoretycznie "wolny rynek", a może
nawet gospodarcza "wolna amerykanka",
stąd są dziś całkiem inne skutki
tego samego zapisu, co z czasów PRL.
To, ze prawo geologiczne i górnicze
piszą dyletanci jest właśnie
przedmiotem krytki w omawianej opinii.
Prof. Jędryska myślę, że nie trzeba
bronić, bo sam potrafi to czynić
najlepiej.
Powszechnie wiadomo, że prace nad tym
projektem rozpoczęły się właśnie
wtedy, gdy wiceministrem był prof.
Jendrysek, i to on aprobował znaczną
część projektowanych rozwiązań.
Tragedią tego projektu jest, że
najwięcej na jego temat mają do
powiedzenia ci, którzy przewaznie mają
co najwyżej nikłą wiedzę z zakresu
prawa. Tytułem przykładu - mozliwośc
wydobywania niektórych kopalin na
własne potrzeby osoby fizycznej była
juz w socjalistycznym prawie górniczym
z 1953 r. i jakoś nie spowodowała
końca świata. Problem w tym, ze
projektowana ustawa (podobnie, jak
obowiązująca) musi rozstrzygać
niesłychanie kolizyjne interesy,
zarówno Skarbu Państwa, związane z
zabezpieczeniem kluczowych potrzeb
gospodarczych (potrzeby energetyczne,
budownictwo), a jednocześnie
uwzględniac potrzeby ochrony
środowiska, interesy samorządów i
właścicieli nieruchomości.
Oczekiwania pod jej adresem są
diametralnie sprzeczne,a to oznacza
bezwzględną koniecznośc kompromisu,
tyle ze nic dziwnego że nie zadowoli on
nikogo. Niestety, każdy ciagnie do
siebie. Są tego dowody w postaci
przebiegu prac komisji sejmowej
powołanej do prac nad tym projektem,
kiedy to do głosu dochodzi demagogia.
Ludzie - jak mnie bolą zęby to nie
proszę o pomoc burmistrza ani
przyrodnika, tylko idę do dentysty.
Szanowni Państwo! Nie odnotowałem tego dlatego, ze wydało mi się to rzeczą oczywistą, że prawo jest jednym z elementów polityki państwa i rządu. Dlatego propaganda zachwalająca to prawo ma na celu pozyskanie wszystkich tych, którzy go absolutnie nie znają i są gotowi dac wiarę gorącym zapewnieniom urzędników. Trzeba jednak przyznać, że propaganda ta jest skuteczna, bo tych, którzy nie znają tego prawa jest zdecydowana większość. Demokratycznie oni więc decydują o jego przyjęciu, a że to jest bez sensu, to cóż , takie jest prawo i koszt demokracji.
Próba wpłynięcia na treści "zapisane" w nowelizacji kończy się przywołaniem przez rządowego prawnika (profesor L.) do porządku coś w stylu "szanowni państwo Ustawa powstaje po by ułatwić a nie utrudnić działalność gospodarczą" !!!!! Jest to tak zapisane w stenogramach orka gov pl Więc a sio!!! my wiemy lepiej! Polecam rozwadze art. 14 i 15 nowej ustawy - czy tak się kręci lody? Z art. 18 i 19 wynika zaś, że wywłaszczyć z prywatnej własnosci niedługo będzie mógł każdy podmiot, który ma w tym interes prawny - tu jest już wytrych! Chyba przyjdzie zmieniać Konstytucję art. 31!
Jeżeli dobrze zrozumiałem to "Gajowy" nie ma wpływu na eksperta od "przestawiania paragrafów", bo jest on w innej parafii (ministerstwie). Rozpędzenie Rady Geologicznej to skandal, nie tylko organizacyjny i prestiżowy, ale przede wszystkim merytoryczny i poltyczny. Podobnie, jak likwidacja Państwowej Rady Górniczej, której zarzuca się zapewne pochodzenie komunistyczne. Tak, powstała ona w tym czasie, ale nie była tylko tworem politycznym, ale przede wszystkim zawodowym. Tak to się wylewa przysłowiowe dziecko wraz z kąpielą. Politycy zamiast się w sposób kompetentny i zorganizowany radzić naukowców i praktyków raczej nimi pogardzają i manipulują na zasadzie, co mi tu taki zwykły profesorek będzie wytykał, krytykował itp. lepiej niech idzie uczyć swoich studentów, bo za to mu płacą, a my politycy i tak mamy poparcie w sondażach, więc po co jeszcze cudze rady, które przynoszą tylko same kłopoty. Dlatego demokratyczna władza będzie stosować wszelkie totalitarne chwyty, aby tylko z nikim i zniczym się nie liczyć. Myslę, że jest to odrębny temat, którmu trzeba będzie poświęcić specjalny tekst.
Po "rozpędzeniu" Rady Geologicznej wieloletniego organu doradczego MINISTRA ci co chcą "przeżyć" w geologii, górnictwie, służbie geologicznej czy na uczelniach lub w PAN nie mogą, a w części nie chcą się wychylać."Rollingstonsi" zestarzeli się i w części pomarli, "geologiczniPampersi" "robią za koalicję", a "wzmocnieniprzezLecha" patrzą jak ich następcy się wykładają. Panie Adamie jest jeden ekspert kolejnych rządów "od przestawiania paragrafów" i nim władza się "podpiera". A "Gajowy" puki co "partyzantów" nie goni... Geologia i górnictwo to zbyt poważna sprawa by ją zostawić... LOSOWI, ale "wziąć jej" też nie ma komu! Módlmy się nich nas ominie KRYZYS i Misio Boni! Powodzenia.
projekt ustawy można podsumować bardzo krótko: ma on na celu przede wszystkim ułatwienie "kręcenia lodów" przedsiębiorcom górniczym - głównie żwirowniom; zapisy art. 4, art. 6 oraz art. 114 ust. 3 - świadczą o tym jednoznacznie i nie podlegają dyskusji; z kolei zapisy art. 10 w dalszym ciągu nie rozwiązują problemu własności złóż i pozostają w sprzeczności z przepisami dot. podatków od czynności cywilno-prawnych .....
Panie Adamie - brzmi jak epitafium. :( Do następnej goracej dyskusji.
Myślę, że dla ekspertów rządowych cisza w sprawie projektu nowego ppg jest korzystna, dlatego nie przewiduję dalszej dyskusji na tych łamach. Zarówno przeciwnikom, jak i zwolennikom tego prawa nie brakuje argumentów. Stronie rządowej brakuje racji opartych na klasycznych dla Europy tradycji prawa rzymskiego, ale również prawa polskiego. Tu wystarczy wspomnieć sławną Konstytucję 3 Maja, która liczyła sobie tylko 11 artykułów i kilka stron objętości drukiem. Wszystko to jest szalenie niewygodne dla naszych prawodawców, więc lepiej dla nich aby prawo to zostało przyjęte cicho i bez żadnych sporów.
Dalido – chodziło mi o art 97 ust 3, który został uchylony a następnie po ostrych protestach, w innej formie, z negatywnymi skutkami dla części poszkodowanych przywrócony. Odnośnie terminów – w przypadku zestawienia podmiotów Kopalnia – obywatel zakreślenie terminów uważam za konieczne. Ustawa sprzed 1994 r. przewidywała 21 dni, Ustawa z 1994 r. zakreśliła termin 30 dniowy art 97 ust 2 (wyczerpanie postępowania ugodowego) co w praktyce sprowadza się do odpowiedzi na zgłoszenie szkody. Potem następne pismo i kolejne itd…. Mam konkretne przykłady gdzie „ugodowe” postępowanie trwało trzy lata (służę kopią dokumentów). Dlatego zakreślenie tego terminu (w dobrej wierze a raczej naiwności ustawodawcy) do 60 dni uważam za bezprzedmiotowe bo jestem przekonana, że nie można w tym okresie przeprowadzić postępowania ugodowego z uwagi na przyjęte zwyczajowo procedury. Sprowadzi się więc ten zakreślony termin do przedłużenia postępowania wstępnego z 30 do 60 dni o czym pisałam wcześniej. Postępowanie sądowe jest post fatum – po zaistniałej szkodzie a potencjalny poszkodowany powinien mieć informacje pozwalające na podjęcie słusznych decyzji przed rozpoczęciem procesu inwestycyjnego. Oto przykład: przedsiębiorca nabył teren przemysłowy. Ponieważ teren ten znajduje się w obszarze górniczym wystąpił do OUG o opinię w związku z planowaną inwestycją. Otrzymał, że nie przewiduje się wpływów eksploatacji w obszarze jego własności. Opracował projekt, wziął kredyt, rozpoczął budowę. W trakcie wznoszenia budynku biurowego doszło do jego wychylenia tak znacznego, że trzeba go było rozebrać i budować od nowa. Kopalnia ujawniła, że są wpływy kat. III. (po roku) Wybudowano biurowiec, hale produkcyjne w ciągu technologicznym w zabudowie zwartej (już po przeprojektowaniu zabezpieczone na III kat).Z przyczyn wadliwej informacji nastąpiła zwłoka w oddaniu inwestycji przeliczalna na straty w produkcji. W halach ustawiono obrabiarki numeryczne. Po kolejnym roku budynek popękał, posadzki się połamały i pochyliły, coś złego zaczęło dziać się z obrabiarkami. Serwis sprawdził o okazało się, że obrabiarki wymagają poziomowania i tak co dwa tygodnie przez kolejny rok. Kolejna informacja po roku (3 lata od pierwszej) V kat. terenu górniczego, deformacje nieciągłe (czyli praktycznie teren nieprzydatny do zabudowy). Po kolejnych dwóch latach próby zawarcia „ugody” sprawa trafiła do Sądu. „Ugoda” celowo w cudzysłowie gdyż praktycznie jest to opracowanie kopalni i albo się poszkodowany podpisuje albo dostaje informację kierunkową. W tym wypadku przedsiębiorca podpisał a w 3 miesiące później, w dniu, w którym miał otrzymać pierwszą transzę odszkodowania otrzymał pismo, że Dyrektor Kopalni odmówił podpisania ugody. Co z niego wynika? Ano: Bezkarność wydawania wadliwych opinii górniczych dla celów inwestycyjnych z powodu braku określenia odpowiedzialności czasowej i podmiotowej za ten dokument. Inwestycja jest przedsięwzięciem celowym, kosztownym i trwałym. Na „szkodach górniczych” celowość i trwałość jak widać są problematyczne. Koszty mogą być trudne do określenia. Niczym nieograniczona możliwość przeciągania w czasie postępowania „ugodowego” bez względu na konsekwencje finansowe (kredyt