Do 12 września Polska musi przesłać Brukseli ostateczne plany restrukturyzacji stoczni. Komisja domaga się, by plany restrukturyzacji zakładów w Gdańsku, Gdyni i Szczecinie zapewniały ich długoterminową rentowność, przewidywały redukcję mocy produkcyjnych, wysoki wkład własny inwestorów i nie prowadziły do kolejnych dotacji.
- Mamy do czynienia z prywatyzacją, do której skarb państwa będzie musiał dopłacić. Trzeba pokryć część starych długów, żeby ktoś inny mógł zapłacić resztę i zainwestować. Ile ostatecznie państwo dopłaci, okaże się, gdy uzgodnimy umowy prywatyzacyjne. Mogę powiedzieć, że stare długi w Stoczni Gdynia wynoszą co najmniej 1,5 mld zł, a inne rodzaje ryzyka wycenione są na kilkaset milionów. W Szczecinie wartość dawnych zobowiązań wynosiła już 1,5 miliarda złotych. Jednak dzięki renegocjacji wielu kontraktów zmniejszono tę sumę do 500 mln zł - mówi minister Skarbu Państwa Aleksander Grad w rozmowie z \"Rzeczpospolitą\".
- Upadłość w przypadku negatywnej decyzji Komisji Europejskiej jest nieunikniona. Jaką strukturę właścicielską miałyby mieć wówczas te zakłady? Trudno sobie wyobrazić, żeby z negatywną decyzją można było cokolwiek zrobić bez ogłoszenia upadłości. Stocznie nie będą mieć środków na funkcjonowanie, a Skarb Państwa nie będzie mógł już do nich dopłacać. Ale nawet upadłość nie oznacza końca świata - przypomina minister.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.