Nam współczesnym trudno się przyznać do wiary w tajemne moce. Gdy ktoś o to nas zapyta, często unikamy jednoznacznej odpowiedzi. Każdy przecież zetknął się w życiu z sytuacją, którą nie do końca potrafi racjonalnie wytłumaczyć.
Dawni górnicy, gdy czegoś pojąć nie mogli, tłumaczyli to działaniem sił nieczystych. Wierzyli w groźne demony, zazdrośnie strzegące skarbów ukrytych pod ziemią i w duchy łagodne, wręcz przyjazne, nierzadko ostrzegające przed grożącym niebezpieczeństwem.
Kiedy w latach sześćdziesiątych przeprowadzono w śląskich kopalniach ostatnią akcję zbierania górniczych opowieści, w wielu z nich przejawiała się postać tajemniczego Skarbnika. Zwykle zaczynały się, albo kończyły tym samym stwierdzeniem: „Kupa ludzi go widziała, a jo chyba nie. No, może roz, ale tyż nie wiem”.
Edward Gołąbek, emerytowany górnik z danej kopalni „Kleofas”, wyjawia, że o Skarbniku można było to i owo usłyszeć jeszcze z początkiem lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia.
– Opowiadaliśmy sobie te historie, a jakże. A kiedy na nocnej zmianie szło się samemu, albo we dwójkę, ciemnym wyrobiskiem, czuło się, że jest ktoś jeszcze. Ktoś niewidzialny. Wstyd się było czasem do tego przyznać, ale wierzcie mi, że tam, na dole coś jest. Ja w to wierzę, choć nie wiem, jak to coś nazwać – bije się w piersi Gołąbek.
Dr Wojciech Preidl z Katedry Budownictwa Wydziału Geologii i Górnictwa Politechniki Śląskiej zbadał sprawę. W rezultacie powstało ciekawe opracowanie zatytułowane: „De Animattubus Et Daemonibus Subterranesis”, czyli o zwierzętach i demonach podziemnych.
– Czy chciałbym oko w oko spotkać się z duchem? Myślę, że nie. Nikt z nas by nie chciał, ponieważ nie mamy pewności, jak duch mógłby na nasz widok zareagować. Boimy się również własnych reakcji. I stąd ten lęk. Spróbujmy zatem wczuć się w postacie dawnych górników. Oni byli przekonani, że mroczne podziemia na pewno zamieszkiwały duchy i tajemnicze zwierzęta, skoro w trakcie robót natrafiali na ich liczne ślady zachowane na skałach. Odciski łap, muszle, fragmenty kości, jakże niepodobnych do tych, które widywali na co dzień, wzbudzały ich niepokój, ale i zarazem zaciekawienie – tłumaczy Wojciech Preidl.
Taki duch w Anaberku w jednym szybie bywał, który się z wielką szyją jak koń ukazywał. Zadusił w onym szybie górników dwanaście – przytacza w wierszowanej formie Walenty Roździeński, autor księgi „Officina Ferraria albo huta y Warsztat z kuźniami szlachetnego dzieła żelazowego”, wydanej w Krakowie w 1612 roku.
– Pamiętajmy, że duchy zawsze ukazują się pod cudzą postacią, na przykład zwierzęcia lub człowieka. Nigdy pod własną. Z dawnych relacji dowiadujemy się, że górnicy widywali je jako osoby odziane w robocze kitle z kapturem, głęboko nasadzonym na głowę, o dziwnych, błyszczących oczach – zauważa badacz zjaw.
Z czasem postać Skarbnika, najważniejszego ducha podziemi, zmieniała się. W dawnych górniczych osadach – w Radzionkowie, Suchej Górze i tarnogórskiej Osadzie Jana – starzy górnicy dobrze znają Szarleja. Ten współczesny duch podziemi, jak nazywają go folkloryści, nie jest już tak krwawą, upiorną i mściwą postacią, jak jego poprzednicy. Zaliczają go do demonów średnich, które zasadniczo są ludziom przychylne. Wręcz pomagają im w pracy.
Bo Skarbnik w wierzeniach górników był kimś. Strzygi, zmory, utopce to przy nim zwykle pyrtki – głosi ludowa tradycja. Toteż górnicy czuli przed Skarbnikiem niebywały respekt. Nie mogli w pracy złorzeczyć, hałasować, spać, znęcać się nad końmi, bo Skarbnik takich zachowań nie znosił.
– Bali się go bardziej, niż sztygara. Sam pamiętam, jak w 1969 roku po raz pierwszy zjechałem na dół. Nadgórnik, który był moim przewodnikiem ostrzegał, żebym przypadkiem nie próbował gwizdać, albo śpiewać, bo coś złego może mnie spotkać. I dodał: „A jakbyś kiedy synu spotkał sztygara z fajką w zębach, co cię o ogień poprosi, nigdy nie podawaj mu swojej karbidki ręką, tylko postaw wpierw na łopatę i wysuń”. Skojarzyłem te słowa z jedną z górniczych opowieści, ale nie śmiałem pytać, czy żartuje, czy może wierzy w duchy – opowiada Preidl.
Przyczyn częstych spotkań dawnych górników w duchami współcześni medycy upatrują w szwankujących systemach wentylacji. Omamy wzrokowe mogły być konsekwencją działania dwutlenku węgla.
Walenty Komarek, długoletni ratownik w kopalni „Silesia”, zgadza się z tą sugestią. Nierzadko uratowani górnicy opowiadali mu o wizjach dziwnych postaci i ukwieconych łąk.
Było nie było, w duchy podziemi lepiej wierzyć, choćby ot tak sobie, na wszelki wypadek. A jak bardzo głęboko tkwią one w naszej podświadomości, sami nawet nie zdajemy sobie sprawy.
– Pamiętam – ciągnie swą opowieść Preidl – jak w latach dziewięćdziesiątych kopalnią „Polska” wstrząsnęła informacja, że na dole straszy Skarbnik pod postacią psa. Nawet sama dyrekcja wpadła w popłoch, ponieważ trzy dni pod rząd górnicy wyjeżdżający ze zmian z przerażeniem w oczach opowiadali o swych spotkaniach z czworonożnym demonem. W końcu okazało się, że ta zjawa, to zwykły psiak.
Może nie taki zwykły, skoro nikt nie potrafi ustalić, jak trafił na dół?
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.