bankowy, odroczenie w czasie rozpoczęcia produkcji, przestoje) dla poszkodowanego wynikające nie tylko z samego faktu wystąpienia szkód Bezkarność Kopalni wobec innego podmiotu gospodarczego. Brak w ustawie rozwiązań dotyczących szkód pośrednich związanych z górnictwem – oddziaływania zakładów przeróbczych, hałd, rurociągów przesyłowych, wyziewów itp. co w przypadku rozdrobnienia działalności na różne powiązane wyłącznie biznesowo podmioty staje się dla właścicieli nieruchomości położonych w obszarach górniczych wręcz groźne. Brak też słownika pojęć specyficznych używanych w treści ustawy bo co to jest „przywrócenie stanu poprzedniego” w pochylonym np. 13%o budynku mieszkalnym?. Czy jest to wypoziomowanie podłóg jako zalecany sposób naprawy szkody przez Kopalnię? Inne sformułowania również mogłyby być przedmiotem twórczej dysputy. Mam i inne wątpliwości Np. uważam, że w zapisie art. 150 brak logiki. Natychmiastowe zapobieganie szkodzie nie może trwać przez wyczerpanie postępowania ugodowego oraz postępowanie przed Sądem bo skutki odległości czasowej w przypadku awarii mogą spowodować nieodwracalne szkody. A co Pani mówi treść art. 148? Czy nie uważa Pani, że zakreślając termin 5-cio letni przedawnienia szkody należałoby zakreślić termin początkowy skoro wiedzę o oddziaływaniu posiada przedsiębiorca a nie poszkodowany? Czy nie należałoby poszkodowanemu zapewnić dostępu do rzetelnych informacji o wpływach wydobycia na jego własność (ochrona własności prywatnej) a więc i decyzje życiowe? Nie mam informacji kto jest autorem projektu tej ustawy i nie zamierzam nikomu „dokładać”. Uważam, ze każdy jak coś opracowuje to przyświeca mu założenie wyjściowe. Z opisu projektu wynika, że jest ono ukierunkowane na ułatwienie wydobycia kopalin podmiotom gospodarczym. Z tego założenia intencją ustawodawcy jest zmarginalizowanie procedur i kosztów tej działalności w tym odpowiedzialności za szkody. Moje doświadczenia zawodowe w zestawieniu z obecną sytuacją podmiotów poszkodowanych budzi obawy o ich los co sprawia, że chcę to zagadnienie wyeksponować tym, którzy się z nim nie zetknęli w praktyce. Przed przemianami gospodarczymi Kopalnia i poszkodowany byli partnerami, po przemianach w latach 90-tych Kopalnie przestały być partnerami poszkodowanych, zalazły „na szkodach” możliwość zaoszczędzenia kosztów. A jest o co powalczyć bo to ok. 20-30%. Ponadto odwleczenia wydania pieniądza w czasie to też pieniądz! Oscylator. Odnośnie biegłych sadowych – z tego co wiem to biegły jest powoływany właśnie w sprawach technicznych, w których W.S. nie ma dostatecznej wiedzy. I tu potrzebne jest prawo wykonawcze/ techniczne/ uszczegółowione bo opieranie opinii tylko na wiedzy fachowej i doświadczeniu zależy od poziomu (ich u) biegłego (inżyniera) ale również umiejętność rozumienia tych specyficznych zagadnień przez W.S. Korzystanie zaś z opracowań wykonanych „na zlecenie”, instrukcji i publikacji często sprzecznych w treści prowadzi do tego, że biegli wydają wykluczające się lub co najmniej sprzeczne opinie nie tylko w kwestiach budownictwa i szkód górniczych. Byłabym wdzięczna za uwzględnienie takiego punktu widzenia przy prawniczej obróbce Ustawy Prawo GiG.
Pani Dalido. Bardzo proszę o spokój. Jeżeli jest, tak jak Pani to pisze, to po co, to "może". Oczywiście, że jestem powiązany z WUG przede wszystkim przez krytykę tej instytucji w sprawach prowadzonej kontroli i nadzoru na polskim górnictwem. WUG zapowiedział wytoczenie mi procesu sądowego w tej sprawie. Pisałem już o tym, równiez na tych łamach. Mam nadzieję, że w wyniku tej dyskusji nie padną podobne groźby pod moim adresem. Odnośnie ręcznego sterowania WUG przez GGK i MŚ owszem grzmiałem, lecz może zbyt cicho i Pani tego nie usłyszała. Proszę zajrzeć na tym portalu do tekstu "Na prawo patrz". Pozwolę sobie przypomnieć tylko jego główną tezę, że WUG pod żadnym względem nie pasuje do MŚ, a jednak jemu podlega. Prawo górnicze i geologiczne jest sztucznie połączone z dominacją tego piewszego nad górnictwem, choć pod względem znaczenia gospodarczego jest dokładnie odwrotnie itp. Być może, że wyrażane przeze mnie stanowisko nie jest najlepszym rozwiązaniem, dlatego właśnie dyskutujemy. Łapać za słówka nikogo nie zamierzam, lecz wydawało mi się, ze lepiej jest kiedy mamy wspólny interes, mimo odrębnych zdań w sprawach szczegółowych. Dlatego podniosłem to, byc może nieumyślne potknięcie. Argumentów nie zbieram, więc ich nie mogę wystrzelać. Nasuwa je samo życie, projekty, postanowienia, wiedza, praktyka itp. Co do głupoty powtórzę tylko Pani stanowisko w tej sprawie, że miało być merytorycznie. Pozdrawiam.
Czyli Jest Pan Panie Adamie jednak powiązany z WUG. No bo wszyscy wiedzą, że projektu rozporzadzeń ruchowych pisze WUG. Czyżbym nie miała racji ? Czy GGK ręcznie steruje WUG-iem to nie wiem, ale skoro Pan wie, to dlaczego Pan o tym nie grzmi ? Przy okazji radzę poczytać sobie art. 37.1-2. projektu, gdzie wyraźnie napisamo, że zanim się cofnie, to najpierw trzeba wezwać, a niekiedy nawet nakazać w drodze decyzji. Ktoś jednak nie doczytał albo nie chciał. To zresztą w zasadzie nic nowego bo tak jest od lat, a ile koncesji na tej podstawie cofnięto? Uczciwie przyznaję że nie wiem, ale czekam na informacje od Pana ile. Widzę, że argumenty Pan już wystrzelał i zmierza do prowadzenia dyskusji metodą łapania za słówka. A miało być merytorycznie. Czytać hatko. Na urzędniczą dowolność są sposoby, na głupotę niestety nie.
WUG jest instytucją podległą GGK i słucha jego poleceń, czy tego trzeba, czy nie, bo za jego postanowieniami idą sankcje karne. Proszę więc zostawić WUG w spokoju, bo nie ma on tu nic do gadania. Wyjaśniałem juz, że jego ranga jest poniżej departamentu w MŚ i miniej więcej odpowiada randze tego portalu, jego autorów i komentatorów. Rozumiem, że jak nie ma na kogo zwalić winy za wpadki, to można na WUG, bo na pochyłe drzewo przecież każda koza skacze. Rozumiem też, że Pani Dalida nie jest w żaden sposób związana z górnictwem, o czym świadczy jej odcinające się od tekstu i jego komentatorów słowo "Was", a mnie się wydawało, że to wszystko dotyczy "Nas". Czy cofać koncesję za każde jej naruszenie? Nie, ale też określić stopień jej naruszenia i dawać np. ostrzeżenia i po kolejnym niewykonanym zaleceniu można ją cofnąć (np. do tzrech razy sztuka, termin itp). Tego jednak zabrakło. Czy to takie trudne? Czy jednak urzędnicza dowolność nadal bierze górę na zdrowym rozsądkiem?
No coż, ja się nie znam na mechanice górotworu ani na dokumentowaniu węglowodorów, więc się o tym nie będę wypowiadała. Więc dla równowagi może by tak samo, różnica między prawnikami a inżynierami jednak istnieje, bo nie znam prawników którzy porywają się na sprawy techniczne, ale przeważnie inżynierowie uważają się za specjalistów od prawa, prosty przykłąd to biegli w postępowaniu sądowym. Dyskusja odbywa się więc na nieporównywalnych płaszczyznach, też bym mogła polemizować o teoriach wpływów eksploatacji itp., ale nie chcę się ośmieszać. Hibiskusie, który to artykuł dzisiejszego prgg przewiduje, ze roszczeń dochodzi się na koszt przedsiębiorcy ? Czy 30 dni czy 60 to tak czy tak nie ma większego znaczenia, bo w większości przypadków każdy sztywno wyznaczony termin jest wadliwy. 30 dni to stanowczo za mało gdy duża szkoda, trzeba ją zinwentaryzować, opracować koncepcję naprawy, przeprowadzić negocjacje w sprawie uhody, a to w wielu sytuacjach w tym czasie nierealne. Przy tych 60 dniach to nie ma tam mowy o odpowiedzi na pismo (chyba że dysponujemy róznymi tekstami). Tylko do wyjątków należą sprawy, w których prawo określa termin zawarcia ugody, przykładem są ubezpieczenia, ale i tam termin nie ma charakteru bezgwlędnego. Dla mnie tego terminu do ugody w prgg mogłoby w ogóle nie być, bo jak się coś wie o prawie cywilnym, to nie ma wątpliwości, że takie zgłoszenie roszczenia to nic innego jak oferta, a co dalej to już wynika z kc. Nie wiem, o co chodzi z tą informacją o wpływach eksploatacji, ale w postępowaniu sądowym nie ma wątpliwości że to jest do uzyskania. Z całym szacunkiem dla autora opinii zamówionej przez sejm, ale obawiam się że Jego osobista wiedza z zakresu prawa jest mniej niż symboliczna, co zresztą wynika z jej tekstu. Nie da się skonstruować prawa bez określeń ocennych i nieostrych i tak jest od tysięcy lat i tego nie da się zmienić. A jeżeli chcecie by za każde naruszenie koncesji ją cofać, to proszę to zaproponować z imienia i nazwiska Nie jest prawda że prawo pisane jest z nastawieniem by znaleźć haka na każdego. A to że rozporządzenia do prgg są drobiazgowe - to pytanie, kto je projektował ? Prawnicy czy inżynierowie stowarzyszeni wokół WUG itp. ? Oczywiście, każdy ma prawo wypowiadać się na każdy temat. Ale jak przeczytać całe sześć stron tej dyskusji to chyba już ktoś wypunktował że to nie do końca jest tak, jak to się niektórym z Was wydaje.
Podzielając poglądy hibiskusa odnoszę wrażenie, że różnica zdań w sprawie kształtu pgg między inżynierami,a prawnikami jest pozorna, a przynajmniej drugorzędna. Istotna róznica jest między obywatelem, a władzą, o czym bardzo trafnie pisze również hibiskus. Otóż istotą rzeczy jest takie skonstruowanie prawa, aby jezeli będzie to konieczne na każdego, kto prowadzi działalność gospodarczą znaleźć przysłowiowego haka. Po to, aby działalność ta miała jak najmniejsze poparcie społeczne trzeba tak ustawić przepisy, aby w wyniku robót górniczych wszyscy okoliczni mieszkańcy byli na tym stratni. Trzeba przyznać, że pod tym względem prezentowane przez rząd pgg spełnia wszystkie kryteria, o jakich na wstępie wspomniałem. Po prostu prawnicty wykonali tylko brudną zleconą im robotę. teraz nie chcą się do tego przyznać, bo wzięli już za tow sute wynagrodzenie. Lepiej opowiadać bajki, ze inżynier nie może znac się na prawie itp,, bo to chociaż honorowa dyskusja.
Zamiast rozwodzenia się nad wyższością prawnika nad inżynierem odpowiadam Dalidzie słowami eksperta "W końcowej części wniosków autor stwierdza, że przedłożony projekt Pgg, nie zasługuje na jego uchwalenie bez niezbędnego i gruntownego jego przeredagowania. Pod względem merytorycznym reprezentuje on bardzo niski poziom." Proszę zrobić to co ja zrobiłam zestawić dotychczasowe zapisy rozdziału V z projektowanymi zapisami działu VIII. I odpowiedzieć : • gdzie podział się zapis o dochodzeniu roszczeń na koszt przedsiębiorcy. • czemu wydłużono termin de facto odpowiedzi na pismo (bo nie załatwienia postępowania ugodą) do 60 dni. D • dlaczego nie ma żadnych zapisów obligujących przedsiębiorcę do informowania o wpływach eksploatacji w sytuacji zakreślenia terminu dochodzenia roszczeń itp. Prawnik ma to do siebie, że to co zrobi uważa za doskonałe ( zawsze można zmienić jak się nie sprawdzi), inżynier za swoje działanie odpowiada całe życie. Tym się różnimy. A dla wiadomości inżynierowie znają prawo bo pracują na tym co szanowni prawnicy im zgotują! Proszę się więc nie dziwić, że starają się mieć wpływ na kształt prawa, posłuchać co mają do powiedzenia i przekuć to na prawniczy żargon. Traktując się jak partnerzy a nie wrogowie możemy stworzyć coś co będzie dobre.
Nigdy nie uważałem się za fachowca od prawa, choć temu prawu podlegam, a więc mam chyba prawo wypowiadać się na temat tego prawa. Droga Pani Dalio, prawo ma być jednoznaczne. Co to znaczy najmniejsze naruszenie koncesji? Dla jednego jest to nieprzestrzeganie żadnych zasad, a dla drugiego mrugnięcie okiem jest już karalne. Rozumiem, ze broni Pani rządowej koncepcji wspierania korupcji, z czego urzednicy ciągną spore korzyści. Czy Pani też jest urzędnikiem państwowym?
Szanowny Panie Adamie, to "może" występuje w obecnej ustawie o swobodzie działalnosci gfospodarczej, obecnym prgg i jeżeli chce Pan to zastąpić przez formę nakazu (musi lub tp.), to będzie strasznie, bo nawet w razie nieuzuniecia najmniejszego naruszenia trzeba będzie cofnąć. Chce Pan tego ? Przepraszam, ale wychodzi z Pana fachowiec od prawa, który się na nim jednak mało zna.
Pani Dalio. Co to znaczy zacietrzewiona dyskusja? Jeżeli ktos twardo broni swoich argumentów i ma na to dowody, to ma byc zacietrzewienie? Co to znaczy coraz mniej checi zrozumienia czegokolwiek? Czy słuszna i uzasadnina krtyka to wylewanie żółci i zajadłosci? Własnie usiłujemy autorów tego prawa naprowadzic na własciwa drogę. Proszę powiedzieć, jak to zrobić, kiedy najprostsze uwagi nie docierają do nich. O tym "może" piszę już kolejny raz, a jednak bez skutku. Oczywiście krytykom najłatwiej przypisac złą wolę. Niczego nie chcą naprawić , tylko wszystko zniszczyć. Proszę o odpowiedź na pytanie; kto wziął na siebie odpowiedzialność za to prawo? Ano nie ja, ani zadna z organizacji zawodowych i społecznych, lecz GGK i teraz on musi pić to piwo. Że nie smakuje, to niech najpierw lepiej je warzy.
Pani Dalido bawi mnie Pani serdecznie, bo co innego teoria prawa, w której zapewne jest Pani specjalistką, o czym zreszta swiadczy Pani komentarz. Jestem praktykiem w wykonywaniu prawa i wiele razy brałem udział w róznego rodzaju dochodzeniach i rozprawach. Prosze mi jednak odpowiedziec na pytanie: dla kogo jest tworzone prawo, czy tylko dla specjalistów, czy też dla zwykłych ludzi? Czy specjalisci innych zawodów nie moga zabierac głosu na temat prawa? Rozumiem, że teraz kiedy widac czarno na białym, ze to prawo jest źle skonstruowane usiłuje sie atakować jego krytyków, a nie dyskutować o merytorycznej jego warości. Bardzo proszę o odpowiedź na niżej pod Pani wpisem zamieszczony mój komentarz na temat stosowania w prawie wyrażenia "może".
Z zainteresowaniem czytam tę dyskusję, ale jest coraz mniej merytoryczna, coraz bardziej zacietrzewiona, coraz mniej w niej chęci zrozumienia czegokolwiek, a coraz więcej zółci i zajadłości. Panowie, o co wam chodzi, czy żeby wykazać, żde wszystko jest do niczego, czy żeby spróbować coś naprawić ? Już na drugim roku studiów uczyłam się, co to jest decyzja związana i uznaniowa i pamiętam to do dzisiaj, to taki chleb powszedni każdego organu administracji. Nie każdy to wie i rozumie, stąd różne komentarze będące dowodem, że ich autorzy w istocie nie wiedzą, o czym dyskutują. Czy urzędnicy znają się na prawie to odrębny temat, ale obawiam się, że Pan Adam M. i hibiscus pewno niewiele. Bo gdyby się znali, to by wiedzieli, że oprócz prgg (wszystko jedno, czy obecnego, czy projektowanego) jest jeszcze kodeks cywilny, kodeks postępowania administracyjnego, przepisy o ochronie środowiska i wiele innych, a wszystkie one stosują się do wydobywania kopalin itp. A niestety o tym nie wiedzą, co wynika z ich wypowiedzi. Do tego niestety potrzeba profesjonalnej wiedzy, a nie amatorszczyzny. W praktyce najczęściej na temat prawa wypowiadają się inżynierowie, którzy niewiele na ten temat wiedzą. Odróżnijmy wreszcie prawo (istniejące, projektowane) od różnych zależności gospodarczych, organizacyjnych, politycznych itp. Hibiscusie - praworządność to coś zupełnie innego niż sądzisz, weź do ręki jakikolwiek podręcznik z zakresu podstaw prawa dla I roku. A z normy prawnej wynikają i obowiązki i prawa, nie o charakterze moralnym. Co by zresztą nie było, projekt (bez względu na to, jaki on będzie) górnictwa nie uzdrowi. Nie słyszałam też, by projekt kodeksu karnego konsultowano w zakładach karnych.
Co oznacza w prawie słowo "może". Weżmy np. art 37 p.2 "...organ koncesyjny może cofnąc koncesję". Co to ma znaczyć? Może? Czyli jak chce. W podtekście jest to prawo korupcyjne. Jak da, to może nie cofnąc, jak nie da to może cofnąć. Itd. itp. Takich kwiatków z tym "może" jest tu znacznie więcej. I to ma byc sprawiedliwe prawo? Chyba śmiech na sali.
Dyskusja trwa, ale coraz mniej merytoryczna a coraz bardziej towarzyska. Panu Euro brakło argumentów więc zaczął szermować demagogią i się wycofał z dyskusji. Chciałabym wrócić do dyskusji merytorycznej. Zacznijmy od opisu projektu: „ projekt dotyczy: usunięcia barier utrudniających podejmowanie i wykonywanie działalności w zakresie geologii i górnictwa, pobudzenia przedsiębiorczości oraz zwiększenia pewności inwestowania, co powinno zapewnić racjonalną gospodarkę złożami kopalin w ramach zrównoważonego rozwoju” Czyli pobożne życzenie, że to powinno zapewnić to co jest zamierzone ? W sytuacji przemian ustrojowych, kiedy następuje relatywizm moralny koniecznym jest stanowienie prawa tak by dawało równe szanse podmiotom bez względu na ich status społeczny. Intencja Ustawodawcy nie może rozmijać się z zrównoważonym względem podmiotów zależnych stanem prawnym jaki będzie obowiązywać po uchwaleniu tego prawa. Z normy prawnej wynika dla jednego podmiotu obowiązek, dla drugiego zaś moralne prawo, będące korelatem tego obowiązku. Moralność jest nader nieprecyzyjna, często wskazuje jedynie ogólny kierunek postępowania. Do przestrzegania norm moralnych skłania ludzi przede wszystkim presja wywierana przez opinię publiczną, a także wpojone w trakcie wychowania nawyki, sumienie i inne bodźce. Praworządność jest to taki stan faktyczny, w którym podstawowe dziedziny stosunków społecznych są uregulowane przepisami prawnymi i przepisy te są przez organy państwowe egzekwowalne. Prawo to zespół norm wydanych lub usankcjonowanych przez państwo i zagwarantowanych przymusem państwowym a moralność to ukształtowany w procesie długotrwałego rozwoju społeczeństwa zespół norm postępowania, według których ocenia się określone zachowanie jako dobre lub złe. Na straży norm prawnych stoi aparat państwowy ze swoimi środkami przymusu a te muszą być ustawowo opisane. W istniejącej sytuacji prawnej, zabezpieczenia prawne dotyczące prowadzenia profilaktyki oraz sposobu naprawy na rzecz podmiotów poszkodowanych są nieskuteczne i paraliżują możliwość skutecznego egzekwowania prawa. Poszkodowany nie jest w żaden sposób chroniony i musi się zmagać z gigantem jakim jest zakład górniczy posiadający skuteczne zaplecze prawne i techniczne do walki „o swoje”.. Proponowana nowela Prawa górniczego i geologicznego zgodnie z treścią projektu nie uwzględnia skutków eksploatacji górniczej gdyż jak widać zdominowana została przez lobby górniczo-gospodarcze zainteresowane prowadzeniem działalności i generowaniem zysku z pominięciem warunków zrównoważonego rozwoju, ochrony powierzchni oraz zobowiązań wobec praw właścicieli. Jeżeli koszty prowadzenia wyrobisk z podsadzką stanowią 30% zysku a koszty naprawy szkód wynoszą 1-3% to rachunek jest prosty i uzasadnia konieczność przymuszenia zakładów górniczych do profilaktyki i obowiązku naprawy zarówno w zakresie ochrony środowiska jak i infrastruktury. W proponowanej noweli jest jeszcze gorzej. Proponuję porównanie i treść noweli na razie w zakresie działu VIII, który został wbrew pozorom zmieniony niewiele ale istotnie na niekorzyść poszkodowanych. Nie będę tu przytaczać artykułów obowiązującego i prawa i nowelizacji. Brak przepisów regulujących utracone korzyści a także rekompensatę za uciążliwość użytkowania obiektów uszkodzonych w kilkuletnim okresie między zaistnieniem szkody a „przywróceniem stanu poprzedniego”. Ani słowa w tak sformułowanej Ustawie o konsekwencjach dla przedsiębiorcy za naruszenie zasad odpowiedzialności za szkody! Proszę tych dyskutantów, którzy znają zagadnienie o konstruktywne uwagi merytoryczne, które pomogą doprecyzować formułowane z nowelizacji treści i argumentację. Zainteresowanie znajdą te materiały łatwo.
Co to ma za znaczenie skąd kto pochodzi, czy z CBA, IPN, czy też może z MSW? Tu chyba liczy się jakaś logika, komunikatywność, sprawiedliwość i zrozumienie, a tego nawet po tej dyskusji nie widać. Głosy wspierające ustawę są marginalne, nie tylko ilościowo, ale też nie odnoszą się one do podstawowych zarzutów dotyczących tej ustawy, a przede wszystkim ogromnego przerostu formy nad treścią. Braku konsultacji nie tyle ułomnego projektu skonstruowanego przez usłużnych urzędników, ile brak jest wszelkiej inicjatywy społecznej w tej materii. Udawanie, ze tylko urzędnicy znają się na prawie, logice itp. to czysta demagogia, a przecież na samym tylko Górnym i Dolnym Śląsku, gdzie jest główne zaplecze surowcowe Polski tysiące ludzi musi realizować plany wydobywcze zgodnie z tym prawem i ma coś do powiedzenia na ten temat. To w ich imeniu piszę tekst i komentarze o pgg. Jak z nich wynika zdecydowana ilość merytorycznych wypowiedzi jest pod jego adresem bardzo krytyczna. Dobrze by było aby decydenci rządowi brali to pod uwagę. I oto chodzi moim zdaniem w całej tej internetowej dyskusji.
Brawo Panie POL ! To Pan trafił w sedno. Właśnie chodzi o standardy, które wracając do meritum sprawy, wskazuje prof. Orion. Ale nawet przy pomijaniu takich opinii uznanych fachowców,to wspomniana przez Pan EU zajmie się tym szybciej niż komukolwiek się wydaje. I wtedy będzie Polak jak zwykle mądry po szkodzie ale tym razem górniczej, bo zarówno obowiązująca ustawa pgg jak i projekt nowelizacji niczego nie uzdrawiają a już na pewno polskiego górnictwa i wszystkiego co się wokół niego dzieje !!! To trudne do zrozumienia przez polskiego obywatela, ale to prawo ma wyznaczać standardy, jasne i obowiązujące wszystkich, zarówno państwo jak i przedsiębiorcę górniczego, zwłaszcza jeśli już wkrótce będzie nim prywatny właściciel a nie Skarb Państwa.
Coś mi się zdaje, że dyskusja zaczyna przypominać niektóre spotkania w maglu, widocznie ktoś uderzył w czyiś czuły punkt. Ten AK to jakiś prokurator, CBA czy IPN ? Osobiście wolę iśc do kibla co spełnia standardy EU niż nasze. Ludzie - a prócz tego co to wszystko ma do projektu ustawy. Chcecie nią zbawić cały świat ?
Oczywiście ! Niech się Pan nie zniża, tylko czemu nie odpowiedział Pan na pytania? Jestem też ciekaw z jakiej to szanownej pozycji musiałby się Pan zniżyć do najbardziej ludzkich argumentów i najprostszej ekonomii. Argumenty leżą na hałdach, kopalnie już nie fedrują w piątki i co dalej ? Czy ktoś tak naprawdę przejmuje się górnictwem w tym kraju ? Dlaczego buduje się stutysięczne miasta na węglu, zamyka najnowocześniejsze kopalnie a kilka lat później oddaje złoże czeskim przedsiębiorcom? Rządowy projekt ustawy to zaproszenie do legalnego rozboju prywatnego przedsiębiorcy. Jak wygląda odpowiedzialność Skarbu Państwa Pan zapewne dobrze wie i jak przedstawia się to w praktyce, chociażby roszczeń odszkodowawczych. Oczywiście dobra to taktyka omijać niewygodne pytania i ośmieszać, ale może w końcu trzeba się zniżyć żeby problem naprawdę zrozumieć, bo z pozycji wysokich stołków można tylko tworzyć teoretyczne absurdy! Miłych wakacji może w Kambodży, Panie Euro ?
Panie euro! Po co Panu to wszystko wiedzieć? Czy pan moze pomóc, czy zaszkodzić? Znając zycie, obawiam się, ze to ostatnie jest bardziej prawdopodobne. Podałem kierunek zainteresowania na Stowarzyszenie Kierowników Ruchu Zakładu Górniczego. Tam proszę zwrócić się o szczegóły. Odnośnie toalety to proszę przejrzeć załącznik do tekstu prawa przepisów UE (tabelka) tam Pan znajdzie toaletę. Czy zainteresowani wykorzystali wszystkie mozliwosci prawne? Nie i jeszcze raz nie, bo ich na to ich nie stać aby wynajmować najdroższych i sławnych adwokatów, którzy mieliby może jakieś szanse w tym starciu z Wysokim Sądem i urzędnikami.
No właśnie, mniej demagogii. Bo do poziomu dyskusji reprezentowanego przez AK nie zamierzam się zniżać. Zero argumentów. Jak się ich nie ma, to cel uświęca środki. A ponadto - chętnie się dowiem, który artykuł propjektowanej ustawy określa wymagania toalety górniczej. Chętnie się dowiem również, w jakiej to sprawie OUG W-w zastosował wykładnię ministerialną prowadząc w rezultacie do (jak sadzę) wadliwych sankcji związanych z ruchem zakładu górniczego. Pytanie tylko, czy zainteresowani w ramach obrony wykorzystali wszystkie dostępne im środki prawne. Pewno nie, bo by o tym było głosno. A przy okazji radzę coś poczytać na temat zasady trójpodziału władzy. Jest co czytać, bo ona ma już ponad 200 lat i obrosła sporą ilością komentarzy. Przy okazji, wyjeżdżam na urlop i żalem komunikuję, że przez pewien czas będę poza zasięgiem internetu.
Nigdy i nigdzie nie twierdziłem, ze projekt nie zawiera korzystnych rozwiązań dla górnictwa i geologii. Twierdziłem i twierdzę, że ustawa ta jest źle skonstruowana i zawiera wiele wręcz nonsensów(np. wyposażenie przysłowiowej już europejskiej toalety górniczej). Bardzo daleka jest ona od wszelkich ideałów i standartów w tej materii o czym wielokrotnie pisałem. Odnośnie OUG we Wrocławiu, to oczywiście, że nie wydaje on na ten temat opinii lecz posługuje się najbardziej absurdalnymi komentarzami właśnie pochodzącymi z Ministerstwa Środowiska i Głównego Geologa Kraju oraz działającego w jego imieniu Departamentu Geologii i Koncesji Geologicznych. Jedni szaleńcy wspierają drugich i tak toczy się ten światek. Natomiast nadal jestem zdania, że polscy przedsiębiorcy górniczy, szczególnie w zakresie kopalin pospolitych są przeciętnymi obywatelami, którzy w ramach zabezpieczenia się przed pozaprawnym działaniem OUG we Wrocławiu chcieliby znać całe to prawo, ale nie mają żadnej na to szansy, aby dorównać swoim prześladowcom, którzy nic nie robią tylko wymyślają, którym paragrafem w kogo uderzyć realizując starą komunistyczną zasadę: dajcie mi człowieka, a ja już na niego znajdę paragraf Nie mówię już o tym, że są za to doskonale opłacani. Proszę zauważyć, ze nie jest przypadkiem, że ci którzy tworzą to absurdalne prawo w resorcie Głownego Geologa Kraju jednocześnie nadzorują tych, którzy przestrzegają jego wykonania. To właśnie Wyższy Urząd Górniczy i jego wrocławska filia w postaci OUG też podlegają służbowo twórcy tego prawa Głownemu Geologowi Kraju. Co Pan na to, Panie euro? Czy tworzenie i przestrzeganie prawa w jednym ręku nie pachnie totalitaryzmem (demokratycznym z nazwy, jak w PRL). Gdzie jest trójpodział władzy na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą? Jest, ano w teorii, w sloganach, w debatach przedwyborczych...
Panie Euro! Jestem bardzo ciekaw, z której strony tej podkomisji Pan zasiada ? I w której radzie nadzorczej spółki węglowej zasiadał Pan wcześniej? Bo to jest najistotniejsze. Niestety, całe lobby górnicze każdą inicjatywę działającą na korzyść społeczeństwa, które chce gwarancji bezpieczeństwa zapisanych w ustawie, a wymuszającą od przedsiębiorcy górniczego, rozumnych rozwiązań traktuje za demagogię! Niech Pan przeczyta ostatnią wydaną koncesję na eksploatację węgla ! Inwestycja jak w kraju trzeciego świata i to najlepszy fachowiec w kraju wydaje takie decyzje, który pracuje właśnie nad ustawą. Mamy najdroższy węgiel i najbardziej zniszczone środowisko i to wszystko zgodnie z prawem ! Jak to może długo jeszcze trwać? Czy Pan naprawdę nie wie co czeka polskie górnictwo? Polecam opinie prof. Antona Sroki I proszę tak nie szafować znajomością ustawy, nie Pan jeden ją przeczytał, a punkt patrzenia zależy od punktu siedzenia. Pan z Warszawy czy ze Śląska ?
No własnie, a tak ktoś to przed chwilą wychwalał pod niebiosa fachowość urzędów górniczych. Fakt, ze wrocławski oug jest znany z naddokładności. Wiem i nie muszę w tej sprawie się z nikim kontaktować, nawiasem mówiąc walczyłem z nimi i to z sukcesem. To tak jak z tą blondunką, która zapłaciła 202 sł za naprawę samochodu, po 1 zł za uderzenie młotkiem, po 100 zł żeby wiedzieć, gdzie uderzyć. Przy okazji to jednak nie chodziło o wykładnie ministra środowiska, bo o ile wiadomo WUG swoich nie publikuje. A co do meritum, Panie Adamie to niech Pan nie demonizuje, nawet jeżeli ta całośc ma 1200 stron, to nadal zapewniam Pana że dla przeciętnego obywatela ta materia jest obojętna. Po pierwsze, dzisiaj wcale całość przepisów z tej branży wcale nie jest bardziej skromna (niech Pan spróbuje podliczyć), a po drugie - nawet jeżeli odnieść to do górników i geologów - nie ma takiego, kogo dotyczyłaby całość, tj. 1200 stron. O ile się mylę, proszę o dowód, że jest inaczej. Jeżeli zaś uważą Pan, że projekt nie zawiera żądnych rozwiązań korzystnych dla górnictwa i geologii, to zapewne albo Pan nie przyczytał, albo Pan nie rozumie, albo rozumieć nie chce.
Rzeczowe podejście. To mi się podoba. Nikt nie przewiduje, że przeciętny obywatel ma przeczytać i zrozumieć 1200 stron tekstu. Drogi panie euro, a kim jest przeciętny polski właściciel piaskowni, zwirowni, glinianki itp., jak nie przeciętnym obywatelem? Pan mówi, ze prawo to nie dotyczy większości obywateli, to pozór, bo z tego co wiem, to produkowaną energię z węgla kamiennego i brunatnego użytkują prawie wszyscy obywatele RP, a prawo to decyduje też o kosztach, opłatach itp. warunkach finansowych, za które w końcu właśnie oni zapłacą. Rozumiem, że chodzi o ograniczenie dyskusji do wąskiego grona rządowych "specjalistów", którzy i tak zadecydują o tym jak zechcą. Z tym im gorzej tym lepiej to szczera prawda, bo w tym obłędzie legislacyjnym, rzeczywiście im gorzej dla rządowych propozycji dławiących polskie górnictwo tym lepiej dla górników i inwestorów tego sektora. Odnośnie sankcji karnych proszę zapoznać się z postępowaniem wrocławskiego Okręgowego Urzędu Górniczego, który skarży do sądu wszystkich, którzy mu podpadają na ogół ze skutkiem "śmiertelnym" dla zakładów, które w wyniku tych sankcji są zamykane. Sąd np. daje wiarę fotografii prezentowanej przez dyrektora tegoż urzędu, że półka bezpieczeństwa w odkrywkowym zakładzie górniczym została naruszona o 5 cm, co ma być widoczne na załączonej fotografii, na której nie ma żadnej skali porównawczej, ale skoro tak uważa urzędnik, sąd podziela jego zdanie. Pisałem o tym na łamach portalu nettg wspominając "niekompetencję i pozaprawne działania tego urzędu", na co rzeczniczka prasowa WUG obiecała sprawę przeciwko mnie skierować do sądu, bez dochodzenia, czy mam rację, czy też nie. Proszę w tej sprawie skontaktować się ze Stowarzyszeniem Kierowników Ruchu Zakładu Górniczego, którzy dysponują dziesiątkami tego rodzaju faktów. Skoro chętnie się Pan o tym dowie, to teraz Pan już wie, więc czekam na efekty. Pozdrawiam
Ludkowie roztomili, Przede wszystkim nikt nie przewiduje, że przeciętny obywatel ma przeczytać i zrozumieć 1200 stron tekstu. Jak wynika z tej dyskusji, to nawet ci co uważają się za specjalistów tego nie zrobili. To prawo w ogóle nie dotyczy większości obywateli, więc po co mają się nim zajmować. Odnoszę wrażenie, że ktoś za wszelką cenę szuka dziury w całym i nie jest zainteresowany twórczymi zmianami, tylko wykazaniem że im gorzej tym lepiej. Co do tych rzekomo wiążących wykłądni - chętnie dowiem się, kto z powodu niezastosowania się do takowej został obsypany sankcjami karnymi, mandatami i plagami egipskimi. A co do pojęcia strony i podmiotu na prawach strony - to różnicę zna nawet początkujący student administracji kończącej się licencjatem. Co do bezwartościowych propozycji zmian wymagań dotyczących tzw. szkód górniczych, to najlepszym dowodem są propozycje zgłoszane na ostatnim posiedzeniu speckomisji pracującej nad wiadomym projektem. Są one doskonałym dowodem tego, że ich PT Autorzy zupełnie nie znają obowiązującego stanu prawnego i niepotrzebnie wywarzają otwarte drzwi. Fakt, że w projekcie nie ma rozdziału (lub tp.)o szkodach sąsiedzkich nie świadczy o tym, że ich tam nie uregulowano, warunek jest tylko jeden - dobrze byłoby wiedzieć,na czym polega istota tych stosunków sąsiedzkich, a tego bez wiedzy z zakresu prawa cywilnego niestety "nie razbieriosz". Chętnie się dowiem, co to za cegła prawnicza "odpowiedzialność za szkody komentarze prawne" bo chociaż trochę się tym interesuję, to nie spotkałem się z opracowaniem o takim tytule Który przepis dzisiejszego prgg przewiduje że postępowanie sadowe toczy się na korzyść podmiotu gospodarczego ? Hibiskusowi gratuluję zdolności przewidywania, ale zaręczam żę ten komu nie są obce podstawowe rozwiązania polskiego systemu prawa bez trudu zrozumie istotę projektowanych zmian (chyba że nie chce zrozumieć albo ta podstawowa wiedza z zakresu prawa jest mu obca). Demokracja ma swoje prawa, ale to absolutnie nie oznacza, że wszyscy mają rację, nie da się tak zaprojektować omawianych rozwiązań by zadowolić każdego. Adam M. jednak podcina gałąź, na której siedzi, bo przyznaje, że wykładnie ministerialne nie są wiążące, ale jednak uważa, że jest przez nie tyranizowany przez dyktatorów urzędników. Wie, że te wykładnie są kontrolowane przez sądy, ale sądy też mu się nie podobają bo się nie znają. A wszystko ma swoje podłoże w tzw. inżynierskiej technice pisania, rozumienia i stosowania prawa. Mieliśmy przed laty efekt takich działań, co prawda te przepisy już nie obowiązują, ale do dzisiaj pijemy piwo nawarzone przez amatorów którzy tworzyli nowele do prg i pgeol z 1991 r. Ludzie, mniej emocji, mniej demagogii i taniego populizmu, a przynajmniej trochę rzeczowego podejścia.
Proszę zwrócić uwagę na to kto przedkłada tego rodzaju projekty prawa? Ano rząd, a rząd to urzędnicy, czy w Polsce są tylko urzędnicy? Czy tylko tak jak w czasach PRL oni na wszyskim się zanją? Jak się na tym znają pokazuje właśnie ich kuriozalne dzieło. Dlaczego nie chcą, poza dobranymi jednostkami pracować nad tym prawem z środowiskami zawodowymi (uczelnie, związki zawodowe, stowarzyszenia) dlaczego wszystkich mają w pogardzie i narzucają im za wszelką cenę swoją wolę, zasłaniając się demokratycznym mandatem Sejmu? Tu rodzi się też pytanie natury bardziej ogólnej. Czy demokracja formalna może wspierać i torować drogę dyktaturze urzędników, którzy działąją nie wiadomo w czyim interesie? Bo na pewno nie w interesie przeciętnego obywatela RP, który nie jest w stanie nawet przeczytać i zrozumiec te prawie 1200 stron tekstu. To już przerabialiśmy, że prawo było tak skonstruowane, że zawsze kogo się chciało mozna było oskarżyć i skazać. Czy to ma być powtórka z "rozrywki"?
Komentator "euro" jest bardzo pewny siebie. Ja też przeczytałam cały projekt wraz z opisem. Jest tam sporo niepotrzebnych powtórzeń i uszczegółowień. Jeśli takie są zasady procedowania to niech tak zostanie ale w odniesieniu do wszystkich podmiotów. Nieprawdą jest, że " nie ma bowiem jakichkolwiek racjonalnych podstaw by omawiane szkody były naprawiane wedle innych zasad niż zwykłę szkody (np. przemysłowe), w dodatku wedle innych zasad procesowych". Ależ są inaczej nie rodziłyby sie jak grzyby po deszczu instrukcje ITB zresztą na zamówienie GIG ani takie cegły prawnicze jak "odpowiedzialność za szkody komentarze prawne" czy "Ochrona obiektów budowlanych na terenach górniczych" wydana prez GIG. W książce tej można znaleźć wiele przyczynków do tego, że jest to inna specyfika naprawy, korzystania i użytkowania obiektów nie tylko mieszkalnych. Euro pisze - "pomysły komitetów obywatelskich dotyczące zmian w zakresie tzw. szkód górniczych mają charakter poetyckich fantazji, całkowicie oderwanych od elementarnych zasad prawa ukształtowanych już dawno temu; nie ma bowiem jakichkolwiek racjonalnych podstaw by omawiane szkody były naprawiane wedle innych zasad niż zwykłę szkody (np. przemysłowe), w dodatku wedle innych zasad procesowych; a jak ktoś twierdzi że z projektu wyleciały stosunki sąsiedzkie - to zapewne nie wie o co w nich chodziło i projektu w ogóle nie czytał;" - Ten zapis demaskuje pisząca osobę. Skoro ma taką wiedzę to nie posiadł jej z czytania projektu ustawy tylko z zasiadania w gremiach ustawodawczych! A aktualny nagłówek działu VII jest jednak bez stosunków sąsiedzkich. Do tego w zamieszaniu zapomniano kto jest szkodzącym a kto poszkodowanym i jakie sa prawa a jakie obowiązki tych podmiotów. Pomnięto też zapis, że postępowanie sądowe ma sie toczyć na koszt podmiotu gospodarczego. Przypadkiem????? Ewidentnie neikorzystnie potraktowano w zapisach ustawy właścicieli nieruchomości na powierzchni ograniczając ich prawo własności i nie dając nic w zamian prócz możliwości kopania się z koniem. Dalej Euro pisze "pod warunkiem jednak, że wiemy, co to znaczy "mieć prawa strony" i czym się to różni od "być stroną"." no właśnie a Euro jest tu na której pozycji?.
OK. Jednomandatowe okręgi wyborcze to pomysł, promocja i działania w skali kraju prof. Jerzego Przystawy z Wrocławia. Jego program przedstawiałem chyba rok temu w legnickim dodatku do "Niedzieli". Wydaje mi się, ze można go jeszcze znaleźć na stronach internetowych, również pod moim nazwiskiem. Niestety, program ten jest manipulowany przez polityków, którzy chcąc pozyskać znaczące srodowisko obiecują jego realizację przed wyborami, a po wyborach dalej sa za, a nawet przeciw. Manewr ten do znudzenia powtarzają obie główne partie PO i PiS zawsze z tym samym negatywnym skutkiem.
Panie Adamie ! Nie bede sie wypowiadal w sprawie projektu ustawy tylko chce sie zapytac o nastepujaca rzecz : U nas w Kanadzie, a w zasasdzie podobne sprawy sa w gestii prowincji, czyli w Ontario,kazdy smiertelnik ma prawo przyjsc do parlamentu na pewnym etapie opracowywania danej ustawy i zabrac glos, wypunktowac braki, etc....Inna sprawa, ze u nas ( w Kanadzie ) sa jednomandatowe okregi wyborcze i w takiej sprawie idzie sie do swojego posla w swoim okregu i juz psim obowiazkiem tego posla jest wszystko zorganizowac i ulatwic bo posel odpowiada u nas przed elektoratem, i tylko przed elektoratem....Ja bym polaczyl ten problem z postulatem zmiany ordynacji wyborczej na JOW.....
Całkowicie zgadzam się z wszystkimi uwagami zawartymi w notatce euro, nie mniej chciałem jednak zwrócić uwagę na to, ze ministerstwo swoje wyjasnienia uważa za prawnie wiążące. I o takie komentarze mi chodziło. Mozna je ignorowac, tylko, ze wtedy wszystkie organa karne RP rzucają się na mnie jak na ofiarę zasypując mandatami, wyrokami itp. Tu jestem przegrany, bo kopanie się z koniem nie nalezy do przyjemnosci, a już stare przysłowie mówi, ze "Non Herkules contra plures" Nie moga byc one wiążace dla sądu. Nie mogą, ale są. Proszę zauważyć, że sądy w Polsce są całkowicie niezalezne równiez od prawa, logiki i faktów. Zasadniczo im wyższa ranga państwowej instytucji w sądzie, tym na ogół łatwiej sąd jej przyznaje rację nie usiłując nawet dochodzić prawdy, bo po pierwsze nie zna się na specyfice prac górniczych, a po drugie idzie na bezpieczną łatwiznę dając wiarę wyższej randze administracyjnej. Tak to wyglada w większości przypadków. Sejm i reprezentujacy go Marszałek moga uchwalić, co im się podoba. Pytanie o upoważnienie Marszałka to oczywiście czysta teoria użyta tylko do celów retorycznych, aby wykazać ministerialnemu urzędnikowi jego jawnie bezprawne działanie. W polsce zapomina się o tym, ze urzednik nie jest powołany do komentowania i wyjasniania prawa, on jet powołany do jego wykonywania. Wszelkie zas niejasnosci moga rozstrzygac sądy lub akceptowane przez obie strony specjalistyczne uczelnie górnicze, geologiczne, surowcowe itp. Tak sie dzieje we wszystkich cywilizowanych krajach Europy i świata. Urzędnik nie moze być tak jak jest to u nas wszechmocnym tyranem, który jest wykonawca prawa oraz równoczesnie jego jedynym i wiążacym interpretatorem.
Mam pewną przewagę nad pozostałymi, bo przeczytałem cały projekt i chyba wiem, o co w nim chodzi. Niestety, więkoszość zabiera głos w myśl zasady sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Przykro to mówić, ale najwięcej zacietrzewienia i niezrozumienia jest po stronie tych, którzy głoszą prawdy objawione z zakresu prawa przeważnie będące jednak bzdurami. I tak wykładnie na stronach internetowych ministra są wyłącznie wyrazem stanowiska tego, kto je podpisał i dla sądu wiążące nie są i być nie mogą, a jeśli ktoś uważa, że to jednak wykładnia wiążąca, to pewnie z prawem dużo wspólnego nie miał, Marszałęk Sejmu z tym nic wspólnego nie ma; opłata eksploatacyjna w świetle prawa polskiego jest rodzajem opłaty za korzystanie ze środowiska bez względu na to, czy się to komuś podoba czy nie, a zatem rozsądek podpowiada by to zunifikować choćby częściowo; podatek od podziemnej infrastruktury górniczej należy się gminom jak wół do karety, pytanie zresztą ile gmin góniczych go otrzymuje (na zdrowy rozum - co ma podatek od nieruchomości z opodatkowaniem czegoś, co z nieruchomością w znaczeniu przyjętym przez prawo nie ma nic wspólnego, nawiasem mówiąc dziw że ta "jednoznaczna" ustawa o podatkach i opłatach lokalnych jeszcze nie została zaskarzona do Trybunału Konstytucyjnego, bo w odniesieniu do podatku od nieruchomości nie spełnia elementarnych wymagań Konstytucji; pomysły komitetów obywatelskich dotyczące zmian w zakresie tzw. szkód górniczych mają charakter poetyckich fantazji, całkowicie oderwanych od elementarnych zasad prawa ukształtowanych już dawno temu; nie ma bowiem jakichkolwiek racjonalnych podstaw by omawiane szkody były naprawiane wedle innych zasad niż zwykłę szkody (np. przemysłowe), w dodatku wedle innych zasad procesowych; a jak ktoś twierdzi że z projektu wyleciały stosunki sąsiedzkie - to zapewne nie wie o co w nich chodziło i projektu w ogóle nie czytał; to, że w obecnym prgg gmina ma prawa strony w sprawach dotyczących opłaty eksploatacyjnej jest właśnie najlepszym dowodem na to, że gmina w tych sprawach nie ma żadnego własnego interesu prawnego (pod warunkiem jednak, że wiemy, co to znaczy "mieć prawa strony" i czym się to różni od "być stroną". Faktycznie definicja kopaliny wydobytej jest niestrawna i zbędna, ale czytałem że nie jest ona pomysłem resortu, ale głównego komsumenta wpływów z opłat eksploatacyjnych. Standardy konstytucyjne są niestety takie, że to to dawniej zamieszczano w rozporzadzeniu, dzisiaj często musi być w ustawie. A kto tego nie wie, no to trudno. Nie wszyscy muszą wiedzieć wszystko. Trzimta sie chopy !
Od dłuzszego czasu "praktykuję" w szkodach górniczych. Nowy projekt przeczytałam głównie pod tym kątem. Rację mają ci, którzy piszą, że w Ustawie znalazły się tematy, które powinny być uregulowane w rozporządzeniach. Są i takie których wogóle brakuje np. definicje specjalistyczne, profilaktyka bezpieczeństwa powierzchni. Zestawiłam tylko przepisy dotyczące odpowiedzialności ze szkody (stosunki sasiedzkie zniknęły, pewnie się źle kojarzyły). Obszerność materiału nie pozwala na zamieszczenie go w komentarzu. Rzecz w tym, że przy ułatwieniach działalności górniczej skomplikowana została i tak już trudna dla poszkodowanych sytuacja dochodzenia roszczeń. Kosmetyka jest pozorna. Przedstawiane przez społeczne komitety problemy są lekceważone głownie pzrez liczne gremia górnicze gdyż nie są zgodne z "intencją ustawodawcy" a intencja została dość dokładnie wyartykułowana w opisie do projektu. Ułatwić gospodarcze wydobycie! Zainteresowanych proszę o kontakt hibiskus3@o2 pl
Nie trzeba sypać głowy popiołem tylko korzystać z materiałów sejmowych, bo te i tylko te są podstawą do prowadzonej dyskusji. Nie sądzę aby strony internetowe Sejmu RP były specjalnie fałszowane w sprawie akurat druku 1696. Pan JAK opiera sie na innych materiałach niz te, które rozpatruje Sejm RP i dlatego nie możemy się porozumieć. Proszę o dyskusję nad materiałami zawartymi na podanych stronach internetowych Sejmu RP, a nie nad dowolnie kompilownymi tekstami!
A moze jeden i drugi Pan ma racje? Moze roznica wystepuje w wielkosci czcionki tekstu wiec liczba stron ulega zmianie?
Chyba posypię głowę POPIOŁEM! Mam przed sobą: projekt ustawy = 122 strony + 18 stron (UZASADNIENIE)+ 10 stron (OCENA SKUTKÓW REGULACJI) + 82 strony (TABELE UNIJNYCH IMPLEMENTACJI) + 1 strona (ZGODNOŚĆ Z PRAWEM UNIJNYM). Do tego Cd. druku nr 1696, który ma 461 stron! Najwyraźniej czegoś NIE MAM - przepraszam SPRAWDZĘ! Mam za to więcej szczęścia bo nikt mnie nie straszy, że wylecę z PRACY! Przed laty jeden "mądry" sugerował, że mam małe dzieci, ale nic to nie dało... Panie Adamie - naprawdę nie ilość jest ważna, a zła wiara, że WŁADZA wszystko może i że parlamentarzystom NIE ZALEŻY na dobrym prawie. Niech Pan Panie Adamie powie, że jest dziennikarzem to SKOŃCZY SIĘ DOPYTYWANIE (Panie legislatorki znają prawo prasowe!). Pozdrawiam.
Panie JAK, jak Pan liczy te strony? Proszę otworzyć w wyszukiwarce Prace Sejmu, dalej Projekty ustaw i tam pod Lp 105, Druk 1696 otworzyć rubrykę "Prawo geologiczne i górnicze" i sprawdzić ilość stron załączonych tam dokumentów. Podaję wykaz: Projekty ustaw - 230 stron Tom I Przepisy wykonawcze - 472 strony Tom II Przepisy wykonawcze - 456 stron Razem 1158 stron Odnośnie opinii legislatorek opowiem o tym, ze zamieszczają one na stronach ministerstwa środowiska obowiązującą wykładnię prawa geologicznego i górniczego. Pozwoliłem sobie zapytac je: czy maja do tego upoważnienie Marszałka Sejmu RP. Bo tylko ten, kto uchwala prawo, ten ma moc w sposób wiążący je wykładać. A panie legislatorki nie mają uprawnień Sejmu RP, co uznałem za naduzycie przez nie prawa. Na to Pani chytrze zapytała: gdzie Pan pracuje? ( W domyśle już ja Pana wyleję z tej pracy na zbity ...). Tak tworzy i interpretuje się w Polsce prawo.
Ustawa budzi wiele kontrowersji i pytań: - dlaczego definicja kopaliny wydobytej - stanowiacej podstawę opodatkowania opłatą eksploatacyjną - jest niejednoznaczna? - dlaczego ustawa - w/g Głównego Geologa Kraju - ustawa techniczna wprowadza zmiany w podatku od obiektów budowlanych zakładu górniczego, które są jasno i czytelnie określone w ustawach podatkowych? Dlaczego ww. zmiany wprowadzone zostały przez Stały Komitet Rady Ministrów już po uzgodnieniach z samorządami, po uzgodnieniach międzyresortowych i po przyjęciu projektu ustawy przez Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów? - dlaczego w projekcie ustawy odbiera się samorządom nabyte z mocy ustawy kompetencyjnej prawa strony w sprawach opłat eksploatacyjnych? - dlaczego zmienia się terminy płatności opłat eksploatacyjnych stanowiących dochody własne gmin z 4 x w roku do 2 x w roku ? Co to ma wspólnego z opłatami środowiskowymi stanowiacymi fundusze celowe? a tak to jest tłumaczone w uzasadnieniu przez Głównego Geologa Kraju. Ile jeszcze należy postawić pytań aby uznać że projekt ustawy wymaga wiele istotnych zmian, a podstawowe z nich: musi być zgodny z Konstytucją RP, z obowiązującymi ustawami np. o swobodzie działalności gospodarczej, ordynacja podatkowa, o opłatach i podatkach lokalnych, z wyrokami sądowymi i z wyrokami Trybunału Konstytucyjnego !
Chyba jednak trochę mają rację ci, co twierdzą, że głównym źródłem nieporozumień jest niezrozumienie (chęć niezrozumienia)projektu. To prawda że NOBODY IS PERFECT, ale naprawdę ten, kto zna realia prawne funkcjonowania górnictwa i geologii, znajdzie tam dużo bardzo korzystnych rozwiązań. A ich brak dzisiaj stwarza mnóstwo kłopotów i kopalniom, i organom administracj. Nie fetyszyzujmy urzędów góniczych (i tego najwyższego), ale chociaż przepisy znają, to przeważnie ich nie rozumieją, a prócz tego - urząd górniczy zawsze ma rację, w razie wątpliwości patrz jak wyżej (idę o zakład - skrzynka Johny Walber Blue Label). Prawda jest zresztą taka, że o ile mi wiadomo, szkolenia na uprawnienia (z zakresu prgg) prowadzą technicy. Ten, kto żałuje komisji do spraw szkód góniczych pewno nie wie, że one plus przepisy o szkodach górniczych (z 1953) doprowadziły do degradacji środowiska zwłąszcza na GÓRNYM SLĄSKU, nie opłacało się zapobiegać szkodzie, lepiej było zaczekać aż się zawali i zapłacić zryczałtowane odszkodowanie znacznie niższe niż szkoda. A może ktoś wreszcie sprowokuje jakąś dyskusję z udziałem specjalistów z zakresu tego prawa ? Pani Mierniczemu ku rozwadze - podziemne bezzbiornikowe prowadzisię od lat (ostatnio nawet się paliło), składowanie - skromnie bo skromnie, ale też. Czy jest bardziej bezpieczny sposób unieszkodliwienia niektórych odpadów, np. promieniotwórczych (zalecam zainteresować się, co w istocie w Polsce się z nimi dzieje). Tuż Pyrsk Chopy !
Ponad 1000 stron tego prawa wraz załącznikami to nie jest slogan, to można znaleźć na stronach internetowych Sejmu RP i sobie policzyć! Do tysiąca bez badań Malinowskiego umiem liczyć. Zgadzam się, że najważniejsze jest jakościowe oddziaływanie,logika myśli, duch i ltera prawa oraz język. Wszystkie te postulaty najlepiej spełnia zwięzła i krótka jego formuła. Jeżeli chodzi o logikę to mam pytanie, czy np. potrzebne jest prawny opis wyposażenia toalety górniczej, co zawarte jest m in. w jednym z załączników do tego prawa, nad którym debatuje Sejm RP. Czy Sejm RP nie ma poważniejszych tematów do dyskusji?
W naszej wymianie poglądów utrwalił się SLOGAN: "ponad 1000 stron prawa"! Ma to mieć WYDŹWIĘK NEGATYWNY. Andrzej Malinowski (źródło: "Systematyka wewnętrzna ustawy") zadał sobie trud przeliczenia SŁÓW 651 ustaw z lat 2001 - 2005 i otrzymał następujące wyniki: *średnia objętość 7108 słów (ok. 24 stron), *minimum 48 słów, *maksimum 85807 słów, *pierwszy kwartyl 1655 słów, *mediana 3900 słów, *trzeci kwartyl 7971 słów, *odchylenie standardowe 6058 słów. Wśród analizowanych tekstów był tekst jednolity (2005 r.) "starej" ustawy prawo geologiczne i górnicze! Celowo przytaczam fragment badań Malinowskiego bo w USTAWIE ważne jest jej jakościowe oddziaływanie, logika myśli, duch i litera prawa oraz język. To SZWANKUJE w kompilacji nowego tekstu "J-J".
P.S. Tak jak Pan Adam napisał, ranga WUG w ostatnich latach drastycznie zmalała a to jest wina dotychczasowych rządów. Podejmowanie takich decyzji idzie w złym kierunku.
Zgadzam się z Panem Adamem, że PGG wraz z rozporządzeniami jest zbyt obszerne. Zdając odpowiednie egzaminy w OUG i WUG napotykałem na szereg niezrozumiałych dla mnie zapisów. Dla większości osób (jak nie dla 100%) czytających ustawę PGG czyta się tekst, którego w większości się nie rozumie. To nie jest dobry język polskiego prawa, powinien być bardziej przejrzysty i prosty w czytaniu. Pojęcia "bezzbiornikowe magazynowanie substancji w górotworze, składowanie odpadów w górotworze" nie mają praktycznego zastosowania do dnia dzisiejszego - chyba że sytuacja uległa zmianie w ostatnich dniach. Nie wiadomo jak je praktycznie interpretować. Nawet jak próbowałem czytać komentarz do ustawy Pana Aleksandra Lipińskiego i Ryszarda Mikosza odstawiłem go na półkę po kilku przeczytanych stronach. Ciekawe czy Panowie w Warszawie zdają sobie sprawę jaki powstał bałagan po wprowadzeniu w 1994 roku ustawy i zlikwidowaniu komisji szkód górniczych? Do tego wszystkiego doszedł zapis art. 53 PGG "Dla terenu górniczego sporządza się miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego ..." Panowie, zapytajcie się poczciwego górnika tj. osób dozoru ruchu (śreniego, wyższego), KRZG i innych poczciwych osób co sądzą na temat ustawy zasadniczej i rozporządzeń które ich dotyczą w zakładzie górniczym? Jak się przepisy sprawdzają w praktyce, bo to jest chyba najważniejsza istota sprawy?
Zgadzam się z rolą Wyższego Urzędu Górniczego w tworzeniu tego prawa. Tylko prawda jest taka, że WUG wraz z całym górnictwem został poddany daleko idącej degradacji swojego znaczenia. Kiedyś bezpośrednio podlegał Sejmowi RP, a potem premierowi, a na końcu ministrowi gospodarki. Teraz podlega on ministerstwu środowiska(!!!) i nawet nie ma tu rangi departamentu, a jego zwierzchnikiem jest twórca tego przawa Główny Geolog Kraju. W tej sytuacji o roli WUG w tworzeniu prawa można zapomnieć. Odnośnie dobrego prawa, to według klasyki rzymskiej winno być ono krótkie, zwięzłe i konkretne. Na tych zasadach prawo rzymskie funkcjonowało ok. 2000 lat, zaś prawo geeologiczne i górnicze tylko 14. Dobre prawo to nie takie które wszystko zapisuje, takie prawo jest totalitarne, a tego chyba nikt nie chce. Ponad 1000 stron prawa to dla totalitarystów jest dobre prawo, ale nie dla ludzi i państwa w nim żyjących. Nigdzie na świecie takiego prawa geologicznego i górniczego nie ma. Obecny projekt w całej rozciągłości zasługuje na wpisanie do księgi rekordów Guinnessa.
Moim zdaniem projekt PGG jest oparty na obecnej ustawie i próbuje się go uchwalić na chama przez rządy PO-PSL. Prawda jest taka, że ludzie w Warszawie nie mają pojęcia o funkcjonowaniu zakładów górniczych w praktyce. Wg mojej opinii prawo powinno się konsultować w 95% z urzędnikami WUG. To są na prawdę kompetentne osoby z dużym doświadczeniem zawodowym, znający prawo "na wylot". To jest na prawdę instytucja niezależna o ogromnym zaufaniu, która doskonale wie co zmienić w PGG. Pozdrawiam praktykujący mierniczy górniczy
Do Adama Maksymowicza: 233 + 460 = 693! jeżeli odjąć od tego uzasadnienia - ocenę skutków regulacji - "tabele unijne" oraz "towarzyszące" druki to będzie jeszcze mniej. Nie ma to znaczenia bo chodzi nie o ilość (stron!), a o JAKOŚĆ PRAWA. To co "zaprezentowano" nazwałem "kąśliwie" nowym tekstem "Jezierskiego-Jędryska" ("J-J" kompilacja!). POL4109 szczerze pisze, że prawo stanowi WŁADZA. Myli się tylko w tym, że władza chce mieć prawo "swoje", a nie prawo DOBRE. "Lipa" to problem, a WŁADZA (myśląca - taka jest!) problemów geologicznych nie potrzebuje. "J-J" kompilacja nie jest ani SWOJA - ani DOBRA dla WŁADZY. Posłowie geolodzy (Rzymełka i Tomaka) należą do Platformy Obywatelskiej - posłowie górnicy również do innych OPCJI. KIBICÓW jest jeszcze więcej - "zadymiarzy" brak...
Pamiętam, ze stare prawo górnicze komentował Płodowski i przyznaję, że jak na temte czasy było ono doskonałe. Onośnie 1000 stron, to w omawianej opinii moim zdaniem zaniżono tę objętości. Jest mi bardzo niezręcznie powoływać się na moje teksty w tej sprawie , również publikowane na tych łamach jak np. "Pochwała prawa geologicznego i górniczego" oraz na "Prawo patrz", gdzie ustosunkowałem się do wielu poruszonych tu kwestii, dlatego nie chcę ich powtarzać. O ile pamiętam, Czytelnicy zgodzili się z moimi opiniami w tej sprawie nie zamieszczając żadnego do nich komentarza.
Ad. Iserson. Sięgnąłem po rozdział III: "Szkody powstałe wskutek robót górniczych". Rzeczywiście SZKODĘ GÓRNICZĄ definiuje "anonimowy ustawodawca" (art 41.1 - 1953.*prawo górnicze tekst jednolity.). Nie zmienia to faktu, że w 1994.w dziale V: "Stosunki sąsiedzkie i odpowiedzialność za szkody" inny "anonimowy ustawodawca" SZKODY GÓRNICZEJ już nie definiuje. Brak ustawowej definicji SZKODY GÓRNICZEJ był podejmowany podczas prac nad projektem nowego tekstu "Jezierski-Jędrysek" (dalej będę pisał "J-J") i "wrzucany" jest teraz do dyskusji-poprawek ponownie w PODKOMISJI. Nowe teksty (1994. i 2008.) zawsze "coś gubiły" z tekstów wcześniejszych. Przy braku wskazań - dlaczego tak się dzieje POWSTAJĄ WĄTPLIWOŚCI! Proszę o "linki" bądź inne źródła OPINII, które są mniej KRYTYCZNE.
Niestety to cytat z A.M. "Sam fakt zamówienia opinii krytycznej...". To, co pisał prof. Iserzon w encyklopedii prawa to w istocie tylko cytaty z przepisów. Komentarze do prawa górniczego (1953) i geologicznego (1960) pisali oraz komentowali instytucje tych praw całkiem inni ludzie.
Między wierszami naszych skrótowych - internetowych uwag "czai się" sugestia, że projektu Prawa geologicznego i górniczego wraz z projektami aktów wykonawczych nie można w całości przeczytać. Gdyby tak było - to CZYTANIE ZE ZROZUMIENIEM miałoby charakter FRAGMENTARYCZNY! Dla ścisłości podaję: *Druk nr 1696 to 233 strony, *Cd druku 1696 to 461 stron, *Jednolity tekst... 2005 r. to 86 stron, *Jednolity tekst dekretu... 1953 r. prawo górnicze to stron 13, *... 1954 r. o urzędach górniczych 2 strony,*... 1960 r. 5 stron. Tak czy inaczej te "ponad tysiąc stron" jest przybliżeniem, które wpadło w "ciąg samopowielania". Bardzo chętnie poznam OPINIE POZYTYWNE. Sugestie, że OPINIE KRYTYCZNE są zamawiane, a POZYTYWNE nie przypominają mi dawne czasy, w których opinii krytycznych nie było, a "antypartyjne krytykanctwo" piętnowano SŁUSZNIE i od razu. Co do Emanuela Iserzona to powszechnie jest znany jego komentarz do haseł -*prawo geologiczne oraz *prawo górnicze w encyklopedii "Prawo na co dzień", a materiały niepublikowane (jeden Bóg wie gdzie się podziały?).
Nie są mi znane publikacje prof. Iserzona o prawie geologicznym z 1960, a w prawie górniczym z 1953 też jego wkładu nie było. A jezeli ktoś zna jedno i drugie, chętnie o tym usłyszę. Smutna prawda bez względu na to czy komuś sie podoba czy nie polega na tym,że prawo stanowi ten, kto ma władzę. Tak było, jest i bedzie w każdym państwie, bez względu na to, jakie ono jest - demokratyuczne, totalitarne czy jakieś inne. Żal mi Adama H., ale z jego ostatniego tekstu wyraźnie wynika, że najwyższy organ państwa zamówił opinie krytyczną. Nie opinię, lecz opinię krytyczną. Dalsze komentowanie jest zbyteczne. A przy okazji skoro tenże narzeka, że tekst projektu to ponad 1000 stron i kto to przeczyta, to widocznie też nie przeczytał. A jeżeli Adam M. wytyka ministerialne partactwo, to chętnie się dowiem, na czym ono polega. Jest tylko jeden warunek wszelkiej dyskusji - rzeczowa, bez demagogii, oparta na faktach, znajomości materii i bez pogoni za tanią sensacją opartą na założeniu że im gorzej tym lepiej.
Emanuel Iserzon zajmował się analizą prawa geologicznego (ustawa - 1960.) i komentował prawo górnicze po jego nowelizacji (również - 1960.). W tym samym czasie powstał też jednolity tekst dekretu (1954.) o urzędach górniczych. "Socjalistyczny gorset" krępował wtedy prawo, ale kultura i wiedza prawna Iserzona ukształtowała się przed wojną, a "stary" lewicowy światopogląd pomagał raczej niż szkodził w tamtej rzeczywistości.
Co to znaczy "gonić za tanią sensacją"? Czy uzasadniona krytyka ministerialnego partactwa, to "tania krytyka"? Skąd POL4109 wie, co kto rozumie, a kto czego nierozumie? Co to znaczy rozmijać się z "lierą prawa". Fakt, że kiedy pracowałem zawodowo w branży górniczej wiele moich materiałów musiało ukazywać się pod psudonimami, gdyż już samo powołanie się na ich treść było kwitowane zapytaniem "gdzie pan pracuje?". Otóż system tworzenia prawa po 1989 roku, nie tyle mija się z jego mityczną "literą", ile jest kontynuacją totalnej praktyki z czasów PRL, polegajacej na tym, że rację ma ten, kto ma władzę. Czas najwyższy zmienić te obyczaje i w tym kierunku zmierza również omawiana opinia. Sam fakt zamówienia krtycznej opinii przez przedstawiciela najwyższego organu państwowego stanowiacego prawo, w imieniu którego wystapiło Biuro Analiz Sejmowych, jest faktem niezmiernie pozytywnym, świadczącym o jego niezalezności i dążności do tworzenia dobrego, sensownego i krótkiego prawa. Tu przypomnę, że omowiana ustawa wraz z załącznikami liczy sobie ok. 1000 stron. Kto to zapamięta? Kto jest w stanie przeczytać i choćby sie z tym jako tako zapoznać? Ta wersja jest tworem całkowicie nowym, o czym wielokrotnie przekonywał w swoich wywiadach dla prasy obecny Główny geolog Kraju.
No właśnie. Większość znanych mi komentarzy w gazetach codziennych i tygodnikach w przeważającej mierze goni za tanią sensacją i rozmija się z literą prawa. Nie podważając kompetencji b. GGK w zakresie geologii śmiem jednak twierdzić, że niewiele zrozumiał on z projektu, który swego czasu firmował. Inżynierska technika pisania i stosowania prawa niestety przeważnie powoduje więcej szkody, niż pożytku. A co do definicji szkody górniczej - to o ile mi wiadomo nie jest ona autorstwa prof. Izerzona, a co do swej przyczyny czy podstawy obowiązku jej naprawienia taka szkoda niczym nie różni się od typowych szkód przemysłowych. Wręcz przeciwnie, często można tę "szkodę górniczą" zawczasu przewidzieć. To, co było w pr g.1953 na temat szkód górniczych, tj. oderwanie tej odpowiedzialności od zasad prawa cywilnego, było celowym zabiegiem, który miał na celu ograniczenie odpowiedzialności przedsiębiorstwa za te szkody, tyle że spowodowało to dewastację środowiska, która będzie odczuwalna jeszcze przez wiele lat.
Od kilku lat piszę komentarze na temat prawa geologicznego i górniczego, które były publikowane w mediach zajmujących się zawodowo tym tematem. Przyznaję, że były one zawsze mniej lub bardziej krytyczne, dlatego nie mogę zgodzić się z opinią, że "najwięcej uwag mają ci, którzy z tego nic nie rozumieją albo rozumieć nie chcą". Przecież np. lekarze, również aktorzy i inne zawody dalekie od górnictwa nie zabierają głosu na ten temat.
Na przełomie 50./60. lat Emanuel Iserzon (używający też przejściowo nazwiska Wilczewski) - prawnik - (1893-1985.) w poniższy sposób zdefiniował szkodę górniczą: "[...] Szkoda powstała wskutek robót górniczych w nieruchomości, budynku lub innej składowej części nieruchomości, a także w urządzeniach służących do doprowadzenia lub odprowadzenia wody, gazu, prądu elektrycznego oraz w liniach kolejowych i w innych podobnych urządzeniach nazywa się szkodą górniczą. Specyficzność pojęcia szkody górniczej w porównaniu z pojęciem szkody w rozumieniu prawa cywilnego... polega na tym, że odpowiedzialność za tę szkodę jest NIEZALEŻNA od tego, czy szkodę można było przewidzieć oraz czy ktokolwiek ponosi winę za czyn, który ją spowodował...". Dziś już nie pamiętam co było powodem, że szkoda górnicza "znikła" (1994.) przy uchwalaniu prawa geologicznego i górniczego, ale temat jest podnoszony więc powinien być wyjaśniony - przypomniany?
Najlepszym dowodem braku wyobraźni legislacyjnej jest zamykający ten projekt artykuł 218. Ustawa wchodzi w życie z dniem 1 lipca 2009 r. z wyjątkiem art. 135, który wchodzi w życie z dniem 1 stycznia 2010 r. Przedkładający projekt najwyraźniej dokonał wcześniej "analizy" i "założył", że w Parlamencie, gdzie tylko kilka lub kilkanaście osób (dwu geologów, paru górników...) posiada merytoryczną wiedzę oraz wolę pracy ponad politycznymi podziałami ustawę "klepnie się" przy pierwszym czytaniu. Towarzyszące projektowi UZASADNIENIE cechuje przeciwskuteczna swoista "nowomowa i żargon", zniechęcające tych parlamentarzystów, którzy starają się zostać "profesjonalnymi nieprofesjonalistami". Nie wskazano np. co wprost zostało przeniesione z tekstu jednolitego ustawy (2005.) - co przeredagowano - co jest całkowicie nowym dorobkiem! Łatwo można uwierzyć, że słabość UZASADNIENIA jest pochodną "braku wiary" w przydatność proponowanych rozwiązań.
Niestety, najwięcej uwag krytycznych mają ci, którzy z tego nic nie rozumieja albo rozumiec nie chcą
Oczywiście w PRL nie było końca świata z wydobywaniem kopaliny na własne potrzeby. Proszę jednak zauważyć, że w PRL gospodarka była całkiem inna niż obecnie. Wszystko było pod kontrolą wiadomych służb i obroty wydobytym surowcem ponad własne potrzeby były owszem możliwe, ale tylko przy dzileniu się dochodami z tymiż służbami, a że dochody były niewielkie, to też skala nielegalnego wydobycia była odpowiednio mikroskopijna, co jak słusznie zauważa komentator nie stanowiło "końca świata". Teraz jest przynajmniej teoretycznie "wolny rynek", a może nawet gospodarcza "wolna amerykanka", stąd są dziś całkiem inne skutki tego samego zapisu, co z czasów PRL. To, ze prawo geologiczne i górnicze piszą dyletanci jest właśnie przedmiotem krytki w omawianej opinii. Prof. Jędryska myślę, że nie trzeba bronić, bo sam potrafi to czynić najlepiej.
Powszechnie wiadomo, że prace nad tym projektem rozpoczęły się właśnie wtedy, gdy wiceministrem był prof. Jendrysek, i to on aprobował znaczną część projektowanych rozwiązań. Tragedią tego projektu jest, że najwięcej na jego temat mają do powiedzenia ci, którzy przewaznie mają co najwyżej nikłą wiedzę z zakresu prawa. Tytułem przykładu - mozliwośc wydobywania niektórych kopalin na własne potrzeby osoby fizycznej była juz w socjalistycznym prawie górniczym z 1953 r. i jakoś nie spowodowała końca świata. Problem w tym, ze projektowana ustawa (podobnie, jak obowiązująca) musi rozstrzygać niesłychanie kolizyjne interesy, zarówno Skarbu Państwa, związane z zabezpieczeniem kluczowych potrzeb gospodarczych (potrzeby energetyczne, budownictwo), a jednocześnie uwzględniac potrzeby ochrony środowiska, interesy samorządów i właścicieli nieruchomości. Oczekiwania pod jej adresem są diametralnie sprzeczne,a to oznacza bezwzględną koniecznośc kompromisu, tyle ze nic dziwnego że nie zadowoli on nikogo. Niestety, każdy ciagnie do siebie. Są tego dowody w postaci przebiegu prac komisji sejmowej powołanej do prac nad tym projektem, kiedy to do głosu dochodzi demagogia. Ludzie - jak mnie bolą zęby to nie proszę o pomoc burmistrza ani przyrodnika, tylko idę do dentysty.